Melodyjka od razu zamilkła, gdy zobaczyła, że Słonik otrzepał się po myciu i powolnym krokiem podszedł do kotek. Po drodze ziewnął dwa razy, wyglądając przy tym, jakby był wciąż mocno niewyspany. Ciota z niego, jak można tyle spać i jeszcze chcieć więcej tej nudnej, niepotrzebnej czynności? Szylkretka pokręciła łbem.
— Hej, śpiochu — mruknęła, gdy kocurek był już wystarczająco blisko.
Wtedy Bluszcz posłała bratu spłoszone spojrzenie, co nie umknęło uwadze bystrych oczu liliowej. A ta co? Wydawała się w porządku, ale była na pewno zbyt strachliwa.
— P-psieplasiam, Ś-Śłonik — wydukała niespodziewanie, spuszczając łeb. — Me-Melodyjka t-tio tfoja koleszanka i n-nie pofinnam się z n-nią ba-bafić
Melodyjka spojrzała nań ze zdziwieniem i lekkim zmieszaniem. Ej, polubiła srebrnego kocurka, ale nie była jego własnością i będzie bawić się, z kim tylko zapragnie! A jeśli ten faktycznie mógł uważać tak, jak mruknęła jego siostra, to… oj, to wtedy on jeszcze się z córką Kwitnącej Polany policzy. Ona nie odpuści mu tak łatwo za takie paskudne myślenie! Że niby mogłaby działać tylko tak, jak on tego sobie chciał… to przecież absurd!
— Ale pszeciesz nie mas za ćo pszeplasać — odpowiedział po dłuższej chwili kocur, najwyraźniej zdziwiony tak samo, jak najstarsza z całej trójki… a jej jakby kamień spadł z serca.
— Ej, nie jestem fłasnością Słonika i będę się bafić z tym, z kim ja chcę. — Dorzuciła swoje trzy grosze, chcąc mieć pewność, że ten fakt dotarł do dwójki rodzeństwa. — To co… telaz możemy pobafić się fe trzech — dodała, machając ogonem z ekscytacji. — Może być chofany! Kto szuka?
***
— Brawo, Melodyjna Łapo! Jak na aktualną pogodę i warunki, ten królik jest naprawdę duży! — miauknęła z dumą Rzeczny Nurt, widząc, jak jej uczennica wraca z niezłą zdobyczy w pysku.
— Jest świetny, co? To na pewno będzie najlepsza zwierzyna, jaką w ostatnim czasie złapał jakikolwiek terminator — zamruczała, gdy odłożyła już królika. Uwielbiała, gdy się ją pochlebiało, więc nie mogła odpuścić okazji, by samej sobie podnieść ego dodatkowym komentarzem.
Od dwóch księżyców cieszyła się normalnym szkoleniem i robiła niezłe postępy. Nadal uważała swoją mentorkę za niewiele wartą, nadal z całego serca pluła na Czaplą Gwiazdę, nadal dobrze dogadywała się z Bluszczem, a jeszcze lepiej ze Słonikiem. Tak, pod względami relacji niewiele się zmieniło, a tak właściwie to nic. Lekką przykrość sprawiała jej jednak aktualna sytuacja przyjaciela, który był w trakcie odpracowywania swojej części pokuty. Szylkretka liczyła, że i w jego przypadku lider ukróci karę, lecz tak czy siak starała się przynajmniej raz na kilka dni pomóc trochę pomóc mu z mchem. Tak, ta paskudna roślina stała się przekleństwem dwójki przyjaciół, a jej nijaki smak w ustach i smród tego już zużytego mchu z pewnością zostanie z nimi jeszcze długo, jeśli nie do końca ich dni. Cóż, kocica miała przynajmniej okazję zemścić się troszkę na tym staruchu, który ich na to skazał. W noc ostatniego zgromadzenia, gdy część klanu, w tym rzecz jasna on, wyruszyła do miejsca spotkań, Melodyjna Łapa wraz ze Słonikową Łapą udali się do jego legowiska i "zupełnym przypadkiem" porządnie pobrudzili jego posłanie mysią żółcią. Przy ułożonej prostej wymówce, że czyścili inne legowiska i po prostu nie zauważyli, że przenoszą brud, obyło im się bez ochrzanu. A ta dzika satysfakcja, gdy kotka mogła obserwować skrzywiony pysk czekoladowego!
— Możemy już wracać — stwierdziła w końcu wojowniczka. Fakt faktem, zaczynało robić się zimno i ciemno, a futra muskał chłodny, raczej niezbyt przyjemny wiatr.
Uczennica pokiwała głową i wzięła swoją ofiarę z powrotem w pysk, odwracając się w kierunku obozu. Była już trochę zmęczona. Przez cały dzień trenowały walkę, no a pod koniec niebieska zaproponowała jej jeszcze polowanie. Dzięki temu wróciły do domu z mięsistym królikiem, którego Melodyjna Łapa z niemałą dumą odłożyła na stos świeżych zdobyczy.
— Więc to koniec na dziś? — upewniła się, zerkając na swoją mistrzynię.
Gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą, natychmiast podążyła w stronę legowiska uczniów, by przywitać się z pozostałymi. Pierwsza w oczy rzuciła się jej Bluszczowa Łapa, siedząca samotnie i spożywająca wróbla. Na widok dobrej znajomej kotka rzuciła się pędem, ledwo przed nią hamując i tym samym nieźle wystraszając młodszą.
— Heeej! — zawołała energicznie, nie dając po sobie poznać wyczerpania, które powoli ją ogarniało. — Co tam u ciebie? Bo ja jak zwykle męczyłam się z tą ślamazarą, ale upolowałam naprawdę sporego królika. Ha, chcę zobaczyć minę Storczykowej Łapy, gdy zobaczy, jak jego "opóźniona" siostrzyczka w mgnieniu oka przegania go umiejętnościami w każdej dziedzinie — oznajmiła. Jak już można było poznać, szylkretka nie mogła obejść się bez wzmianki na swój własny temat.
<Bluszcz? Agh, przepraszam, że tak długo to trwało ;;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz