- NIE NAZYWAJ SIĘ WIĘCEJ MOIM BRATEM TY PIEPRZONY ZDRAJCO!
Czający się obok niego point zastygł.
Leszczynek.
Zapadła cisza. Lider chciał wybiec z kociarni, ale Miedziana Iskra go powstrzymała. Moment później do legowiska wpadł rudy wojownik. Trzymane przez niego w pyszczku zioła rozsypały się, gdy płacząc i drżąc na całym ciele, stanął między nimi.
Wilcze Serce naprawdę chciał coś zrobić. Widok histerii kocurka, którego traktował jak rodzinę, zmroził mu serce i nie pozwolił wykonać nawet kroku.
Najprzytomniej zachowała się Miedź. Przytuliła Leszczynka, szepcząc uspokajająco. Rudy płakał jeszcze przez jakiś czas, ale coraz ciszej, jego oddech robił się spokojniejszy.
Czarny kocur powtórzył w myślach swoją nową mantrę, towarzyszącą mu od śmierci Pójdźki.
To moja wina. To wszystko moja wina.
***
Szedł. Jak okiem sięgnąć, rozciągała się słoneczna równina. Po niebie przesuwały się pojedyncze obłoczki, jak podczas najpiękniejszej Pory Zielonych Liści. Bo w końcu była, prawda?
- Już niedaleko - miauknął idący obok niego Igła. Jego sierść była ciemniejsza, niż to zapamiętał, ale jakie to miało znaczenie? Szli ramię w ramię, pewnie od wielu dni, ale nie czuł zmęczenia. Wiał delikatny wietrzyk, dający wytchnienie.
Byli już niedaleko celu. Wiedział to, choć nie był tu nigdy wcześniej. Nie codziennie wybiera się na wyprawę do Księżycowej Zatoczki, racja?
Zbliżyli się do wejścia do jaskini. Bił z niej przyjemny chłód, a gdzieś z głębi dochodził delikatny szum wody, rzucającej refleksy na kamienne ściany. Bez wahania wszedł do środka, słysząc za sobą kroki przyjaciela.
Jaskinia ciągnęła się i ciągnęła, a on miał wrażenie, że gubi się w wąskim przejściu. Gdy już stracił resztki nadziei, gdzieś przed nim mocniej rozbłysło światło. Zatoczka. Przyspieszył kroku, pokonując dzielący go od wody dystans.
Wyszedł na ukwieconą polanę, otoczoną pojedynczymi drzewami. Pośrodku leżało niewielkie jeziorko, do którego ze skalnej półki kaskadą spadała przejrzysta, lazurowa woda. Zbliżył się do brzegu, mocząc łapę w ciepłym nurcie.
Obok niego siedziała kotka. Bez problemu rozpoznał jej niebieskie futro i pomarańczowe oczy.
- Sroczka - miauknął drżącym głosem.
- A kogo się spodziewałeś, mysi móżdżku? - Uśmiechnęła się do niego.
Ktoś się zbliżał. Kocur podniósł wzrok i dostrzegł drobną, rudą sylwetkę. W jego ślepiach stanęły łzy.
- Tatusiu? Nie płacz. Przyszłam ci coś dać. - Zetknęła się z nim nosem. - To dar odwagi. Przyda ci się.
Woda zamigotała, jakby trącona czyjąś łapą. I faktycznie. W jego stronę, ze zdobyczą w pysku, płynęła jego matka. Wyszła z wody i otrzepała sierść.
Niewiele myśląc, kocur podbiegł do niej i otarł się o brązowe futro.
- Pamiętasz, która gwiazda prowadzi cię zawsze do domu? Nigdy nie zapominaj - powiedziała i liznęła go za uchem. Zamerdał ogonem, ciesząc się, że znowu są razem. Jak wtedy.
- No proszę, kogo my tu mamy! - ciepły głos odezwał się tuż obok niego. Wróblowy Śpiew uśmiechnęła się do niego, zupełnie jak wtedy, gdy powiedział, że wcale nic nie łączy go z Cętką. - Ode mnie dostaniesz uśmiech. Co ty na to? Coś mi mówi, że ostatnio wcale się nie śmiejesz.
To prawda - pomyślał. - Nie miałem zbyt wiele powodów, żeby to robić. Ale czy na pewno? Czy nie mam wszystkiego, o czym kocur może zamarzyć?
- Otóż to! - miauknęła czarna, przyglądając się motylowi siedzącemu na jednym z kwiatów.
- Jak był mały, też był taki poważny.
Podniósł wzrok. Stała przed nim jasna kotka, w niczym niepodobna do niego, a jednak wiedział, że to jego matka.
- A czasami to właśnie drobny gest może zjednać nam najzacieklejszych wrogów.
Poczuł, jak po jego kręgosłupie wędruje zimny dreszcz. W żaden sposób nie potrafił wyjaśnić dlaczego.
- Nie przejmuj się nią - miauknął do niego Borsucza Gwiazda. - Masz dużo poważniejsze powody, żeby to robić. - Dotknął jego nosa. Kocur poczuł chłód wypełniający całe jego ciało. - Dar mądrości. Przyda ci się, gdy przyjdzie moment dokonania wyboru.
- Wyboru? - miauknął zdezorientowany, ale nie był już na polanie. Las był ciemny i gęsty. Rozejrzał się, ale nikogo obok siebie nie zauważył.
- Ten, kogo uznajemy za wroga, nie zawsze nim jest - Dzierzba uśmiechnęła się do niego drapieżnie.
- Życie to najcenniejszy dar. Dlaczego nam go zabrałeś? - miauknęła Zimorodkowa Pieśń. - Oddaj je. Niektórzy potrzebują go bardziej niż ty. ODDAJ, SŁYSZYSZ?!
Zrobił krok w tył, ale jego łapa nie natrafiła na grunt. Zachwiał się.
Spadał.
SŁYSZYSZ?!
SŁYSZYSZ?!
- Wujku! Słyszysz mnie? - Miękka łapa delikatnie szturchnęła jego bok. Zamrugał, odzyskując świadomość.
- T-Tak. Słyszę.
Po jego policzku spłynęła łza, która szybko schowała się w czarnym futrze.
<Leszczynku? Stary piernik miał gorączkę i schizował>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz