*po zostaniu z Modrzewiem parą*
Otworzył ślepia, powoli odzyskując świadomość.
Śpiący obok Modrzew poruszył się delikatnie, nie budząc się jednak.
Wróbel poczuł wszechogarniającą potrzebę ucieczki. Jego skóra tam, gdzie przytulał się do niej partner zdawała się parzyć, jednak nie od świeżo poznanego pożądania, a wstydu.
Czuł się jak oszust.
Ale czy miał jakiś wybór? Czy lepiej było powiedzieć, że są tylko przyjaciółmi i zranić Modrzewia? Nie potrafił, wiedział też, że nigdy nie będzie potrafił wyznać mu prawdy. Kochał go, to prawda, ale… nie w ten sposób. Nie tak mocno jak Modrzew jego.
Ale w ten sposób będą przyjaciółmi już zawsze, prawda?
Było coś jeszcze. Coś, przez co czuł się jak oszust jeszcze mocniej.
To, że wolała kotki, nie powinno tak go ruszyć. Byli tylko przyjaciółmi. Nie miał prawa…
Nagle jego źrenice zmniejszyły się do wielkości ziarenek maku.
Obiecał Iskierce, że się spotkają. Wczoraj.
Przez ciało kocura przepłynął strach. Zerwał się na równe łapy i zamarł.
Modrzewiowa Kora oddychał równo, a na jego mordce malował się spokój.
Chciał krzyczeć z bezsilności.
Jak najciszej potrafił, wymknął się z legowiska i skierował w stronę wyjścia z obozu. Serce łopotało mu w piersi jak spłoszony ptak, kiedy powstrzymując się od biegu, na drżących łapach szedł w stronę granicy z Klanem Klifu, wmawiając sobie, że zaraz zawróci. Że nie idzie tam dla niej. Że strach, który stawiał sierść na jego karku nie ma nic wspólnego z lękiem przed odrzuceniem.
Wystawił ją. Nie chciał nawet myśleć, co teraz czuła.
Zwolnił kroku. W głowie zakiełkowała mu nowa myśl.
Co, jeśli tak będzie lepiej?
Zatrzymał się lisią długość od strumienia.
Byli tylko przyjaciółmi. Powinni być.
Prędzej czy później by ją zranił. A teraz… Teraz był z Modrzewiem.
Usiadł i zapatrzył się w swoje rozmyte odbicie.
Kątem oka dostrzegł jakiś kształt. Uniósł łeb, bardziej z przyzwyczajenia niż ciekawości.
Dwie lisie długości od niego leżał bukiet suchych już kwiatów. Musiał spędzić tu kilkanaście wschodów słońca, może księżyc. Tyle, ile nie widział się z Iskierką.
Jego serce drgnęło. Podniósł się i podszedł bliżej. Chabry. Biały bez. Niewinne wyznanie uczuć. Widocznie nie był jedynym kotem znającym się na kwiatach. Delikatnie rozgarnął łapą suche łodyżki.
Żonkil.
Jego serce stanęło.
Mysi Krok.
Wpatrywał się w zeschnięte kwiaty szeroko rozwartymi ślepiami. Zadrżał.
Po jego policzku spłynęła łza.
Trzy koty. Trzy koty, którym nie potrafił dać tego, na co zasługiwały.
Otrząsnął się dopiero gdy słońce było już wysoko na niebie.
Musi znaleźć odpowiednie kwiaty. Gdy tylko będzie miał chwilę…
*obecnie*
Rzucił ostatnie niespokojne spojrzenie w stronę legowiska medyka. Modrzewik w końcu zasnął i Wróblowa Gwiazda miał nadzieję, że spokojnie. Potrójny Krok, do którego lider zaciągnął swojego partnera mimo zapewnień, że nic mu nie jest, dał buremu mak i kazał odpoczywać. Ostatnio wojownik nie spał za dobrze i Wróbel się o niego martwił. Oby lek załatwił sprawę.
Lider nie miał co ze sobą zrobić. Chciał położyć się koło partnera, ale medyk momentalnie wyrzucił go ze swojego legowiska, karząc nie przeszkadzać. Czy bardziej chodziło o chorego, czy o Trójkę - bury mógł się tylko domyślać. Choć stawiał na to drugie.
Błąkał się bez celu po obozie, próbując znaleźć sobie miejsce. Jego wzrok padł na wracającego skądś Dębową Pierś. Kocur jak zawsze wyglądał na pogodnego.
- Cześć - pozdrowił go lider. Olbrzym spojrzał na niego trochę nieobecnym wzrokiem i uśmiechnął się ciepło.
- Wróblowa Gwiazda - miauknął na powitanie.
Bury skinął mu głową.
- Co tam porabiasz?
Żółte ślepia spojrzały na niego pogodnie.
- Kopię dół.
Lider spojrzał na niego zaskoczony, starając się wyczytać z jego pyska czy żartuje, mordka kremowego była jednak tak samo spokojna i promienna jak zawsze.
- Dół?
- Sarenka mnie prosiła. Mówiła, że doły są najlepsze na przepraszanie.
Wróblowa Gwiazda nie miał bladego pojęcia, o co kocurowi chodzi. Skoro jednak zleciła mu to jego partnerka, to chyba nie mogło być nic złego dla kocura, prawda? Może się pokłócili i chciała go czymś zająć.
- Nie przeszkadza ci to? - zapytał na wszelki wypadek.
Wojownik pokręcił masywnym łbem.
- Wcale a wcale. Lubię pomagać innym.
- To dobrze - miauknął niepewnie bury. - Pozdrów ode mnie Sarni Ogon.
- Dobrze, na pewno się ucieszy - pysk kocura rozpromienił szeroki uśmiech. Skinął liderowi na pożegnanie głową i ruszył w stronę żłobka. Bury mimowolnie się uśmiechnął. Cieszył się, że parze się układa. Miał okazję poznać też ich dzieci - kociaki były przeurocze, choć Kropelka trochę go przerażał. Wyglądał jak skrzyżowanie Dębowej Piersi z Bystrą Wodą i sięgał kocurowi prawie do łokcia.
Rozmyślając, znalazł się poza obozem. Włóczył się po lesie, nie mogąc znaleźć spokoju. Zanim się obejrzał, stał już obok szczątków drewnianej gawry.
Było gorąco. Trawa już dawno straciła swój soczysty kolor, a miejscami po prostu wyschła. Nieliczne rosnące wśród niej kwiaty pochylały płatki, nie mogąc udźwignąć ich ciężaru na wątłych łodyżkach. Od lekko wilgotnej ziemi biło odbierające oddech gorąco.
Przez moment Wróblowa Gwiazda miał wrażenie, że o czymś zapomniał. O czymś bardzo ważnym. Powiódł wzrokiem po zmizerniałych kwiatach i…
Mysi Krok. Obiecał sobie, że zostawi mu wiadomość.
Ze zbyt szybko bijącym sercem rzucił się w las, nie mając siły nawet się oskarżać.
Bratek, pachnący fiołek i gerbera. Próbował znaleźć jeszcze białego hiacynta, ale nie był w stanie. Miał nadzieję, że dobrze zapamiętał miejsce, w którym znalazł tamte kwiaty.
Miał nadzieję, że Mysi Krok mu wybaczy.
Rzucił ostatnie spojrzenie na mały bukiecik i ruszył w stronę obozu.
<Myszku?>
Wyleczony: Modrzewiowa Kora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz