Po powrocie do obozu nie odezwała się ani słowem. Umysł miała zasłonięty przedziwną pajęczyną, która nie potrafiła odrzucić sprzed jej oczu obrazu pustych, przerażonych oczu niebieskiego kocura, którego pokonała wraz z przyjaciółmi. Była głucha na wszelakie wołania czy też jakiekolwiek szturchnięcia. Ba, nawet zignorowała tłuste cielsko Bobrzej Kłody, które zwaliło ją z łap, gdy toczyło się do stosu ze zwierzyną. Normalnie srebrny kocur już dawno zostałby zrugany z ziemią, jednakże nie teraz.
Na sztywnych łapach podeszła do Jaskrowej Łapy i Wieczornikowej Łapy, którzy na uboczu lizali rany po starciu. Otarła się o boki przyjaciół, chcąc jakkolwiek poczuć ich obecność. Westchnęła ciężko, po czym usiadła na ziemię, mając wrażenie, że jej ciało waży co najmniej tonę. Ściągnęła uszy do tyłu, mrugając szybko, ponownie chcąc odgonić przerażający obraz sprzed swych oczu.
— Hej, Zboże, wszystko okej? — miauknął Wieczornik, który najwidoczniej był w podobnym co ona, okropnym stanie psychicznym. Chciała kiwnąć łbem, jednakże się zawahała.
Nie. Nie było okej.
— Walka dla klanu i wierność mu to jedno, ale mordowanie niewinnych kotów, niszczenie im domu z własnych, osobistych pobudek jest potworne — warknął Jaskier, odwracając łeb w drugą stronę, liżąc przy tym ranę na boku.
— Bo Pstrągowa Gwiazda jest potworem — miauknęła bengalka, liżąc przyjaciela po policzku, po czym ułożyła się bliżej, pomagając mu wyczyścić się z krwi. Niedługo później dołączył do nich Wieczornik — To było straszne, wiecie? Mimo zwycięstwa... nadal przed oczami mam przerażający wyraz jego oczu... — szepnęła.
Kocury spojrzały po sobie. Zboże dałaby sobie łapę uciąć, że są w szoku, że coś aż tak bardzo wpłynęło na ich przyjaciółkę. Kotka prychnęła pod nosem. Cholerna Pstrągowa Gwiazda! Wbiła pazury w ziemię. Przez tą idiotkę zginęła trójka wojowników. W tym momencie potwornie współczuła Biegnącemu Potokowi, która zapewne potwornie przeżywała śmierć swojej rodzicielki. W tle dało się słyszeć szepty, szloch czy wyzwiska.
— Ruszaj się przybłędo do czegoś a nie siedzisz i liżesz rany. Serio Bobrza Kłoda nie nauczył cię czegoś przydatnego? — syknięcie Zawilcowej Łapy wywołało tylko złość w córce Pliszkowgo Kroku, napięła całe ciało, bez najmniejszego zawahania startując z pazurami do kotki. Złapała ją zębami za ucho, rzucając niczym szmacianą lalką przez własny grzbiet. Czując krew w ustach oblizała się, mrucząc gniewnie. Córka Oszronionego Płatka wstała powoli, otrzepując się z kurzu. Zboże jednak nie miała zamiaru przestać. Ponownie dopadła do szylkretki, wyrywając jej futro z grzbietu, uda oraz brzucha, raniąc przy tym pazurami klatkę piersiową. Sama zarobiła kilka uderzeń, jednakże nie dawała za wygraną i zapewne gdyby nie interwencja Poziomkowego Blasku, krótkołapa skończyłaby niezbyt szczęśliwie. Wypluwając trójkolorową sierść z pyska i rzucając obelgi pod adresem kotki, wróciła do dwójki przyjaciół, którzy zdziwieni spoglądali na rozwścieczoną bengalkę, która chyba wróciła do dawnej siebie.
< Jaskier? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz