— Oczywiście. — odmiauknęła odprowadzając brata spojrzeniem do wyjścia z kociarni
Wierzyła, że jej brat szybko się upora ze znalezieniem kota, który stał za morderstwem ich krewniaczki. W końcu lista podejrzanych była bardzo krótka. Nic się nie powinno stać, jakby każdy podejrzany zniknął, prawda? Miała nadzieję, że również uda mu się wpaść na trop ojca Margaretki i Nagietka, bo kocur nie mógł sobie od tak dalej żyć patrząc na to czego się dopuścił.
Mała ruda kulka niezauważalnie podczołgała się do przednich łap królowej, by już po chwili wgramolić się na nie i zwinąć w kłębek, wtykając pysk w dłuższą sierść matki.
— Nie pozwolę cię już nigdy skrzywdzić — szepnęła do ucha kociaka i lekko zmierzwiła sierść na czubku głowy syna, po tym jak przejechała po niej językiem
***
przedostatnie zgromadzenie
Zachowanie kotów w Klanie Burzy pozostawiało wiele do życzenia. Była bardzo zaskoczona tym, że informacja o potencjalnym mordercy wśród nich nie wzbudziła większego strachu pośród kotów. Ten plebs na pewno czuł się bezpieczny i cieszył się, że ktoś postanowił wziąć sprawy we własne łapy oraz wymierzyć karę potomkom prawowitej liderki. Dziwiła się, że aktualna liderka nie zrobiła nic, aby samej znaleźć i ukarać zdrajcę. Wszystko wyglądało tak, jakby panowała zmowa milczenia i nierudzi doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto stał za morderstwem ich ciotki. Nikt, dosłownie nikt poza rodziną zmarłej nie starał się rozwiązać tej tajemniczej sprawy. Tak też coraz częściej Lwia Paszcza łapała się na myśli, że Różana Przełęcz doskonale wie kto stał za tym, a może i nawet sama zleciła pozbycie się Płonącej Pożogi przez jej poglądy, z którymi cioteczka jak nikt inny się nie krył, przez co jeszcze bardziej nieufnie spoglądała na każdego kota o odmiennej sierści niż ruda.
Dlatego też była niezmiernie uradowana, kiedy jej kocięta zyskały na uczniów koty mniej lub bardziej godne zaufania. Miała nadzieję, że Margaretka faktycznie zostanie medykiem w przyszłości, przynajmniej miałaby jeden problem z głowy związany z tą skazą na ich rodzinie. A nawarstwiło ich się przez te księżyce bardzo dużo. Za dużo, jak na tak młodą kotkę jaką była Lew. Mimo wsparcia rodziny, z pozoru, na dobrą sprawę musiała sobie radzić z problemami sama. Brakowało jej wsparcia dziadka, który jako jedyny z jej rodziny rozumiał ją jak nikt inny i na pewno by jej pomógł.
Bo na pewno by sprał porządnie jej brata, za zachowanie i bezmyślnością jaką się wykazywał na zgromadzeniach. W szczególności na tych ostatnich. Coraz bardziej przestawała swojego brata rozumieć, zamiast przestać popełniać błędy, ten jakby zaczął się cofać w rozwoju, starając się wypierać nauki, jakie w niego zarówno matka jak i dziadek wpajali. Okazywał im zero szacunku, nie mówiąc już o szacunku do przodkini, po której nosił imię. Był jeszcze większą skazą niż Margaretka, którą z łatwością udawało się kocicy przywołać do porządku, kiedy wyczuwała w jej zachowaniu próbę buntu i głoszenie innych idei.
— Nie możesz spać spokojnie z myślą, że ktoś może nas skrzywdzić... Tak jakoś to szło, co Piasku? — zagadnęła brata po tym jak zetknęła się głową ze swoim synem, który właśnie zakończył dzisiejszy trening. Miała nadzieję, że ten młody umysł oddany sprawie ich rodzinie jakoś wpłynie na jej brata, nierudoluba, w których ostatnim czasie zbyt często spędzał towarzystwo. — Czcze obietnice. Kolejne. Ile ich jeszcze złożysz, Piasku? Trzeba ci będzie chyba zmienić imię na Piaszczysta Pustka, bo się zniżasz do poziomu robactwa. Myślę, że to imię bardziej by do ciebie pasowało i do twoich pustych słów.
Spojrzał na kotke zdumiony, a jego uśmiech, który towarzyszył mu od zgromadzenia szybko zniknął.
— Na zgromadzeniu było bezpiecznie. Martwiłbym się gdybyś poszła gdzieś sama w teren. Wtedy może coś ci się stać siostro. A zresztą... — Strzepnął uchem. — Naprawdę chcesz, abym zachowywał się jak matka? Łaził za tobą non stop? To niezdrowe... Nie wiem czemu robisz o to wielkie halo.
— Och tak. Było bardzo bezpiecznie. W szczególności jak postanowiłeś się oddalić na sam kraniec wysepki, nie racząc nikogo wcześniej o tym uprzedzić... Uwielbiam, jak na niebie nie widać żadnej chmurki, a słońce swoimi promieniami dogrzewa nas. Zawsze w takie dni czuję, jakbym dostawała przypływu siły. Gwiezdni i nasi przodkowie są po naszej stronie. — Uśmiechnęła się. — Przejdźmy się. — miauknęła nie chcąc kontynuować rozmowy w obozie, potrzebowała ustronnego miejsca, aby wyjaśnić bratu kilka spraw. Po raz już nie setny, a tysięczny, czy nawet milionowy. — Gdybym to ja była mordercą, wykorzystałabym dokładnie właśnie taki moment, w którym w okolicy znajduję się jak najmniej kotów. W końcu nie trudno o wypadek, nieprawdaż. Zdarzały się śmierci kotów na zgromadzeniu. Musiałeś o tym słyszeć. Rozumiem, że ten przewspaniały pomysł, aby się oddalić zrodził umysł twojego sługi?
— To nie był jego pomysł — w jego głosie wyczuwalna była nerwowość. — A zresztą on nie jest mordercą. Nic by mi nie zrobił. A ty byłaś bezpieczna wśród tłumu. Nikt o zdrowych zwysłach nie zaatakowałby ciebie, gdy może zostać łatwo rozpoznany i pojmany przez świadków.
— Skąd możesz mieć aż taką pewność, że nie jest mordercą. Byłeś z nim wtedy kiedy zabili naszą ciotkę? — spytała zatrzymując się i spoglądając podejrzliwe na brata. — Ja byłam bezpieczna, ale ty nie. Bo może i jak twierdzisz nic by ci nie zrobił, z czym się zgodzę, bo umiejętnościami wojownika zatrzymał się na poziomie kociaka, ale mógł być wabikiem. Pomyśl trochę Piasku. Chyba mądry jesteś, w końcu jesteś potomkiem Piaskowej Gwiazdy, a nie synem dwóch przybłęd, tak jak on. Gdyby aż tak bardzo mu na twoim bezpieczeństwie zależało, to by zabronił ci się oddalać od skały liderów wiedząc, że możesz być następny, który zostanie zabity. — Pokręciła głową rozczarowana. Co on się tak upierał i wierzył w niewinność nierudego. — Wprawdzie tak jak obiecał, nie spadł z twojej głowy najmniejszy włos, ale nie oszukujmy się, Srebrny by cię raczej nie obronił przed zagrożeniem. Jak już to ty pewnie dodatkowo starałbyś się go bronić, gdyby morderca postanowił się właśnie wtedy pokazać. A jeśli bierze w tym udział, w tym całym spisku i zmowie milczenia, to by na pewno odstawił piękna szopkę, abyś umarł wierząc, że jest niewinny. Twoje życie wisi na włosku, a ty jak kocię dajesz się ciągnąć za swoje wąsy. I ty miałeś być dumą naszej rodziny, tsk. — rzuciła zniesmaczona — Naprawdę cię nie dziwi to, że wszyscy żyją sobie tak jakby nic się nie stało? Tak samo sprawa zostanie zamieciona ogonem, jak znęcanie się nad tobą przez Tropa
— Srebrny naprawdę nie jest w nic zamieszany. Ufam mu. Znam go bardzo dobrze. Twoje oskarżenia w jego kierunku są bezpodstawne. W klanie jest więcej bardziej podejrzanych kotów od niego — uparcie bronił wojownika, krzywiąc się na samą myśl, że kotka opowiadała o nim takie niestworzone rzeczy. — I wierzę w to, że by mnie obronił. To dobry kot — zakończył ten temat, nie mając nic do dodania. — A co do innych... To wciąż nad tym pracuje. Szukam sprawcy cały czas.
— Znasz go bardzo dobrze... lepiej niż własną rodzinę? — Ton głosu kotku drastycznie się zmienił, był niczym syk wściekłości. Nie mogła znieść tego bełkotu. — Dobrym kotem jest nasza matka, która nas od pierwszych chwil naszego życia broniła. Mnie, ciebie i Iskierkę! I broni do tej pory. Gdyby nie ona i dziadek, już dawno byśmy byli martwi! Nie mów, że stawiasz go na równi z Ziębim Trelem! Przy niej jest nikim. Nie dorasta jej do łap. Bratasz się z kimś kim powinieneś wzgardzać na każdym kroku... Jest nikim innym jak kotem, który nas powinien uwielbiać. A ty powinieneś tylko przytakiwać na adorację swej osoby. I tyle! — Miała wielką ochotę zatopić zęby w uchu brata, które były swego rodzaju znakiem przynależności do ich rodziny, wraz z rudą sierścią. Nie zasługiwał, aby posiadać ich wywinięty kształt. — Jest takim dobrym kotem, że udało mu się cię omamić i sprawić, że zmysł węchu chyba ci się popsuł i wzroku! Co mi obiecałeś?!
Położył po sobie uszy i skierował wzrok gdzieś w bok, aby nie patrzeć na rudą. Zacisnął pysk, a przez ciało przeszedł mu dreszcz, jak gdyby toczył w umyśle wewnętrzną walkę o swoje przekonania, z przekonaniami rodziny.
— Wiem co obiecałem. Nadal mam w sobie pragnienie ochrony rodziny, ale... Ale czasami trzeba dorosnąć i spróbować żyć po swojemu — im bardziej mówił tym kulił się pod spojrzeniem siostry. — Kocham was, kocham mocno i oddałbym za was życie, gdyby coś wam groziło. Ale nie jesteście jedynymi osobami, na których mi zależy... Chciałbym, abyście się dogadałyli, abym nie musiał wybierać. Lewku... Proszę cię. To dla mnie naprawdę trudne. Nie radze sobie z tą presją, którą na mnie nakładacie.
— Sam nakładasz na siebie te presję. Jako kocię byłeś mądrzejszy, a teraz coś sobie ubzdurałeś w tej małej główce i starasz się nam zaszkodzić. Swoim bliskim. Mamroczesz jakieś głupoty, których już nie mam siły słuchać, bo są zbiorem nic nie znaczących pustych słów. "Kochasz nas?" Ty nas kochasz krzywdzić i ośmieszać braciszku... A może ty od początku wiesz kto stoi za zabójstwem ciotki i dlatego opóźniasz poszukiwania i milczysz. Wolisz spędzać czas na zabawie i brataniu się z wrogiem niż na pożytecznych rzeczach. — Zrobiła krok naprzód — Może chcesz się wkupić w łaski Różanej i tych innych przybłęd ty parszywy zdrajco. To by wyjaśniało twoje zachowanie na zgromadzeniu i w ostatnim czasie. Was wszystkich. Jesteś niczym trawa na wietrze, która się pochyla to w jedną, to w drugą stronę. — Zniżyła pysk, aby znalazł się na równi z pyskiem jej skulonego brata, na wysokości jego ucha — A w zamian za twoje oddanie, twoja wspaniała liderka daje schronienie kotu, który zranił twoją siostrę. Wspaniała nagroda, czyż nie? — wyszeptała, po czym się cofnęła
— Wcale nie... — Pokręcił szybko głową. — To nie tak... Niczego nie opóźniam, ani nie wkupuje się w niczyje łaski. Ja... Ja po prostu... — Poczuł jak po policzkach spływają mu łzy, a oddech staje się szybszy i urwany — Ja po prostu się zakochałem! — gdy tylko te słowa padły z jego pyska, zrobił w tył zwrot i pobiegł przed siebie, aby ukryć przed siostrą swój wstyd.
Z jej bratem było naprawdę źle. Gorzej niż mogła się spodziewać. Zachowywał się jak jakiś dzikus. Zaskoczona starała się przetworzyć słowa, które padły z pyska kremowego kocura. W takiej chwili wyleciał jej z tekstem, że się zakochał. Czy on w ogóle jej słuchał? Zrozumiał to co ona mu właśnie mówiła? Że kot, którego poza mordercą miał szukać był na wyciągnięcie jego łap, ale przez jego spędzanie czasu z gorszymi kotami jego zmysły przygasły? I to miał być wojownik? Po co on więc trenował. Jak mógł nie być w stanie wyczuć tego smrodu, który się unosił za czarnym kocurem. Lew już sama myślała, że popada w paranoję, kiedy jeszcze przebywała w żłobku, starając się tłumaczyć wyczuwalny znajomy zapach swego rodzaju omamem, jednak księżyc przed mianowaniem jej dzieci o mało co nie zdębiała, gdy Margaretka sama z siebie wpadła prosto pod łapy własnego ojca. Nie sądziła, że liderka tak nisko upadnie, aby przyjmować do klanu koty o niewiadomym pochodzeniu. A jednak. Zbyt zła była, jak i czuła się poniżona, aby komuś o tym mówić, dlatego milczała licząc na to, że może jej brat coś zauważy w końcu i sam się rozprawi z problematycznym kotem. A on? Nic nie zrobił przez ten czas. Zranił ją, mimo że składał jej obietnicę za obietnicą będącymi nic nie znaczącymi słowami. Tak się zarzekał, że kocha swoich bliskich, a jak miał sprostać prostemu zadaniu zamieniał się w żałosną istotę. Fakt, że była z tymś czymś spokrewniona działał jej na nerwy.
Gdy pierwszy szok minął, ruszyła naprzód dość wolnym krokiem starając się jakoś dogonić Piaszczystą Zamieć. Nie mógł przecież uciekać przez całe życie. Daleko nie musiała jednak się zapuszczać, bo już po przejściu paru metrów dotarła do króliczej nory, z której wystawał kremowy ogon, na który zdecydowała się nadepnąć.
— Lepszego momentu nie mogłeś sobie wybrać na takie wyznania bracie. Mogłeś poczekać z tym. W szczególności, gdy pomagam ci rozwiązać zagadkę, z którą oj biedny nie potrafisz sobie poradzić. Wyjdź z tej nory i zachowuj się jak na potomka Piaskowej Gwiazdy przystało! Słyszysz?
Z nory dobiegł ją tylko oddech brata, który brzmiał tak, jak gdyby był tonącym, próbującym zaczerpnąć powietrza. Słychać było tylko świsty i sapnięcia, a całe jego ciało dygotało. Nie był zdolny do wypowiedzenia choćby słowa czy do poruszenia łapą. Zasmarkany nos nie ułatwiał tej sprawy, tak samo jak obecność rudej, która zestresowała go tylko bardziej.
Kocica obrzydzona zachowaniem brata westchnęła głośno, tak jakby chcąc prosić swych przodków o pomoc.
— Czy mam zawołać Tropiący Szlak? Go jakoś potrafiłeś słuchać i się nie buntowałeś. Może jak on ci nakaże wyjść z tej nory, to wyjdziesz. A później może zabierze cię nad rzekę, abyś mógł w czystej wodzie obmyć swój brudny pyszczek. Na pewno zadba, abyś się jak najlepiej prezentował.
Nie odpowiedział. Dopiero po dłuższej chwili, gdy w miarę opanował swoje emocje, powoli wyczołgał się na światło dnia, chociaż dostrzegła, że kusiło go zostać w norze zdecydowanie dłużej. Wciąż jeszcze dygotał i wyglądał tak jakby tłumaczenie się przed siostrą była ostatnim czego potrzebował. Mokre od łez policzki pozostawiły po sobie ślady, które starł łapą. Nie patrzył na Lew, wbijając wzrok w ziemię i swoje łapy.
— Doprowadź się do porządku. Nie będę z tobą kontynuować rozmowy póki nie wyczyścisz swojego futra z grudek ziemi. — Strzepnęła ogonem. — I zachowuj się jak przystało na wojownika, a nie jak kocię. Już mój syn lepiej się zachowuję niż ty, a jeszcze księżyc temu spędzał noce w żłobku.
Piaszczytsa Zamieć położył po sobie uszy, ponieważ ton Lew tak bardzo przypominał mu Ziębę. Niechętnie uczynił to co kazała, chociaż nerwowość i obawa w jego oczach pozostawała. Wciąż nie odezwał się ani słowem, bojąc się, że to wywoła gorszą lawinę niż to co było w tym momencie, zwłaszcza, że siostra wciąż dociskała jego ogon do ziemi, uniemożliwiając mu kolejną ucieczkę.
— Od razu lepiej. — miauknęła, jeszcze przez chwilę trzymała łapę na jego ogonie, aż w końcu zdecydowała się ją unieść. — Wracając... Nie będę ukrywać tego, że mam gdzieś to, że się niby zakochałeś. A wiesz czemu? Bo ja też przez to przechodziłam, nie jesteś jedyny. I to wcale nie była miłość. Na szczęście sama to zrozumiałam nim było za późno — westchnęła starając się wyprzeć dziwne uczucie, które nie tak dawno jej towarzyszyło na zgromadzeniu. — W twoim przypadku też tak jest. Dlatego lepiej zejdź na ziemię prędzej niż później. To dla twojego dobra. Dobra rada od siostry, która się martwi twoim stanem. Dziwne to doprawdy, że to ty miałeś nas bronić, a zawsze kończy się na tym, że to ja przejmuję tę rolę. — prychnęła kpiąco
Spojrzał na nią niepewnie, gdy usłyszał, że też przez to przechodziła.
— Zawsze... mówiłem, że byłabyś ode mnie znacznie lepszą liderką... Oddziedziczyłaś po praprababci charakter... — mruknął smętnie.
— Ale to ty odziedziczyłeś po niej wygląd, a tym samym imię. Dlatego chociażby z szacunku do zmarłej, jak i nas nie ośmieszaj go.
— Nie decydowałem jaki się urodzę! Jesteś niesprawiedliwa! — wytknął jej to, spuszczając łeb.
— Życie jest niesprawiedliwe Piasku. Lepiej żebyś w końcu to pojął. Padło na ciebie, więc zacznij chociażby większe pozory sprawiać, że nie masz w nosie swoich bliskich. Swoim zachowaniem tylko wywołujesz uśmiech na pyskach nierudych, którzy się cieszą, że taki ktoś jak ty trafił się nam w rodzinie. Zapewniasz im rozrywkę. Ech. Myślisz, że... cztery sezony wystarczą, abyś wywiązał się z obietnic? — spytała. Patrząc na stan jaki zaprezentował jej brat, wahała się czy nie dać mu więcej czasu. Jednak pewne sprawy wypadało już zamknąć, nie można było ich ciągnąć w nieskończoność, bo skończy się tak samo jak z Tropiącym Szlakiem, którego ominęła kara. — W trakcie treningów z Nagietkiem możesz zdobywać potrzebne informacje, na pewno przyda się ponowna rozmowa z Owczą Piersią i zbadanie miejsca, w którym została Płomień znaleziona. Nagietek na pewno z radością ci pomoże wymierzyć sprawiedliwość. A co do Czarnej Łapy, chce abyś z nim rozprawił się osobiście. Sam. Rozumiesz co mam na myśli? Chociaż tyle jesteś mi winien. Udowodnij, że twoje słowa nie są puste.
Powoli pokiwał głową.
— Dobrze... Pozbędę się go — to było tyle co powiedział, zerkając w kierunku obozu. Widać było po nim, że chcę już wracać, ale mimo to siedział i czekał od niej na pozwolenie, że może się oddalić.
— Lepiej, abyś nie zawiódł mnie i tym razem. W innym wypadku myślę, że będę musiała się pozbyć pewnego rozpraszacza — miauknęła z wyższością, po czym jakby nic się nie stało przekrzywiła lekko głowę, w celu jej rozciągnięcia, posyłając przy tym przemiły uśmiech bratu. — Idź odpocznij przed jutrzejszym treningiem i przemyśl sobie dokładnie to co ci powiedziałam. Liczę na ciebie. — Dała znać, że to koniec rozmowy i kocur mógł udać się na spoczynek
<Piasek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz