- C-coś s-się jeszcze d-działo? B-były jakieś b-bójki?
Pokręciła łebkiem.
- Nie wiem. - Nakryła łapki ogonem. - Wraz z Konopiową Łapą szukaliśmy Wilczego Serca, a potem...
- W-wilczego Serca? - liliowy wszedł jej w słowo. Spojrzała na niego zaskoczona. To przecież nic dziwnego, prawda? Kocur dokądś poszedł, a chciała się z nim zobaczyć, więc to chyba normalne, że…
- C-czy W-wilcze S-serce jest twoim tatą? - głos Żywicy zmienił się zupełnie. Przyjrzała mu się i ze zdziwieniem dostrzegła, że w jego oczach stają łzy.
- A-a to coś złego? - spytała. Nigdy nie przyszło jej do głowy zastanawianie się nad właściwością związku mamusi i Wilczego Serca. Wiedziała, że nie mógł z nimi mieszkać, ale… Dopiero teraz, gdy tak nad tym myślała, przypomniała sobie, co na ten temat mówił kodeks wojownika. Pójdźka przymknęła oczy. Więc Wilcze Serce i mamusia… nie powinni się kochać? Czy w takim razie nie powinna się z nim widywać? Czy nie mogła… zobaczyć więcej Konopiowej Łapy?
- N-nie, o-oczywiście, że n-nie - odparł, kocur, przerywając jej gorączkowe rozmyślania. - J-ja naprawdę s-się cieszę, ż-że masz tatę. K-który cię kocha i-i chce s-spędzać z t-tobą czas.
Kocur otarł oczy, chcąc ukryć łzy. Patrzyła na niego zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Twój tata… taki nie był?
Liliowy pokręcił łbem. Poczuła nagłą potrzebę przytulenia się do niego.
- P-przepraszam - miauknęła, chowając łebek w jego futrze. - Nie wiedziałam.
Zepsuła mu humor. Mogła do niego nie przychodzić! Tak, wtedy dalej byłby szczęśliwy. Teraz… teraz powinna go pocieszyć, ale zupełnie nie wiedziała jak.
- N-nie masz z-za co - odpowiedział. - Mój tata… nie b-był dla mnie zbyt m-miły. Ż-że w ogóle n-nim jest d-dowiedziałem się d-dopiero po jego śmierci.
- Nie żyje? - Pójdźka spojrzała na niego jeszcze szerszymi ślepiami.
Żywica tylko pokiwał głową. Zapadła niezręczna cisza.
- Powinien żałować - miauknęła w końcu cynamonowa. Kocurek posłał jej zdziwione spojrzenie. - Ja jakbym miała takiego syna, to spędzałabym z nim mnóstwo czasu. I byłabym z niego bardzo dumna - dodała.
- D-dziękuję - odpowiedział, trochę zmieszany. Pójdźka posłała mu nieśmiały uśmiech.
- Berek! - trąciła go nieśmiało nosem i odskoczyła kawałeczek. Widząc rozbawione ogniki tańczące w jej oczach, nie mógł jej odmówić. Już po chwili gonili się po obozie jak dwa kociaki.
<Żywico? Może się jeszcze spotkają...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz