- Co się dzieje? - spytał Modrzewki, widząc jego minę, ale kocurek tylko pokręcił łebkiem.
- To pewnie nic takiego. Pobawimy się w opowiadanie historyjek? - powiedział głośniej, kierując swoje słowa do otaczających go kociaków. Odpowiedziały mu radosne miauknięcia.
Kątem oka dostrzegł, jak mama jeży sierść, ale starał się o tym nie myśleć.
- To kto zaczyna? - zapytał?
Do legowiska wpadł tata, a zaraz później wujek i Grzmiący Potok. Ciocia i mama momentalnie ich zasłoniły, ale kocurek nie musiał widzieć, żeby wiedzieć, jak wyglądają. W legowisku unosił się słodko-metaliczny zapach, który do tej pory kojarzył głównie z piszczkami i ostry, kwaśny odór. Strach.
Skoro dorośli się bali…
Spojrzał na pozostałe kociaki. Łasiczy Skowyt też się zainteresowała przybyłymi, każąc swoim dzieciom zostać w tyle.
- W-Wróbelku? - miauknęła cicho Skowronek. - Co się dzieje?
- Znam ten zapach! - gdzieś obok rozległ się tryumfalny okrzyk Kolca. - Mama mówiła, że to życie, i że mam go dobrze pilnować.
- To krew - powiedział cicho bury, jakby zaskoczony własnymi słowami.
- Krew? - zdziwiła się Borsuk, jakby idea, że ich tata też może krwawić, była dla niej zupełną abstrakcją. Pokiwał łebkiem na potwierdzenie, patrząc w oczy Modrzewikowi.
- K-krew? - Skowronek i Sarenka mocniej przytuliły się do siebie. Nawet Krecik wydawał się poruszony, chociaż w jego wypadku nigdy nic nie wiadomo.
- Nie ruszajcie się stąd - miauknął, nie zdając sobie sprawy, jak bardzo przypominał teraz swojego ojca. Ta sama dumna postawa, poważne ślepia, uważnie obserwujące otoczenie i niski głos, wykluczający sprzeciw.
Sprawa była poważna, bo nawet Sówka nie protestowała. Kociaki zbiły się w jedną kupkę, w bezpiecznym kącie legowiska, zasłaniając najmłodsze kociaki.
Ostrożnie podszedł bliżej dorosłych. U jego boku momentalnie pojawił się przyjaciel. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- ...ja… Wybacz mi. Gdybym wiedział… Gdybym zauważył… - głos Wilczego Serca w niczym nie przypominał tego aksamitnego tonu, którym opowiadał im historie. Serce kocurka przyspieszyło, a on sam pierwszy raz w życiu naprawdę poczuł strach.
- Nie mogę być dłużej twoim zastępcą.
A-ale jak to?
To jedno pytanie kołatało się po umyśle burego. Nie wierzył, żeby mogło stać się coś tak strasznego, żeby jego tata miał przestać być zastępcą. Nie on. Poruszył się niespokojnie. Poczuł, jak Modrzewik przysuwa się bliżej niego, próbując go pocieszyć.
- ...Nie ma nikogo, kto mógłby zająć twoje miejsce.
Czuł napięcie, które zawisło w powietrzu, gdy po słowach lidera zapadła cisza. Przyjaciel dał mu dyskretny znak, że powinni się wycofać. Przyznał mu rację. Jeszcze będzie okazja zapytać taty, co się stało, a wolał… żeby mama nie zauważyła, że podsłuchują.
Do kąta, w którym razem siedzieli, podeszła Łasiczy Skowyt.
- Modrzewik, Sówka, Sarenka, Krecik do mnie - burknęła, obrzucając resztę kociaków niechętnym wzrokiem. - Idziemy.
- Dokąd? - zdziwiła się Sówka. Jedyną odpowiedzią, którą dostała, było ponaglające szturchnięcie pyskiem rodzicieli.
- Mamo? - Modrzewik wstał, niepewnie unosząc jedną łapkę. - Ja wolę zostać z Wróbelkiem.
Buremu zrobiło się cieplej na sercu. Podszedł bliżej przyjaciela, prosząco wpatrując się w jego matkę.
- J-Ja też - zawtórowała mu Sarenka.
- Chodźcie - popchnęła ich do wyjścia. Wróbelek zupełnie nie rozumiał nienawiści, którą widział w jej ślepiach.
- Ale mamo… - zaczął Modrzewik. Odpowiedziało mu tylko warknięcie.
Bury czuł, że nieprędko znowu się zobaczą. W jego ślepiach stanęły łzy.
- Nie martw się - miauknął, starając się powstrzymać łzy. - Niedługo się zobaczymy.
Chyba zaczynał rozumieć, dlaczego dorośli czasami kłamali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz