O tym niespodziewanym fakcie dowiedział się jednak od Brzoskwionowej Bryzy, która ze zdziwieniem powitała kocicę. Myślała, że przyszła w odwiedziny, okazało się, że przyprowadził ją tu Poranna Zorza, który obwieścił o jej ciąży i zbliżającym się porodzie.
Niestety Lodowy Szpon nie była zachęcona do zwierzeń. Powiedziała tylko, że nie chcę tych bachorów. Akurat wchodził do środka, by usłyszeć tą wymianę zdań. Nie chciała własnych kociąt? Dlaczego? Czy naprawdę nie odnalazłaby się w roli matki? Może dzięki potomstwu, poczuję się lepiej?
- Musisz mi coś obiecać - niebieska zwróciła się do czekoladowego, który nadal stał w miejscu, patrząc na nią w szoku.
- Em... Co takiego?
- Zajmiesz się moimi dziećmi.
Brzoskwiniowej Bryzie to się zbytnio nie spodobało. Od razu zaczęła wyrzucać starszej kotce, że powinna to przemyśleć. Że będzie żałować.
- Zajmiecie się nimi albo je utopię w rzece. - ucięła szybko ich sprzeciwy - Nie zamierzam się nimi zajmować, patrzeć na te szkaradztwa... Koniec! Jesteś mi to winien - Jej wzrok spoczął na czekoladowym.
Jesionowy Wicher przełknął ślinę. Może nie spisał się jako brat, ale żeby żądać od niego czegoś takiego? Spojrzał na Brzoskwiniową Bryzę, która wyglądała na zmartwioną. Nic dziwnego... Od ich decyzji zależał los niewinnych kociąt.
- Dobrze. Obiecuję. - westchnął.
To nie powinno być problemem. Dzieciaki będą mieć kuzynów do zabawy, na pewno się dogadają.
***
Poród nastąpił kilka dni później. Zajrzał powoli do środka, aby zobaczyć swoich siostrzeńców. Przy Lodowym Szponie leżały dwie kulki. Jedna biała, druga niebieska. Siostra nie była zadowolona z obecności maluchów, więc gdy Poranna Zorza jej powiedział, że to koniec, wstała i wyszła rzucając na odchodnym.
- Ten biały to Smark, a ta druga paskuda to Zaraza.
Został z dwójką kociąt, które smętnie popiskiwały, szukając matczynego ciepła. To było... okrutne. Porzucać tak swoje własne dzieci... Oddając je w opiekę bratu... Ale lepsze to niż utopienie w rzece. Chwycił małe kulki i podstawił pod futro Brzoskwiniowej Bryzy. One nie było niczemu winne, dlatego ukochana zgodziła się je odchować.
***
Szedł z rybą, którą złowił tym razem dzięki pomocy Króliczej Łapy, do żłobka. Kremowa vanka już na pewno umierała z głodu. W końcu zobaczy jak młode siostry się czują. Miał nadzieję, że się zaklimatyzowały, a jego dzieci miło przyjęły kocięta. Kiedy wszedł do środka zobaczył, że jego maleństwa śpią. Ich oddechy były równe i spokojne. Brzoskwinka ziewnęła, rzucając mu ciepłe spojrzenie.
- To małe diabełki - wyszeptała cicho, by nie obudzić dzieci.
Położył rybę przed jej pyskiem, a ta od razu wzięła się za posiłek. Diabełki? Miała na myśli ich dzieci czy siostry? Przyjrzał się kociakom i odkrył, że nie ma jednego. Zarazy... Paskudne imię. Czemu kocica nazwała tak okropnie swoje dzieci? Może i ich nie chciała, ale żeby tak ich krzywdzić? Nie ma mowy! On na pewno, nie będzie się zwracał tak do tych maleństw. Nie zasługiwały na to.
Szybko rozejrzał się po otoczeniu, dostrzegając niebieską kulkę w kącie żłobka. Wolnym krokiem podszedł do kociaka widząc, że ta nie śpi, a wpatruję się w niego przestraszonym wzrokiem.
- Nie bój się malutka. Nie skrzywdzę cię. Jestem twoim wujkiem, wiesz? - Usiadł niedaleko niej, aby pokazać, że nie ma złych zamiarów.
<Zarazo?>
"Dzieciaki będą mieć kuzynów do zabawy, na pewno się dogadają"
OdpowiedzUsuńKaczorek: Yyy nie