BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Społecznością wstrząsnęła nagła i drastyczna śmierć Morelki. Jak donosi Figa – świadek wypadku, świeżo mianowanemu zwiadowcy odebrały życie ogromne, metalowe szczęki. W związku z tragedią Sówka zaleciła szczególną ostrożność na terenie całego klanu i zgłaszanie każdej ze śmiercionośnych szczęki do niej.
Niedługo później patrol składający się z Rokitnika, Skałki, Figi, Miodka oraz Wiciokrzewa natknął się na mrożący krew w żyłach widok. Ciało Kamyczka leżało tuż przy Drodze Grzmotu, jednak to głównie jego stan zwracał na siebie największą uwagę. Zmarły został pozbawiony oczu i przyozdobiony kwiatami – niczym dzieło najbardziej psychopatycznego mordercy. Na miejscu nie znaleziono śladów szarpaniny, dostrzeżono natomiast strużkę wymiocin spływającą po pysku kocura. Co jednak najbardziej przerażające – sprawca zdarzenia w drastyczny sposób upodobnił wygląd truchła do mrówki. Szok i niedowierzanie jedynie pogłębił fakt, że nieboszczyk pachniał… niedawno zmarłą Traszką. Sówka nakazała dokładne przeszukanie miejsca pochówku starszej, aby zbadać sprawę. Wprowadziła także nowe procedury bezpieczeństwa: od teraz wychodzenie poza obóz dozwolone jest tylko we dwoje, a w przypadku uczniów i ról niewalczących – we troje. Zalecana jest również wzmożona ostrożność przy terenach samotniczych. Zachowanie przywódczyni na pierwszy rzut oka nie uległo zmianie, jednak spostrzegawczy mogą zauważyć, że jej znany uśmiech zaczął ostatnio wyglądać bardzo niewyraźnie.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Klanie Klifu!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Wilka!
(jedno wolne miejsce!)

Miot w Klanie Burzy!
(Brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 3 sierpnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

24 kwietnia 2016

Od Mornindew

Tego ranka obudził mnie pisk Silenkit’a. Maluchy nie spały, tylko się bawiły. Bracia musieli znów coś mu zrobić.
– Co to za krzyki? – spytałam mrużąc oczy. Poczułam jak Silen wtula się w mój brzuch.
– Bluekit i Eveningkit znowu atakują mnie, kiedy śpię! – jęknął maluch. Spojrzałam z oburzeniem na jego braci. Czarne kłębki sierści kuliły się w rogu jaskini kryjąc się przed moim wzrokiem.
– Bluekit! Widzę was! Kazałam wam zostawić brata w spokoju!
– To nie nasza wina, że takie z niego mysie serce! – odpowiedział długowłosy kociak.
– Kto cię nauczył takich określeń? – syknęłam. Kociak nastroszył sierść.
– Greyfang… – szepnął. – Mówił, że członkowie Klanu Wilka są mysimi sercami, skoro uciekają na widok naszych patroli!
– Ale Silenkit jest członkiem naszego klanu, a nie Klanu Wilka – pokręciłam głową.
– Ucieka na nasz widok, jakbyśmy byli naszym patrolem, a on należał do wrogiego klanu! – wyjaśnił mi ich rozumowanie Eveningkit. Zaśmiałam się.
– Dzieci… Klan Gwiazd dał nam nasze klany, byśmy pielęgnowali w sobie cechy naszych przodków. Odwagę, wierność, honor i dobroć. Ale w swoim postępowaniu musimy być rozsądni. Jeżeli Klan Wilka kryje się przed naszymi patrolami, oznacza to, że jego członkowie wiedzą, że nie mają z nami szans w walce na Słonecznych Skałach. Jednak pamiętajcie, że nawet my w obawie przed patrolami Klanu Wilka nie zapuszczamy się w głąb ich lasu. Rozsądek to nie tchórzostwo.
– A atakowanie kota we śnie jest rozsądne? – oburzył się Silenkit.
– Musisz nauczyć się czujności. Nie każdy wojownik przestrzega Kodeksu. Kiedyś, podczas snu, ktoś może cię zaatakować. Musisz być gotowy na odparcie nawet tak tchórzliwego ataku!
Dawałam dzieciom bardzo ważne lekcje, które z pewnością pomogą im w przyszłym życiu. Jednak i oni uczą mnie czegoś ważnego. Kiedyś byłam tchórzem. Sądziłam, że jestem wzorowym wojownikiem, a w rzeczywistości zaatakowałam śpiącego kota. Czy Thunderstar mi wybaczył? Mam nadzieję, że tak. Odebrałam życia wszystkich członków swojego klanu. Chociaż… Onyxhunter jednak żyje. I jest niebezpieczny. Należy jednak do Klanu Klifu, z którym nie graniczymy. Dzięki Gwiezdnym! Nie chciałabym zobaczyć, jak któryś z moich synów z nim walczy! Nie mówiąc już o Longkit!
Z obozu dobiegały różne dźwięki. Wszyscy pewnie już nie spali, tylko polowali i patrolowali granice… Póki mamy spokój mogę wyjść z dziećmi na zewnątrz żłobka.
– Wstawajcie. Idziemy na dwór – powiedziałam szturchając nosem Waterkit’a i Longkit. Kocięta ziewnęły i podniosły się do siadu. Tymczasem Evening i Blue wybiegli na zewnątrz.
Po chwili wszyscy byliśmy na zewnątrz. Kociaki wypatrzyły błotną kałużę, na którą niemal od razu się rzuciły. Bawiły się w najlepsze ochlapując się mokrą ziemią.
W obozie były bezpieczne, więc nie musiałam się o nie martwić. Rozejrzałam się po obozie. Był prawie pusty z wyjątkiem Blackstar’a, który wylegiwał się na usypanym z ziemi kopczyku. Leżał, ale nie spał. Podeszłam bliżej i poczułam zapach strachu. Coś musiało się stać! Kocur wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Miałam wrażenie, że nawet mnie nie zauważa. Nagle wybrudził się z tego transu. Już kiedyś to widziałam.
– Rozmawiałeś z Klanem Gwiazd? – spytałam niepewnie.
– Tak – odparł krótko lider. – Nasza rzeka spłynęła krwią. To zły znak.
– Twierdzisz, że to krew naszego klanu? – dociekałam.
– Mam nadzieję, że nie. Dziś zwołam zebranie klanu. Powinniśmy być czujni i nie podejmować żadnych nieprzemyślanych decyzji – powiedział z powagą, jednak szybko zmienił temat. – Zabrałaś dzieci na spacer?
– Tak, przyda im się trochę ruchu na świeżym powietrzu. Muszą znać zapach swojego klanu i odkryć nasz świat.
– Daj im jakieś zadanie. Nauczą się odpowiedzialności i wytrwałości.
Uśmiechnęłam się do partnera i wróciłam do kociąt. Czarne futerko moich synów zrobiło się brązowe od błota. Longkit i Silen nie bawili się z nimi, tylko jak zwykle polowali na motyle. Waterkit trzymał się dzisiaj na uboczu zaczepiając mniszka, który wyrósł na ścianie obozu. Zastanawiałam się, czym zająć maluchy.
– Mam misję dla piątki dzielnych wojowników Klanu Nocy – powiedziałam z uśmiechem. Kociaki odwróciły się do mnie. – Kto pierwszy złapie mój ogon?

Słońce chyliło się ku zachodowi. Po nakarmieniu i uśpieniu dzieci wyszłam z jaskini na zebranie. Blackstar siedział z dumnie uniesioną głową na swoim kopczyku. Nieco niżej niego, w podobnej pozie zasiadał Grayfang. Członkowie klanu już się zebrali.
– Dziś miałem wizję – zaczął Blackstar. – Klan Gwiazd przekazał, że niebawem śmierć nawiedzi okolicę. Z początku nie rozumiałem jej, jednak sprawozdanie Grayfang’a z patrolu dało mi jasno do zrozumienia. Na terenach Klanu Nocy osiedlił się borsuk!
Tam, gdzie żyłam w młodości nie spotykało się borsuków. Był jednak w klanie starszy, którego opowieści wywoływały w mojej głowie koszmary przez kilka księżyców. Wśród nich była historia o tym, jak pewnego dnia jego mentor polecił mu i innemu uczniowi udać się daleko za siedlisko dwunogów i przynieść dla medyka zioła, które rosły tylko tam. Spotkali tam borsuka, a jego przyjaciel wrócił bez łapy i z połową ogona. Nic więc dziwnego, że członkowie Klanu Nocy aż zapiszczeli słysząc tę informację.
– Przeganiając go musimy zachować ostrożność. Wybrać najlepszy moment i zaatakować całym klanem – mówił lider z powagą. – Zanim jednak ten moment nadejdzie niech nikt nie opuszcza obozu samotnie! A jeżeli ktokolwiek wyczuje zapach borsuka, niech prędko wraca do obozu! Borsuki, jak nasz klan żywią się rybami, więc nasz wróg będzie z pewnością polował w pobliżu rzeki. Dlatego radzę przenieść tymczasowo łowisko na siedlisko koni. Pora nagich drzew jest już za nami, więc te tereny będą obfitować w myszy i norniki. Możecie już zjeść kolację, ale proszę, bądźcie ostrożni.
Koty udały się do sterty ze świeżymi zdobyczami i każdy zabrał coś dla siebie. Sama miałam ochotę ustawić się w kolejce, ale Spottedflower podbiegła do mnie z małą płotką w pyszczku.
– Chyba każdy się zgodzi, że ryby muszą trafić do brzucha królowej – powiedziała z przyjacielskim uśmiechem. – Trochę czasu minie, zanim wytropią tego borsuka.
– Widziałaś kiedyś to zwierzę? – spytałam cicho, lekko zawstydzona tym, że nie za bardzo wiem czym są borsuki.
– Uwierz mi, nie. – W jej tonie dało się usłyszeć lekki wstyd. – Ale byłam z Grayfangiem, kiedy wyczuł jego zapach, więc i ja go znam. Jestem w grupie kotów, które mają znaleźć kryjówkę tego stwora.
– Obyście dokonali tego jak najprędzej! Jeżeli potrzeba aż dwóch dorosłych kotów, żeby mieć jakieś poczucie bezpieczeństwa, to ja nie chcę nawet wiedzieć, co mogłoby spotkać moje dzieci w obliczu spotkania z tym stworem!
Kotka nic już nie odpowiedziała, tylko zabrała się za wróbla, którego zgarnęła ze stosu dla siebie. Ja zaczęłam jeść swoją rybę zdając sobie sprawę z tego, że to mój ostatni posiłek tego rodzaju w najbliższym czasie. Po kolacji podziękowałam wojowniczce i wróciłam do swoich młodych, które nadal smacznie spały.

Cała ta sprawa z borsukiem męczyła moje myśli. Miałam nawet sen, w którym wielka, czarna bestia o długich kłach i pazurach zabiła i pożarła moje młode, a ja nie mogłam nawet podejść sparaliżowana strachem. Szczęśliwie to tylko sen. Przecież taki borsuk nie może być straszniejszy niż potwory żyjące na Drodze Grzmotu? Blackstar mówił, że klan jest w stanie go pokonać, a tamtych bestii nie można się pozbyć w żaden sposób!
A jednak borsuk był nieuchwytny i przez trzy wschody słońca nikt nie znalazł jego kryjówki. Już chyba każdy członek klanu znał zapach tej bestii. Wolfsong wywęszył jego smród przy kładce, a Nightmareshadow przechwalał się, że słyszał jego ociężałe kroki bardzo blisko obozu! Nawet mi pozwolono powąchać liść, o który ocierał się ten stwór. Jego zapach był ostry i drażnił nos jak smród lisa!
Siedziałam właśnie pod jedną ścianą obozu i obserwowałam jak dzieci bawią się w dorosłych wojowników. Poza nami w obozie był jeszcze Wolfsong, Spottedflower, Neverpaw i medyczka – Frostedfern. Blackstar i Grayfang wyszli na poszukiwania borsuka, a pozostali udali się na polowanie. Odwróciłam się w kierunku uczennicy Nightshadow. Ruda kotka wylizywała swoją łapę. Należała do klanu od dość dawna, była już dorosła… A jednak nadal była uczennicą. Zrobiło mi się jej żal.
– Neverpaw! – zawołałam. Kotka nastawiła uszu i podbiegła w moim kierunku. Jej rude futerko zalśniło w słońcu.
– Słucham? – spytała niepewnym głosem.
– Dlaczego nie poszłaś z Nightshadow na polowanie?
– Moja mentorka uważa, że nie powinnam wychodzić, kiedy w okolicy kryje się borsuk – westchnęła kotka. – Czasami traktuje mnie jak kociaka, a mam już przecież czternaście księżyców!
– To przykre. Moja siostra w twoim wieku została królową. Powinnaś już dawno dostać imię wojownika! Kiedy tylko Blackstar wróci poproszę go, aby mianował cię wojownikiem. Chyba już najwyższa pora.
Pyszczek kotki nawiedził szeroki uśmiech. Była cała rozradowana!
– Niech ci Gwiezdni wynagrodzą! Już nie mogę się doczekać! Jak myślisz, jakie imię dostanę? – Radość nie schodziła kotce z pyszczka. Zastanowiłam się chwilę.
– Skąd wzięło się twoje obecne imię? – odpowiedziałam pytaniem. Kotka pomyślała chwilę.
– „Never” nazwała mnie matka. „Paw” dodał pewien były klanowicz, kiedy podróżowałam samotnie.
– Blackstar na pewno je zmieni. Nie wiem, jakie słowo mogłoby pasować do „Never”. Ja bym nazwała cię Redstorm lub Sunshine.
Kotka zaśmiała się chicho, podziękowała mi jeszcze raz i odeszła. Po chwili do obozu wrócił nasz „borsuczy patrol”. Od razu udali się do kopczyka i zajęli na nim swoje miejsca. Lekko mnie to zaniepokoiło.
– Niech wszyscy zbiorą się, aby posłuchać! – zawołał głośno lider. Koty wstały i podeszły bliżej. Nawet moje dzieci odwróciły głowy z zainteresowaniem patrząc na tatę. – Długie poszukiwania możemy uznać za zakończone. Znamy lokalizację nory borsuka.
Radość szarpnęła całym moim ciałem. Nareszcie możemy go wypędzić!
– Jednak – kontynuował dalej Grayfang. – Borsuk skrył się na siedlisku koni! Najświeższe tropy prowadzą właśnie w to miejsce!
– Gdzie Nightshadow i Nightmareshadow? – spytał Blackstar rozglądając się po obozie.
– Gwiezdny Klanie! Poszli na polowanie! – zawołała z przerażeniem Spottedflower. Zanim ktokolwiek zareagował zauważyłam jak Neverpaw wybiega z obozu. Szybko odwróciłam się do medyczki.
– Pilnuj kociąt!
I rzuciłam się w pogoń za uczennicą. To był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy opuściłam obóz. Z początku nie wiedziałam, gdzie jestem, ale szybko przypomniałam sobie drogę do siedliska koni. Pobiegłam bardzo szybko śladem kotki. Słyszałam jeszcze przez chwilę wołania członków klanu, ale zignorowałam je i szybko się oddaliłam.
Wypatrzyłam rude futerko kotki, kiedy biegła przez niską trawę. Kawałek dalej pasły się dwa konie. Nie stanowiły zagrożenia, więc swobodnie przebiegłyśmy obok nich. Nagle w moje nozdrza uderzył gorzki zapach. Znałam go, choć ten na liściu był znacznie słabszy. Borsuk jest blisko. Musiałam czym prędzej dogonić kotkę.
Nagle okolicę przeszył głośny pisk. Poznałam go – to Neverpaw! Po chwili zobaczyłam jej rude futerko stroszące się przed… Dużą, szarą istotą o czarnobiałym pysku. Nie musiałam widzieć jej wcześniej, by ją znać.
– Neverpaw! Uciekaj! – krzyknęłam. Kotka szybko odskoczyła robiąc unik dosłownie jedno uderzenie kocięcego serca przed tym, jak borsuk zaatakował. Kotka zbliżyła się do mnie i schowała za mną. Cała drżała. Przez chwilę nie rozumiałam jej strachu. Racja, borsuk to okropne zwierzę, ale widziałam straszniejsze istoty. Jednak po chwili ujrzałam, że stwór jest ranny i cały pokryty krwią. Kawałek za nim na ziemi leżało coś czarnego.
Łzy napłynęły mi do oczu na widok martwej sylwetki Nightmareshadow’a. Nie przepadałam za nim, ale był członkiem mojego klanu. Moim sojusznikiem. Szarpnęła mną nienawiść zmieszana ze strachem. Chciałam rzucić się bestii do gardła, jednak bałam się to uczynić. On niestety nie miał tej blokady. Zaczął na nas szarżować. Musiałyśmy uciekać!
Nie przebiegłyśmy wiele, kiedy dostrzegłam w oddali kocie sylwetki. Klan Nocy! Widok przyjaciół napełnił mnie energią. Razem możemy pokonać borsuka! Koty szybko znalazły się tuż obok. Otoczona przez członków zatrzymałam się i odwróciłam przodem do goniącej mnie istoty. Borsuk był lekko zmieszany. Koty otoczyły go ze wszystkich stron i zaczęły atakować. Sama przyłączyłam się do ataku. Po chwili zwierz był już tak ciężko ranny, że zrezygnował z dalszej walki przez wycieńczenie. Upadł płasko na ziemię, a Blackstar zrobił mu to, co ja zrobiłam kilka księżyców temu Thunderstarowi. Rozpruł mu brzuch.
Klan z triumfem zamiauczał. Wszyscy byli szczęśliwi z powodu udanego ataku. Jedynie Neverpaw płakała. Oni nie rozumieli, ale ja tak.
Pobiegłam w miejsce, gdzie wcześniej widziałam ciało naszego wojownika. Słyszałam, że klan mnie woła jednak znów się nie odwracałam. Oni musza pobiec za mną. Muszą zobaczyć ich ciała.
Nightmareshadow leżał zakrwawiony na ziemi. Miał wiele ran, ale największa znajdowała się na jego głowie. Pewnie od niej zginął. Nightshadow była kilka długości lisa dalej. Jej puchaty ogon wystawał ponad trawę. Leżała tuż nad klifem. Jej ciało było jeszcze bardziej zakrwawione niż cało kocura. Ogarnęły mnie złość, smutek i strach jednocześnie. Zaczęłam głośno lamentować nad ciałami towarzyszy, a po chwili dołączył do mnie cały Klan Nocy. Płakaliśmy nad ich śmiercią dość długo. W końcu Blackstar usiadł na jednym z większych kamieni i powiedział:
– Utrata tych dwojga wojowników to dla Klanu Nocy wielki cios. Nightshadow i Nightmareshadow zamieszkają dzisiejszej nocy wraz z Klanem Gwiazd na Srebrnej Skórze. Nigdy nie zapomnimy ich odwagi, którą z pewnością wykazywali się w walce z borsukiem. Zabierzemy ich ciała i pochowamy je tam, gdzie spoczywają inni zmarli członkowie naszego klanu.
Wojownicy, każdy po kolei podchodzili do ciał zmarłych i lizali je na znak pożegnania. I ja zrobiłam tak samo. Potem Blackstar wziął na grzbiet ciało Nightmareshadow’a, a Grayfang Nightshadow i udaliśmy się w kierunku obozu.
Byliśmy prawie na miejscu, kiedy wybiegła do nas Frostedfern. Jej białe futerko było zakrwawione. Mówiła coś szybko i niezrozumiale do Blackstar’a. Przepraszała go za coś… Dzieci! Szybko pobiegłam do obozu. Zobaczyłam ślady bitwy. Coś zaatakowało nasz obóz, kiedy Frostedfern została w nim samotnie z dziećmi!
– Bluekit! Eveningkit! Waterkit! Silenkit! Longkit! – zawołałam z przerażeniem. Nikt mi nie odpowiedział. Powtórzyłam więc zawołanie i po chwili z jaskini medyka wynurzył się biały pyszczek Bluekit’a. Serce biło mi niezwykle szybko. Podbiegłam do dziecka.
– Mamo! – pisnął przerażony kocurek. Po chwili za jego przykładem kryjówki opuścili jego trzej bracia. Brakowało tylko córki.
– Longkit! Longkit! – zawołałam. – Longkit!
– To bez sensu – powiedział z powagą Blackstar wchodząc do obozu. – Nasza córka nie żyje.
– Robiłam co mogłam! Ta samotniczka walczyła jak trzy koty! – tłumaczyła się medyczka. Miałam jednak głęboko gdzieś jej słowa. Moja córka? Moje maleństwo? O-ona-na nie żyje? To brzmiało jak żart. Oni chcą mnie oszukać.
– Longkit! – krzyknęłam ponownie tak głośno, jak tylko potrafiłam. – Longkit!
Szlochałam głośno, a po chwili upadłam na ziemię. Blackstar podszedł do mnie i polizał mnie między uszami. Jak on może być tak spokojny? Dziś umarło troje naszych klanowiczów, z czego jeden był jego własnym dzieckiem. Wiele kotów poniosło poważne rany, a on był spokojny.
– Czemu nie płaczesz? – spytałam przez łzy. Kocur mi nie odpowiedział.
– Nasza rzeka spłynęła dziś krwią! – jęknął Grayfang. – Tak jak mówiła przepowiednia!

<Ktoś z klanu?>


Łoł, łoł, łoł! Co się stało? Skoro Sowa wszystkich wywala, to wszystkich wywala. Nie wiem, czy ta rewolucja dotknie też NPC, ale mam takie marzenie, że Neverpaw jednak zostanie tom NPC, bo to jednak głupie tak wszystkich bez wyjątku pozabijać... 

Aha, Longkit nie żyje, bo tak chciała właścicielka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz