Dziwne poczucie znalezienia się w klatce uderzyło ją ze zdwojoną siłą, przyprawiając o wymioty. Kątem ślepia spoglądała na swego brata, teraz już wojownika, Jesionka. Czy doprawdy go nienawidziła? Czy chciała, by umarł? N-nie... Chyba nie... Wiedziała, że jej brat nawet nie ma świadomości, co przeszła w obozie klifiaków. W jaki sposób była traktowana.
Z przerażeniem uświadomiła sobie to, jak bardzo nikt nie interesował się jej losem. Nikt nie pytał, skąd ma ranę na gardle, która wyglądała tak, jakby ktoś próbował wyrwać jej krtań... Nikt nawet na uderzenie serca nie zająknął się o tym, skąd posiada tyle ran na łopatkach i grzbiecie. Nikt, dosłownie nikt nie przejął się jej raną na pół pyska.
Zupełnie tak, jakby jej się należały, jakby już się z nimi urodziła.
Co ona im zrobiła? Nie miała ochoty na wszelakie bratanie się, czy to jest powód do aż tak bolesnej obojętność?
Za to oczywiście względem Pigwowej Łapy każdy skakał niczym poparzony żywym ogniem. I dlaczego? Bo stracił oko. Też coś... Lodowa Łapa wręcz czuła, że gdyby ona wróciła bez jednej łapy, nikt by nawet się nie przejął, potraktowaliby to, jak coś normalnego, jakby już wcześniej nie posiadała tej kończyny.
Może więc jej agresja była spowodowana czymś innym? Może nie tyle była zazdrosna o wojownicze miano Jesiona, co o to, jak każdemu z jej braci życie się ułożyło?
Gruszkowa Łapa spędzał czas z Pigwową Łapą, mizdrząc się na swój własny, wybitnie irytujący sposób.
Malinowa Łapa wspomniał o jakimś koledze z klanu Wilka.
Jesionowy Wicher natomiast dużo czasu spędzał w towarzystwie Białego Kła czy też Brzoskwiniowej Łapy.
Zaś ona? Była sama, zupełnie jak palec, jedynym kontaktem z innym kotem były jej treningi z Owczym Futerkiem. Nie czerpała jednak z nich przyjemności. Wiedziała, że jest to tylko czysta formalność.
Jednakże... Nie mogła powstrzymać swych myśli od wyobrażania siebie wtulającej się w kręcone futerko wojowniczki, gdy ta z czułością liże ją po policzku. Nie wiedziała, co się dzieje... Z każdą podobną myślą jej ciało zalewała fala ciepła, przez którą czuła motylki w brzuchu.
Jednakże wszelakie próby zwrócenia na siebie uwagi mentorki spływały na panewce. Może to dlatego jej nienawidziła i nazywa beznadziejną? Nie potrafiła pojąć jakim cudem może żywić do kogoś dwa uczucia - pozytywne i negatywne.
— Ja też się nie prosiłam.
Zaczęła ostrym tonem. Miała dosyć poczucia tracenia oddechu. Bycia w klatce jeszcze bardziej. Czuła się samotna, tak zwyczajnie samotna. Z jednej strony chciałaby, by ktoś zwyczajnie ją przytulił i zapytał, jak się czuje, z drugiej zaś... Chciała, by każdy ją zostawił. Dał spokój, przestał się interesować.
— Nie prosiłam się, by mnie porwano. Nie prosiłam się, by Nocna Puszcza, jeden z tych paskud traktował jej jak worek treningowy. Nie prosiłam się o opóźnione mianowanie i zaległości. Nie prosiłam się o blizny. Nie prosiłam się o bycie samotną frajerką, której losem nikt się nie przejmuje.
— Może porozmawiaj Z Deszcz...
Przerwała mu. Nawet nie zamierzała słuchać o tym liderze, który miał czelność się tak nazywać. Po prostu nie chciała, nie po tym, jak pozwolił jej spędzić tak długi czas pośród wroga.
— Nie wspominaj mi o nim!
Napuszyła futro, spoglądając na Jesionowego z bólem i strachem w błękitnych ślepiach.
— Nie chcę o nim nic słyszeć. Nie nadaje się na lidera. Zresztą, Pstrągowy Pysk też nie. Znając ją, dostanie na łeb, gdy tylko dojdzie do władzy i będziemy mieli drugą Lisią Gwiazdę.
Splunęła na samą myśl o tamtej dwójce. Doprawdy, dobrali się wręcz idealnie.
< Jesionowy Wichrze? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz