O nie! Czy to duch Chłodnego Wiatru chce się na nim zemścić? Może Klan Gwiazdy nie chce, by Leśny Świt został wojownikiem? Skulił się, jakby pod wielkością Klanu Gwiazdy, jednak szybko się uspokoił i ostrożnie podszedł w stronę krzaku, z którego dochodził głos. Spokojnie stawiał kroki, aż tu nagle pod łapą nie wyczuł podłoża i bezgłośnie upadł. Zignorował ból brzucha od upadku i już znacznie zgrabniej otrząsnął kurz z futra, by nie wyjść na totalnego łamagę przed Klanem Gwiazdy. Ogonem dał znać, że jest gotowy wysłuchać wiadomości.
-Słuuchaj uuważnie. Muuszisz być czuujny, Leśny Świcie. Na twoim czuuuwaniu obóz zaatakuuje wróg! Uuważaj!
Przerażony wojownik desperacko rozejrzał się wokół, jakby napastnik miał już nadejść. Z szacunkiem pokiwał twierdząco łbem, po czym wrócił na warte. Czyżby Klan Klifu miał zaatakować Klan Wilka? Ostatnio napięcie między tymi klanami się lekko ostudziło, jednak zawsze trzeba było być na baczności. Wtem z krzaka, z którego przemówił do rzekomo nijaki Klan Gwiazdy, dosłyszał cichy chichot. Bezszelestnie podszedł w krzaki, a tam zobaczył... kociaka Trzcinowego Brzegu. Gdy tylko malutki point zauważył wściekłego wojownika nad głową, od razu popędził do wyjścia z obozu. Płowy pobiegł za nim, z jednej strony wściekły, bardziej na samego siebie, że dał się nabrać, a z drugiej strony nie mógł pozwolić, by na jego czuwaniu zaginał kociak. Gdy tylko oddalił się kilka króliczych skoków od obozu, do jego nozdrzy dobiegł ostry zapach lisa. Nie! Nie, nie, nie! Ile tylko miał sił w łapach biegł za śladem Świtu. Na szczęście zobaczył skulonego kociaka pod drzewem, który najwidoczniej również poczuł ten zapach. Gwałtownie się zatrzymał przy kociaku i czule objął go ogonem.
- Przepraszam, Leśny Świcie! Przepraszam!
Kocur przejechał językiem pocieszająco jego główkę. Miał wrażenie, że między drzewami słyszy odgłos zbliżających się łap lisa. Przynajmniej miał nadzieję, że to tylko jego wyobraźnia. Nosem dał kociakowi znak, by wstał i szedł do obozu. Point niepewnie stawiał kroki, a wojownik uważnie pilnował jego bezpieczeństwa. Przez chwile sam się poczuł jak karmicielka.
- Leśny Świcie, czyj to zapach? Och, no tak, nie możesz się odezwać... – Świt w ostatniej chwili mu o tym przypomniał. Poczuł ukłucie żalu, że nie może mu tego wytłumaczyć niczym mentor uczniowi. Kątem oka zauważył lisią sylwetkę w oddali. Nie. Musieli się pośpieszyć. Ponaglił kociaka lekkim pchnięciem do przodu, a sam truchtał u boku małego. Usłyszał za sobą... radosne szczekanie? Obrócił przerażony głowę i zobaczył malutkie, słabego liska. Gdy spojrzał na jego rany, wzruszył się bezradnością liska. Świt również się obrócił, by sprawdzić co zainteresowało wojownika. Gdy zobaczył lisa, skulił się przerażony u łap płowego, chociaż lisek sam był od niego nie wiele większy. Rude stworzonko wyglądało na porzucone przez matkę lub ją straciło. Leśny Świt nie wiedział co począć. Gdyby poszli prosto do obozu, lis by zapewne poszedł za nimi, ale też nie chciał atakować bezbronnego malucha.
<Świt? Mam nadzieję, że nie przesadziłam z mrocznym głosem i z strasznością tego lisa>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz