- Co ty... - przerwało mu kolejne, silne liźnięcie. - no już, nie liż mnie tak!
Miętowy Oddech przerwał, wciąż jednak przytulał się do niego. Ostry westchnął.
- Obiecuję, że będę rozważny i nie będę pakował się w kłopoty - oświadczył.
- Nie o to chodzi, Ostry.
Kociak lekko zmarszczył brwi.
- To o co?
- Chodzi o więź... Zresztą, jesteś za mały - uśmiechnął się. - Zrozumiesz jak będziesz duży.
- Chodzi o więź... Zresztą, jesteś za mały - uśmiechnął się. - Zrozumiesz jak będziesz duży.
Ostry prychnął, zagniewany.
- Nienawidzę jak ktoś tak mówi! To brzmi jakbyś uwa... - urwał gdy zauważył stającą w wejściu dobrze mu znajomą postać. - Mama! - krzyknął i podbiegł do niej, utykając.
- Cześć synku.
Wtulił łeb w jej futro, a ona polizała go czule. Nawet nie zauważył ostrego spojrzenia jakie posłała rudemu wojownikowi. Z głębi legowiska wynurzyła się nagle Fenkułowe Serce.
- O, witaj Bagienny Dzwonku - miauknęła, podchodząc do nich. Ostry odsunął się od matki i usiadł.
- Czy Ostry mógłby już wrócić do żłobka? - zapytała jego matka, obrzucając syna przelotnym spojrzeniem.
Medyczka zmarszczyła brwi.
- Sądzę, że dziś mógłby już spać w kociarni. Wciąż jednak będę go odwiedzać i sprawdzać jak się czuje. I pamiętaj, pilnuj go żeby nie nadwyrężał łapy. Póki co powinien się wstrzymać z zabawami, choć wiem że w tak młodym wieku może to być trudne.
Bagienny Dzwonek kiwnęła głową, podeszła do syna i już chciała chwycić go za kark, ale Ostry zrobił unik i wyszczerzył swoje małe (no, oprócz tego jednego) ząbki.
- Sam umiem chodzić! Nawet ze złamaną łapą! - prychnął, nim jednak jego matka zdążyła go zbesztać, że przecież Fenkułowe Serce powiedziała, że ma nie nadwyrężać łapy, medyczka odezwała się.
- Oj tam, tym razem ulegnij, Bagienny Dzwonku. Ostry nie jest już taki mały i nie chce być traktowany jak bezradny kociak. - w złotych oczach kocurka błysnęła nagła sympatia do łaciatej kotki.
- Ech, skoro tak mówisz. Chodź, Ostry.
Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Miał dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, że jeśli uśnie zdarzy się coś złego. Jedna jego połowa ufała temu przeczuciu i nie chciała zasnąć, nad drugą zaś zwyciężało zmęczenie.
W końcu uległ tej drugiej połowie i zmorzył go sen. Nie spał jednak spokojnie, dręczony snami. Stał w nich na wielkim klifie, patrząc na nieskończony horyzont wody. Nagle jednak wcześniej błękitne niebo przesłoniły czarne chmury, a w oddali widział trzaskające pioruny. Wtedy, równie niespodziewanie klif pod jego łapami zniknął, a on sam znalazł się w powietrzu. Zaczął spadać, spadać i spadać, a odległy grunt najpierw nie przybliżał się ani trochę, aby później zacząć zbliżać się nieubłaganie szybko.
I wtedy się obudził.
Rozglądnął się po kociarni lekko wystraszony, nie zauważył jednak nic niepokojącego. Sam nie wiedział dlaczego się obudził. Czy to przez ten sen? Czy coś innego?
Nie mógł jednak znaleźć żadnego innego racjonalnego powodu. Ułożył się więc wygodnie, chcąc zasnąć znowu.
Jednak wtedy usłyszał tak nagły i odrywający się od nocnej ciszy dźwięk, że aż podskoczył przestraszony. Był to głośny szelest i odgłos łamanych gałęzi. Spojrzał na mamę i rodzeństwo. Bagienny Dzwonek jedynie lekko drgnęła i trzepnęła uszami, za to Strzyżyk, Sójka i Słoneczko zdawali się nawet niczego nie usłyszeć.
Ostry jeszcze przez chwilę próbował zlokalizować źródło dźwięku. Może to po prostu wiatr? Czuł jednak, że to nie to. Nie było słychać wiatru, a już na pewno nie takiego mocnego, zdolnego łamać gałęzie.
Dźwięk powtórzył się, jeszcze głośniej i bliżej. Wraz z nim Ostry spostrzegł, że jedna ze ścian żłobka nagle się wyłamała, a do środka wdarł się wielki, masywny cień o czarno-białym długim pysku. Ostry pisnął przerażony i zaczął szturchać matkę.
- Mamo! Obudź się! Tu jest jakieś monstrum!
Bagienny Dzwonek niemal natychmiast wstała na równe łapy. Spojrzała we wskazanym przez kociaka kierunku i syknęła z przestrachem. Nim jednak zdążyła się przygotować, stwór już był przy niej i uderzył ją wielką, szarą łapą z pazurami długimi jak źdźbła traw. Ten cios powalił kotkę bez problemu, ta jednak szybko się pozbierała i zagrodziła zwierzowi drogę do jej kociąt.
- Zawołajcie pomoc! Szybko! - krzyknęła do dzieci
Wszystkie malce, jak jeden duch rzuciły się do wyjścia. Jednak Ostry z tego nagłego szoku i przerażenia aż zapomniał o swojej złamanej łapie, a gdy na niej stanął i odezwał się nagły ból, aż zesztywniał i przewrócił się na ziemię. Pisnął cicho z bólu. Mimowolnie odwrócił łeb, spoglądając na mamę. Walczyła ona z szarym monstrum, dzielnie drapiąc go pazurami. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, a rany zadane przez kotkę zdawały się być zaledwie drobnymi draśnięciami. Stwór za to raz po raz łapał ją swymi masywnymi łapami i ciął ostrymi niczym brzytwy pazurami. Ostry widział jak z boków jego matki leje się czerwona ciecz, barwiąc jej białe futerko na szkarłatny kolor. Choć z początku udawało jej się unikać szczęk i zębów stwora, ten jednak nagle rzucił się na nią z całą swą siłą, a ta nie zdążyła się uchylić przed przytrzymującymi ją łapami. Szczęki monstrum zacisnęły się na jej gardle z którego wydobył się zduszony krzyk pełen bólu i cierpienia.
- MAMO! - krzyknął Ostry
Królowa już nawet się nie wyrywała, a stwór spokojnie położył ją na ziemi i puścił. Krew wciąż kapała na nią z jego pyska, nie barwiła już jednak jej i tak całego czerwonego futra. Jej ciało raz po raz drgało, wstrząsane ostatnimi konwulsjami. Ostry widział jak na krwi lejącej się z jej rozciętego gardła pojawiają się małe bąbelki, a od strony kotki słychać było ciche bulgotanie, słabnące z każdą chwilą.
Wpatrywał się w jej ciało z takim z szokiem i przerażeniem, że nawet nie spostrzegł jak stwór zaczął się do niego zbliżać.
<Kruczy? Miętowy? Kto go uratuje? z góry mówię że z początku Ostry nie będzie zbytnio kontaktować>
- Cześć synku.
Wtulił łeb w jej futro, a ona polizała go czule. Nawet nie zauważył ostrego spojrzenia jakie posłała rudemu wojownikowi. Z głębi legowiska wynurzyła się nagle Fenkułowe Serce.
- O, witaj Bagienny Dzwonku - miauknęła, podchodząc do nich. Ostry odsunął się od matki i usiadł.
- Czy Ostry mógłby już wrócić do żłobka? - zapytała jego matka, obrzucając syna przelotnym spojrzeniem.
Medyczka zmarszczyła brwi.
- Sądzę, że dziś mógłby już spać w kociarni. Wciąż jednak będę go odwiedzać i sprawdzać jak się czuje. I pamiętaj, pilnuj go żeby nie nadwyrężał łapy. Póki co powinien się wstrzymać z zabawami, choć wiem że w tak młodym wieku może to być trudne.
Bagienny Dzwonek kiwnęła głową, podeszła do syna i już chciała chwycić go za kark, ale Ostry zrobił unik i wyszczerzył swoje małe (no, oprócz tego jednego) ząbki.
- Sam umiem chodzić! Nawet ze złamaną łapą! - prychnął, nim jednak jego matka zdążyła go zbesztać, że przecież Fenkułowe Serce powiedziała, że ma nie nadwyrężać łapy, medyczka odezwała się.
- Oj tam, tym razem ulegnij, Bagienny Dzwonku. Ostry nie jest już taki mały i nie chce być traktowany jak bezradny kociak. - w złotych oczach kocurka błysnęła nagła sympatia do łaciatej kotki.
- Ech, skoro tak mówisz. Chodź, Ostry.
***
Zapadła noc. Ostry wyczekiwał jej już od dawna. Nawet sobie nie zdawał sprawy jak przyjemnie i wygodnie było w legowisku medyków. Nie było tam jego hałaśliwego rodzeństwa, które gdy tylko wrócił ich brat urządziły mu istne przesłuchanie. Chciały wiedzieć wszystko z jego drobnej przygody. Ostry jednak opowiadał z niechęcią, nie do końca rozumiejąc to ich zaintrygowanie. Nie był dumny z tego co zrobił, wiedział, że postąpił głupio i nierozważnie i że to mogło skończyć się o wiele gorzej niż tylko złamana łapa i boląca głowa. Jego rodzeństwo nie kryło jednak zazdrości, że ich brat był poza obozem, a Ostry zmuszony był to znosić.Tej nocy długo nie mógł zasnąć. Miał dziwne, niewytłumaczalne przeczucie, że jeśli uśnie zdarzy się coś złego. Jedna jego połowa ufała temu przeczuciu i nie chciała zasnąć, nad drugą zaś zwyciężało zmęczenie.
W końcu uległ tej drugiej połowie i zmorzył go sen. Nie spał jednak spokojnie, dręczony snami. Stał w nich na wielkim klifie, patrząc na nieskończony horyzont wody. Nagle jednak wcześniej błękitne niebo przesłoniły czarne chmury, a w oddali widział trzaskające pioruny. Wtedy, równie niespodziewanie klif pod jego łapami zniknął, a on sam znalazł się w powietrzu. Zaczął spadać, spadać i spadać, a odległy grunt najpierw nie przybliżał się ani trochę, aby później zacząć zbliżać się nieubłaganie szybko.
I wtedy się obudził.
Rozglądnął się po kociarni lekko wystraszony, nie zauważył jednak nic niepokojącego. Sam nie wiedział dlaczego się obudził. Czy to przez ten sen? Czy coś innego?
Nie mógł jednak znaleźć żadnego innego racjonalnego powodu. Ułożył się więc wygodnie, chcąc zasnąć znowu.
Jednak wtedy usłyszał tak nagły i odrywający się od nocnej ciszy dźwięk, że aż podskoczył przestraszony. Był to głośny szelest i odgłos łamanych gałęzi. Spojrzał na mamę i rodzeństwo. Bagienny Dzwonek jedynie lekko drgnęła i trzepnęła uszami, za to Strzyżyk, Sójka i Słoneczko zdawali się nawet niczego nie usłyszeć.
Ostry jeszcze przez chwilę próbował zlokalizować źródło dźwięku. Może to po prostu wiatr? Czuł jednak, że to nie to. Nie było słychać wiatru, a już na pewno nie takiego mocnego, zdolnego łamać gałęzie.
Dźwięk powtórzył się, jeszcze głośniej i bliżej. Wraz z nim Ostry spostrzegł, że jedna ze ścian żłobka nagle się wyłamała, a do środka wdarł się wielki, masywny cień o czarno-białym długim pysku. Ostry pisnął przerażony i zaczął szturchać matkę.
- Mamo! Obudź się! Tu jest jakieś monstrum!
Bagienny Dzwonek niemal natychmiast wstała na równe łapy. Spojrzała we wskazanym przez kociaka kierunku i syknęła z przestrachem. Nim jednak zdążyła się przygotować, stwór już był przy niej i uderzył ją wielką, szarą łapą z pazurami długimi jak źdźbła traw. Ten cios powalił kotkę bez problemu, ta jednak szybko się pozbierała i zagrodziła zwierzowi drogę do jej kociąt.
- Zawołajcie pomoc! Szybko! - krzyknęła do dzieci
Wszystkie malce, jak jeden duch rzuciły się do wyjścia. Jednak Ostry z tego nagłego szoku i przerażenia aż zapomniał o swojej złamanej łapie, a gdy na niej stanął i odezwał się nagły ból, aż zesztywniał i przewrócił się na ziemię. Pisnął cicho z bólu. Mimowolnie odwrócił łeb, spoglądając na mamę. Walczyła ona z szarym monstrum, dzielnie drapiąc go pazurami. Ten jednak nic sobie z tego nie robił, a rany zadane przez kotkę zdawały się być zaledwie drobnymi draśnięciami. Stwór za to raz po raz łapał ją swymi masywnymi łapami i ciął ostrymi niczym brzytwy pazurami. Ostry widział jak z boków jego matki leje się czerwona ciecz, barwiąc jej białe futerko na szkarłatny kolor. Choć z początku udawało jej się unikać szczęk i zębów stwora, ten jednak nagle rzucił się na nią z całą swą siłą, a ta nie zdążyła się uchylić przed przytrzymującymi ją łapami. Szczęki monstrum zacisnęły się na jej gardle z którego wydobył się zduszony krzyk pełen bólu i cierpienia.
- MAMO! - krzyknął Ostry
Królowa już nawet się nie wyrywała, a stwór spokojnie położył ją na ziemi i puścił. Krew wciąż kapała na nią z jego pyska, nie barwiła już jednak jej i tak całego czerwonego futra. Jej ciało raz po raz drgało, wstrząsane ostatnimi konwulsjami. Ostry widział jak na krwi lejącej się z jej rozciętego gardła pojawiają się małe bąbelki, a od strony kotki słychać było ciche bulgotanie, słabnące z każdą chwilą.
Wpatrywał się w jej ciało z takim z szokiem i przerażeniem, że nawet nie spostrzegł jak stwór zaczął się do niego zbliżać.
<Kruczy? Miętowy? Kto go uratuje? z góry mówię że z początku Ostry nie będzie zbytnio kontaktować>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz