Na zapytanie od ucznia odnośnie wyprawy po zioła przybrał minę filozofa. Chciał wyglądać chociaż przez chwilę jak poważny mentor, pełen szacunku i opanowania niczym... ktoś na wysokim szczeblu społecznym.
- Słodki ty mój Bluszczyku, wszystko w swoim czasie. Uwierz mi. Stare, mądre przysłowie mówi: Z Bursztynem wszystko swój czas posiada, tak myśl pradawna powiada... No, dobrze, sam to wymyśliłem. Przed chwilą. Przyznaję. Wiesz... czasami zastanawiam się, dlaczego nie urodziłem się Dwunogiem. Mógłbym zostać wielkim myślicielem... - snuł gdybanie kremowy. - Przed nami inne zadanie: segregacja ziół! Kto ostatni, ten motyli odwłok! - Bursztynowy Pył od razu dobrał się do roślinek, a kurz spod jego łap uniósł się w powietrze
- Słodki ty mój Bluszczyku, wszystko w swoim czasie. Uwierz mi. Stare, mądre przysłowie mówi: Z Bursztynem wszystko swój czas posiada, tak myśl pradawna powiada... No, dobrze, sam to wymyśliłem. Przed chwilą. Przyznaję. Wiesz... czasami zastanawiam się, dlaczego nie urodziłem się Dwunogiem. Mógłbym zostać wielkim myślicielem... - snuł gdybanie kremowy. - Przed nami inne zadanie: segregacja ziół! Kto ostatni, ten motyli odwłok! - Bursztynowy Pył od razu dobrał się do roślinek, a kurz spod jego łap uniósł się w powietrze
teraz
Od samego rana asystent medyka Klanu Klifu miał łapy pełne roboty. O wschodzie słońca do legowiska pachnących ziołami medyków przybył Niedźwiedzia Łapa, ponieważ jakimś cudem wbił sobie szkło w jedną z kończyn. Kremowy od razu przystąpił do uleczania. Usunął ostry wytwór Dwunogów, zdezynfekował ranę odpowiednią mieszanką ziół, kończąc na zatamowaniu krwawienia kilkoma pajęczynami. Nie zwracał uwagi na drobne krwiste plamki na własnym futrze, kontrastujące z żółcią i bielą. Kocia posoka to jedna z części medycznego powołania.
Przy okazji gadał, mimo wielkiego milczenia burego. Arlekin leżał nieruchomo, jęcząc raz po raz, patrząc ślepo w horyzont. Bursztynowy Pył opowiadał o swoich zwariowanych snach (próby walki na rapsy z Kaczym Piórem, wysuszenie rzeki w celu wybicia Klanu Nocy, noszenie na grzbietach przez Klan Gwiazdy za księżyce wiernej służby), streszczał poranną rutynę, nie pomijając żadnego szczegółu. Dobieranie słów przychodziło mu niesamowicie łatwo. Nadawał jak katarynka, biorąc oddech raz po raz, by tylko zapełnić płuca wymaganą ilością powietrza.
Niektórzy mówili, by żyć i funkcjonować w społeczeństwie. On żył, by mówić, mówić, mówić...
- No, już po wszystkim! Byłeś grzecznym i dzielnym pacjentem. W imieniu Klanu Gwiazdy udzielam ci błogosławieństwa i szczęścia na następne księżyce - miauczał, nakreślając przednią łapą w powietrzu prostopadłe linie. - Pytasz, po co ci błogosławieństwo? To taka OGROMNA, bardzo OGROMNA łaska od przodków. Sprawia, że chce ci się żyć, że zioła pachną jak poranna rosa... nie, jak mleko mamy! Życie staje się piękniejsze, nie łatwiejsze, lecz znośniejsze. Zapewniam cię, szkło w łapie to znak... - Chciał dokończyć zdanie, ale do legowiska wszedł Bluszczowa Łapa, utykając. - MÓJ UCZNIU! NIE! ODEBRAŁEM CI ŁASKĘ KLANU GWIAZDY! - miauknął głośno kremowy, podchodząc do młodszego. Wziął kilka głębokich oddechów. Nie, to gwiezdni wystawiają ich na próbę, wzmacniają cierpliwość, okazują sprawiedliwość i jakąś tam wolę.
Nie pozwolił wypowiedzieć się uczniowi, zajął się nim od razu. Żaden medyk nie mógł cierpieć, inaczej choroby i zranienia przeniosą się na resztę klanowiczów.
Bluszcz skręcił przednią łapę, kremowy usztywnił kończynę i podał uczniowi dwa ziarna maku, by zminimalizować ból u młodszego,
- Jak wyzdrowiejesz, chciałbyś nauczyć się łapać motylki? - zapytał się Bursztynowy Pył, chcąc skupić myśli Bluszczowej Łapy na czym innym niż leżenie.
< Bluszczowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz