– Są już wszyscy?- Burzowy Mróz kiwnął głową w odpowiedzi na pytanie mojego mentora.- To idziemy.
Idę kawałek dalej za wojownikami. Z tego, co wiem idziemy obok granicy z podobno byłym klanem lisa. Nie ma innego ucznia na patrolu, więc nawet nie mogę z nikim gadać. Pierwszy jest Krowia Łata, drugi Burzowy Mróz, a ostatni Śpiewający Wiesiołek. Podbiegam bliżej mentora.
– Mam pytanie?- Kiwnął głową na znak, że mogę powiedzieć.- Co to jest to co spada z nieba?
Sierść mi się zjeżyła mocno. Zawiał mocny wiatr.
– To jest śnieg. Często pada podczas pory nagich drzew.- Tłumaczy żółtooki.
– Dziękuje.- Uśmiecham się. Strzepuję śnieg z głowy. Jak ma padać.- A jak to będzie długo padać?
– Prawie całą porę nagich drzew.- Wzdycha mentor. To źle. Jak to dziadostwo ma padać to ja podziękuję. Zimno mi jest już. A niedawno wyszliśmy. Kiwam głową na znak, że rozumiem. Zapowiada się ciężka pora. I pomyśleć, że narzekałam w porze nagich drzew, że jest zimno.
***
Wróciliśmy z porannego patrolu kilkanaście uderzeń serca temu. Dostałam pozwolenie by zjeść jak starszyzna będzie nakarmiona. Biorę jakąś mysz w zęby. Idę w kierunku legowiska starszych. Wchodzę do tego legowiska. Tutaj jest cieplej o wiele.
– Dzież diobry.-mówię przez zęby. Kładę mysz przez brązowym starszym. Uśmiechnął się.
– Dziękuje za mysz.- Zatopił zęby w mysz.
– Jak już pójdę zjeść.- Wychodzę. Zawiał mocniejszy wiatr. Sierść znowu mi się jeży. Na moim futrze jest już dość dużo śniegu. Czas na jedzenie! Jest pewnie środek dnia, więc potem wedle tego, co mówił Śpiewający Wiesiołek idę na trening. Będziemy trenować walkę z Wiewiórczą Łapą. Boje się trochę treningu walki z nim. Jest w końcu większy, silniejszy i ma dłużej trening. Jednak nie mam ucznia wojownika, który ma tak samo długo trening. Biorę jakąś chudą mysz. Odchodzę pod legowisko uczniów. Śnieg trochę przestał padać. Kładę ją na ziemi i sama siadam. Mysz jest jeszcze troszkę ciepła. Biorę gryz. Muszę się tym najeść. Rudy uczeń podszedł do mnie.
– Gotowa by przegrać?- prycha Wiewiórcza Łapa. Patrzę na ucznia. Wygląda na bardzo pewnego. Pewnie wygra. Jednak nie mogę się poddać!
– Nie wiem, czy przegram czy wygram.- Kończę jeść.- Zobaczymy.
Wstaje. Nie mam po co z nim gadać. Muszę wygrać. Rudy uczeń urósł od kiedy bawiliśmy się w żłobku. Wtedy było śmiesznie. Idę w kierunku wyjścia.
– Idziesz? Chyba że chcesz się spóźnić.- Mówię pewnie. Obracam głowę i mierzę go wzrokiem. Nie będzie tracić na niego czasu. Wzdycham. Nie słyszę jego kroków. Może został na jakąś chwilę. Idę do mentora.
– Jestem.- Siadam obok niego.
– Jeszcze czekamy na Wiewiórczą łapę i pójdziemy trenować.- Obserwuje obóz. Bardzo lubię moje mentora.
***
Czyszczę swoją sierść. Mam trochę mchu. Niestety przegrałam. Mało podobno mi brakowało jednak wynik jest tylko ważny. Wzdycham. Wstaję i idę za uczniem i mentorem. Dostałam kilka rad od mentora. Mam bardziej uważać co się dzieje, to chyba była główna rada. Chodź nie dziwi mnie, że Wiewiór się przechwala. Wygram kiedy indziej! Na pewno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz