Dzień zaczął się normalnie - wstałem rano, rozciągnąłem się. Postanowiłem trochę popolować, aby rozruszać kości i zdobyć coś na śniadanie dla klanu.
Udałem się w tym celu na moje ulubione miejsce - Suche Drzewo. Chodziłem tam bardzo często - nie tylko z powodów łatwej zwierzyny, lecz i prywatnych. Jako uczeń często chodziłem pod gałęzie starego Drzewa z Wolfstarem. Pamiętam wszystko tak wyraźnie. Każde uczucie jakie mi towarzyszyło.
Szybko wytropiłem pierwszą ofiarę - mała myszka polna, która postanowiła wychylić nosek znad swojej bezpiecznej przystani. Przykucnąłem na tylnych łapach, wbijając wzrok w zwierzątko. Śledziłem każdy jej ruch. Powoli zacząłem przysuwać się do zdobyczy.
Każdy jej niespokojny ruch, każdy powiew jej zapachu sprawiał, że kończyny drżały mi z niecierpliwości, ale - tak, jak mówił Wolfstar - muszę się pilnować, aby adrenalina zbytnio mi nie dokopała. Technika też jest ważna, o czym przekonałem się kilka razy.
Gdy byłem już wystarczająco blisko, przygotowałem się do skoku. Jednak instynkt doradził mi, abym zbliżył się na parę kroków bliżej.
I to był błąd. Myszka uniosła głowę, po czym szybko czmychnęła w zaroślach. Warknąłem z irytacją, po czym wybiłem się, ścigając ją wraz z tropem. Jednak ta zdążyła się już schować.
Westchnąłem. Poszukam innej ofiary.
Nagle sierść na karku zjeżyła mi się znacząco, gdy do uszu dotarł nieznajomy dźwięk. Cichy szelest kocich łap. Do nozdrzy dobiegł mnie dziwny zapach - nienaturalnie znajomy. Po chwili zmrużyłem oczy, odsłaniając kły. Samotnicy.
Nawet wiem który z nich. Stoneclaw, zabójca mojego mentora.
Krew zagotowała mi się w żyłach.Czy on myśli, że jak wejdzie na nasze tereny to nikt go nie wyczuje? Byłem wściekły. On nie ma prawa się tutaj pojawiać. Nie po tym co zrobił.
Wskoczyłem w krzaki. Za nimi rozpościerała się malutka polana, otoczona drzewami. I tak jak myślałem - on tam był. Potężny szary kocur penetrował okolicę, w poszukiwaniu pożywienia. Boki miał zapadnięte z głodu, przez skórę wystawały żebra, lecz wykluczało to masę mięśniową. Oczy miał przeorane bliznami, lecz mimo ślepoty, węch i słuch pozostawał mu dłużny.
Tym razem nie myślałem o technice. W mózgu włączył mi się tryb: Wygonić intruza, bez przycisku OFF. Rzuciłem się na niego.
- Co robisz na naszych terenach? - warknąłem mu w ucho, próbując go przygnieść. Stoneclaw wydał zdziwiony pisk, po czym zrzucił mnie z siebie, jednym potężnym szarpnięciem karku. Miotnięcie uderzyło moim ciałem o najbliższe drzewo. Krzyknąłem.
Wtedy za krzaków wybiegł kolejny kot, zwabiony moim krzykiem. Była to Warstar - szaro pręgowana kotka o złoto zielonych oczach. Widząc mnie walczącego ze Stoneclawem, liderka krzyknęła srogo:
- Mistyshade, zostaw go! Jest dla ciebie za silny!
Odepchnąłem przeciwnika, po czym zwróciłem się do liderki.
- Jestem wojownikiem, a do moich obowiązków należy przeganianie intruzów z terenów klanu.
- Pochwalam twoje chęci, jednak musisz użyć mózgu - warknęła Warstar. - Jego umiejętności przewyższają twoje. Zostałeś wojownikiem nie tak dawno. Sama go przegonię, a ty wracaj do klanu.
- Opuszczenie pola, byłoby tchórzostwem - sprzeciwiłem się. - Zamierzam przegonić go z tobą. On zabił Wolfstara, jest nam coś winny
Zobaczyłem jak szczęki Warstar zaciskają się. Po czym odetchnęła i odparła:
< Warstar? >
Udałem się w tym celu na moje ulubione miejsce - Suche Drzewo. Chodziłem tam bardzo często - nie tylko z powodów łatwej zwierzyny, lecz i prywatnych. Jako uczeń często chodziłem pod gałęzie starego Drzewa z Wolfstarem. Pamiętam wszystko tak wyraźnie. Każde uczucie jakie mi towarzyszyło.
Szybko wytropiłem pierwszą ofiarę - mała myszka polna, która postanowiła wychylić nosek znad swojej bezpiecznej przystani. Przykucnąłem na tylnych łapach, wbijając wzrok w zwierzątko. Śledziłem każdy jej ruch. Powoli zacząłem przysuwać się do zdobyczy.
Każdy jej niespokojny ruch, każdy powiew jej zapachu sprawiał, że kończyny drżały mi z niecierpliwości, ale - tak, jak mówił Wolfstar - muszę się pilnować, aby adrenalina zbytnio mi nie dokopała. Technika też jest ważna, o czym przekonałem się kilka razy.
Gdy byłem już wystarczająco blisko, przygotowałem się do skoku. Jednak instynkt doradził mi, abym zbliżył się na parę kroków bliżej.
I to był błąd. Myszka uniosła głowę, po czym szybko czmychnęła w zaroślach. Warknąłem z irytacją, po czym wybiłem się, ścigając ją wraz z tropem. Jednak ta zdążyła się już schować.
Westchnąłem. Poszukam innej ofiary.
Nagle sierść na karku zjeżyła mi się znacząco, gdy do uszu dotarł nieznajomy dźwięk. Cichy szelest kocich łap. Do nozdrzy dobiegł mnie dziwny zapach - nienaturalnie znajomy. Po chwili zmrużyłem oczy, odsłaniając kły. Samotnicy.
Nawet wiem który z nich. Stoneclaw, zabójca mojego mentora.
Krew zagotowała mi się w żyłach.Czy on myśli, że jak wejdzie na nasze tereny to nikt go nie wyczuje? Byłem wściekły. On nie ma prawa się tutaj pojawiać. Nie po tym co zrobił.
Wskoczyłem w krzaki. Za nimi rozpościerała się malutka polana, otoczona drzewami. I tak jak myślałem - on tam był. Potężny szary kocur penetrował okolicę, w poszukiwaniu pożywienia. Boki miał zapadnięte z głodu, przez skórę wystawały żebra, lecz wykluczało to masę mięśniową. Oczy miał przeorane bliznami, lecz mimo ślepoty, węch i słuch pozostawał mu dłużny.
Tym razem nie myślałem o technice. W mózgu włączył mi się tryb: Wygonić intruza, bez przycisku OFF. Rzuciłem się na niego.
- Co robisz na naszych terenach? - warknąłem mu w ucho, próbując go przygnieść. Stoneclaw wydał zdziwiony pisk, po czym zrzucił mnie z siebie, jednym potężnym szarpnięciem karku. Miotnięcie uderzyło moim ciałem o najbliższe drzewo. Krzyknąłem.
Wtedy za krzaków wybiegł kolejny kot, zwabiony moim krzykiem. Była to Warstar - szaro pręgowana kotka o złoto zielonych oczach. Widząc mnie walczącego ze Stoneclawem, liderka krzyknęła srogo:
- Mistyshade, zostaw go! Jest dla ciebie za silny!
Odepchnąłem przeciwnika, po czym zwróciłem się do liderki.
- Jestem wojownikiem, a do moich obowiązków należy przeganianie intruzów z terenów klanu.
- Pochwalam twoje chęci, jednak musisz użyć mózgu - warknęła Warstar. - Jego umiejętności przewyższają twoje. Zostałeś wojownikiem nie tak dawno. Sama go przegonię, a ty wracaj do klanu.
- Opuszczenie pola, byłoby tchórzostwem - sprzeciwiłem się. - Zamierzam przegonić go z tobą. On zabił Wolfstara, jest nam coś winny
Zobaczyłem jak szczęki Warstar zaciskają się. Po czym odetchnęła i odparła:
< Warstar? >
Jak coś t jest CD Warstar :3
OdpowiedzUsuń