*przed zgromadzeniem*
Jak co rano, wstał o świcie. Kiedyś tego nienawidził, a Błotnistego Pyska, ściągającego go o tak niekociej porze na trening, był gotowy rozszarpać. Teraz po prostu budził się i wychodził z legowiska. Bo tak było trzeba.
Delikatnie, żeby nie obudzić przytulonej do niego Cętki, wstał i ruszył do wyjścia. Za legowiskiem przeciągnął się, czując jak przyjemnie drgają mu mięśnie. Wyprostował ogon, starając się, żeby strzeliło mu jeszcze w kręgosłupie. Drobne przyjemności prostego dnia.
Lubił tę ciszę. Reszta jeszcze spała, pogrążona w marzeniach. On też marzył. Czując, jak pieką go ślepia.
Siadywał na obrzeżach obozu i pogrążał się w myślach, a czas przemykał niepostrzeżenie obok. Czasami uśmiechał się smutno i spoglądał w niebo, a czasami po prostu siedział, patrząc przed siebie, nie mając siły nawet ruszyć łapą. To były szare dni, momenty, w których nie miał już siły udawać. A później po prostu wstawał i szedł przydzielić poranne patrole.
Czasami sam wychodził sprawdzić granicę, zawsze wybierając tę przy strumieniu. Często brał Leszczynka, wtedy odłączali się od reszty by zapolować. Innym razem po prostu szli na trening. Jeszcze czasami dawał uczniowi wolne.
Nie lubił mieć czasu wolnego. Gdy wracali, robił obchód obozu sprawdzając, czy wszystko jest w porządku. Odwiedzał królowe (jeśli jakieś akurat były), a później starał się znaleźć sobie zajęcie, choćby i na siłę. Rozmawiał z Igłą, zaczepiał innych wojowników. Tak przychodził wschód księżyca i pora wysłania kolejnych patroli. Robił to rzadko, zwykle tylko na granicę z Klifiakami. Nigdy nie mógł być pewien, co strzeli do łba Lisiej Mendy.
Lubił polować, gdy słońce schowało się już za horyzont. Drogę wskazywały mu Gwiazdy, jak za dawnych czasów, gdy żył w watasze. Lubił zatrzymać się i zapatrzeć w odległe punkciki, wspominając historie, które opowiadała mu matka, najpierw ta wilcza, później psia.
Kładł się jako ostatni, upewniwszy się, że wszystko jest w porządku.
Dzisiaj nie poszedł na patrol. Zostawił to innym wojownikom, samemu na wszelki wypadek pozostając w obozie. Miał zamiar iść zapolować, ale już jak granice zostaną odnowione, a patrolujący wrócą. Nie mając specjalnie nic do zrobienia, udał się do kociarni. Ostatnio zaniedbał ten element swojej rutyny i miał zamiar to nadrobić.
Szczeniaki Trzcinowego Brzegu zdecydowanie urosły od jego poprzedniej wizyty. Żółte ślepia jednego z nich śledziły go już od wejścia. Uśmiechnął się do niego w charakterystyczny sposób, dopiero po chwili przypominając sobie, jak kocięta zwykły na to reagować.
<Ciężki? Taka tam towarzyska wizyta ;)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz