- Witaj Barwinku ~ usłyszał obok siebie zaczepny głos. Bardzo znajomy.
- No cześć ~ odmiauknął równie zaczepnym tonem co kotka.
Machnął wesoło ogonem. Była dziś w dobrym humorze, a to oznacza same plusy. Może przynajmniej go nie pobije. Albo może zrobią dobie pojedynek? Jeden na jednego, on kontra ona.
- Co porabiasz? - Zapytał stając ramię w ramię z kumpelą
- Pamiętasz nasz zakład?
- Zakład...? - Powtórzył, grzebiąc w odmętach swojej pamięci za czymś podobnym. W końcu dokopał się, olśniewając nagle. - Ah! Tak, tamten! Rychło w czas, co nie?
- Tak, chcesz go kontynuować? - Zaproponowała, a czarnemu nie trzeba było powtarzać dwa razy.
Przytaknął jej, wychodząc z obozu pierwszy.
~*~
Wrócił z dwoma ptakami, rozglądając się za kotką. Nie wiedział, czy wróciła, czy może nadal poluje na coś jeszcze lepszego niż on trafił. Co prawda, zwierzyny było sporo, jednak polowanie to ciężki wysiłek. Dopiero teraz, gdy po raz kolejny próbował zwiększyć ilość swoich zdobyczy zrozumiał, jak wiele pracy to wymaga.
Dostrzegł też, że w życiu nie złapie dziesięciu piszczek, nie ważne jak bardzo by chciał. Zabrakłoby mu dnia, albo zwierzyny, która przecież nie będzie grzecznie czekać, aż on pozbawi ją życia.
Westchnął, kładąc piszczki przy sobie. Czekał parę uderzeń serca, póki nie usłyszał kroków. Zerknął w stronę wejścia do obozu, dostrzegając niewidoma kotkę z dwoma myszami.
- Tutaj Tańcząca!! - Zawołał ją.
Strzyknęła uchem, ruszając ku niemu. Położyła przy sobie swoje zdobycze.
- Mamy tyle samo. - Miauknął czarny.
Kotka pokiwała głową, a Barwinek myślał dłuższą chwilę. Skoro od tyłu księżycow nie potrafią się uporać z tą rywalizacją... To może pora na dojrzały krok, godny wojownika?
- No bo widzisz - zaczął, nie wiedząc w sumie jak się za to zabrać. Nigdy nie przyznawał komuś swojej przegranej.
Wziął głębszy wdech.
- Co mam widzieć? - Zapytała patrząc w nicość, a czarny prychnął.
- No weź się już nie czepiaj! - Burknął. No zdarza się zapomnieć, okej??
- Przerwałaś mi poważną atmosferę! - Posłał jej wzburzone spojrzenie, jednak niewidoma kotka machnęła tylko ogonem. - Wracając. Chciałem, żebyśmy zawarli remis. Wiesz, doszedłem do wniosku, że ciężko by było u polować dziesięć piszczek... Ale nie mówię, że bym nie dał rady! Więc... Rozejm?
Kotka chwilę myślała nad jego słowami, po chwili usmiechając się lekko, na co czarny odpowiedział szerokim uśmiechem.
- Rozejm.
~Czasy teraźniejsze~
Było gorąco i sucho! Wszechobecny zaduch sprawiał, iż czarny ledwo trzymał się na lapach, a co tu mówić o wypełnianiu jakichkolwiek obowiązków!
Rano jednak, dla niepoznaki, wyszedł z obozu, by zaszyć się gdzieś w lesie, w zacienionym miejscu.
W Barwinku od dłuższego czasu kotłowały się sprzeczne emocje. Dodatkowo frustrujący był fakt, kogo one dotyczyły. Chodził zamyślony, oczami szukając znajomego liliowego futra. Przyłapując się na tym, potrząsał głową.
Zaciskał zęby na każdą myśl, że chciałby spędzić z nim trochę czasu, chociażby na sprzeczce, byleby uwaga pomarańczowych ślepi była na nim.
Starał się nie pokazywać faktu, iż martwił go kocur. W sensie to, co mogło mu się przydarzyć, albo co on mógł zrobić komuś. Przecież znał go od urodzenia młodszego. Wiedział, że pod wpływem emocji Szczawiowy Liść był w stanie urwać komuś uszy.
Czarny westchnął. To było strasznie...ograniczające? Takie myślenie. Chciał dla młodszego jak najlepiej. Pragnął dbać o jego futerko, bez zagrożenia dostania w pysk, przynosić kwiatki, tak jak robili to inni. Może czuł już zazdrość? O te wszystkie czynności? Powinien? Przecież Szczawiowy Liść miał go w nosie, nawet pomimo ich kilku momentów.
Rozejrzal się. Czuł potrzebę czyjejś opinii, pomocy. Najlepiej takiej bezstronnej.
Los chciał, by szła tamtędy jego kumpela, z dziwnie zamyślonym pyszczkiem. Od razu dostrzegł szanse na zawracanie dupy vance.
- Psst! - Szepnął do niej. - PSSST!
- Co? - Strzyknęła uchem.
- Masz chwilę??
- A czego chcesz? - Zapytała patrząc w nicość.
- Mam być całkowicie szczery...? - Zapytał niepewnie. Kotka kiwneka głową. Wziął głębszy wdech. - Chce, żebyś mnie wysłuchała. Wiesz, jesteś babą, pewnie lubisz takie rzeczy. A skoro znamy się nie od dziś toooo~
Kotka nie wydawała się zachwycona, jednak po dłuższej chwili westchnęła, siadając na trawie.
- O co chodzi? - Zaczęła.
Barwinka nagle dopadł stres. Jak miał to niby ubrać w słowa? Skoro nigdy nie czuł czegoś takiego??
Poza tym, czy Tańcząca Pieśń znała się na uczuciach? Może sama miała kogoś na oku? Albo nawet potajemnie...!
Zerknął na nią podejrzliwie, ale nic nie mówił. Wziął za to głęboki wdech. Jakoś to będzie, co nie? W końcu to nie Szczawik, nie powinien dostać w pysk.
Na wspownienie liliowego poczuł łaskotanie w brzuchu. Poruszył się, chcąc to uspokoić, mimo, że było przyjemne.
- Od czego by tu... - Zastanowił się chwilę, po czym postanowił lecieć na żywioł. - Miałaś kiedyś tak, że spotkałaś jakiegoś kota i po jakimś czasie zaczęłaś zauważać, że się o niego martwisz, albo cieszysz na widok jego paskudnej mordy?
Vanka nie odpowiedziała, Barwinek nie był pewien czy jego wstęp jej zbyt nie zszokował. Kontyuowal więc.
- Bo ja... Ja tak ostatnio mam? Znaczy od długiego czasu już, wręcz paru księżyców.
Parę razy dziennie myślę, gdzie on jest, albo czy będzie miał dziś dla mnie czas, lub w jaki sposób go zaczepić. Trochę to żałosne, nie? Dziwne uczucie. Nawet nie zauważyłem, kiedy zacząłem się o niego martwić tak bardziej i dbać o niego? Wiesz, może nie jestem idealnym przykładem do naśladowania, ale poważnie! Pytam się czy wszystko okej, a jak nie, to próbuje pocieszyć, więc chyba tak jak powinno być? Ale problem w tym, że on tego nie docenia! Odtrąca mnie ciągle, a ja jak debil do niego wracam. Beznadziejne, jednak nie potrafię przestać!! To straszliwie frustrujące i denerwujące.
Wziął parę głębszych wdechów. Zaczynał przeżywać swój wywód. Miał nadzieję, że nikogo tu nie było, a jedynie Tańcząca Pieśń pozostanie powierniczką jego sekretów. Znaczy... Uczuciowych problemów.
- I słuchaj dalej, bo naprawdę nie wiem co robić. Jesteś samicą, masz taki instynkt w głowie? Który Ci mówi co powinnaś zrobić? Bo ja kompletnie nie wiem! Nie ważne co zrobię, mam wrażenie, że go od siebie odpycham, zamiast przekonać.
Nie zwrócił nawet uwagi, kiedy zaczął jasno określać, iż ma problemy z kocurem. Tańcząca Pieśń możliwe, iż to wyłapała w całym tym jazgocie.
- Ugh, serio. Chodzę jakiś taki... Zamyślony nawet. Nie umiem wyprzeć go z umysłu, chcę mu się podlizywać i dostawać uwagę, bo mam ją tak rzadko, że każde spojrzenie traktuję jak największy prezent... Parę... Parę razy nawet myślałem, że on też przestał mnie uważać za rywala, ale potem coś między nami się psuło i wracałem do punktu wyjścia. On zresztą sam mi nie pomaga. Tak samo niezdecydowany co zawsze! I do tego ciągle się wywyższa, narcyz jeden. Co w nim w ogóle widzę? No właśnie, to jest pytanie!
Zamknął na chwilę pysk, by dać vance do przetrawienia te informacje, albo po prostu bałagan, który zaśmiecał umysł czarnego.
- Eee - zaczęła, jednak Barwinek wszedł jej w słowo.
- No właśnie! Nawet ty nie umiesz tego skomentować, a co dopiero ja?
Usiadł, wbijając pazury w ziemię. Im więcej myślał o Szczawiowym Liściu, tym bardziej na myśl przychodziło mu jedno zagadnienie, które wypierał z siebie jak tylko mógł. Był przecież wolnym duchem, który robił co chciał, jak chciał.
Jednak kiedyś... Za czasów dzieciństwa, kiedy żyli jego rodzice, słuchał od nich opowieści o tak zwanej miłości. Mama mówiła, że są różne rodzaje. Na przykład ta, którą on obdarzał rodzeństwo była inna od tej między nią, a tatą.
Barwinek wtedy tego nie rozumiał, jednak teraz wszystko nabierało podobnej barwy. Chęć pomocy drugiemu kotu, dotyku, rozmowy. Czarny dawno przestał uważać Szczawika za rywala, sam dokładnie nie wiedział kiedy. Po prostu... Nawet wtedy, gdy nie zwracał większej uwagi na liliowego, chciał dla niego dobrze? Mimo wszystko troszkę się martwił... Ale teraz... Martwił się odrobinkę bardziej.
Gdy Szczawik kłócił się z nim o Lisią Gwiazdę, Barwinek nie czuł, że mógłby go znienawidzić za poglądy. Kiedy jeszcze parę księżycow temu by to zrobił bez mrugnięcia okiem. Teraz był w stanie zaakceptować ten fakt, byle by było pomiędzy nimi dobrze.
To... Naprawdę głupie. Szczawik też był głupi. Odstawiał cyrki. Czasem wgapiali się w siebie nawzajem, a potem udawali, że to nic nie znaczy.
Bo może... Może tylko Barwinek uważał to za coś "innego"? Takiego specjalnego, tylko dla niego? Dłuższe spojrzenie pięknych oczu, dotyk miękkiej sierści...
Potrząsnął głową. Spojrzał na przyjaciółkę. Jedyną, której powierzył swoje przemyślenia. Nawet jeśli były chaotyczne, a więcej w nich było narzekań, jak prawdziwych problemów, które męczyły umysł wojownika.
Czasami zastanawiał się, czy Szczawik pamiętał ich momenty? Wtedy, gdy przyszedł do liliowego do medyka, rozmawiali normalnie, miło. Lub wtedy podczas zimy, gdy dotknęli się pyskami, a w organizmie czarnego wręcz wszystko się trzęsło. Podczas tego...pocałunku?
Na samą myśl o nim, zapiekły go uszy.
Czuł, jak jego mięśnie drwią, a w brzuchu tańczy przyjemne łaskotanie. Chciałby to kiedyś powtórzyć.
Spojrzał na Tańczącą Pieśń. Jej pysk wydawał się zamyślony. Po chwili jednak spojrzała w jego stronę, a ślepe oczy zdawały się na niego patrzeć. Otworzyła usta, a tym co powiedziała, sprawiła, iż serce starszego przyspieszyło niebezpiecznie szybko.
- Kochasz go.
Czuł, jak zalewa go nieznane dotąd uczucie. Słowa kotki sprawiły, że jego problemy zostały w końcu nazwane, ale…
Ze wszystkich kotów kochać akurat jego?
Uciekł wzrokiem w bok. Teraz, gdy miał ładne określenie swoich uczuć, czuł… szczęście i spokój jednocześnie.
Chyba… Chyba pozostało mu to zaakceptować? Szczawik mimo wszystko nie był takim złym wyborem.
Uśmiechnął się lekko. Kochał go.
<Tańcząca Pieśń? Najlepsza w sprawach sercowych uwu >
:0 awww
OdpowiedzUsuń