– Och, oczywiście że tak, Malinowa Łapo! – zaśmiała się głośno, jednocześnie ściągając na siebie uwagę Deszczowej Gwiazdy, który uciszył ją zdecydowanym syknięciem. Ściszyła głos do szeptu, potulnie spoglądając na niebieskiego przywódcę – Oczywiście, że wierzę w Klan Gwiazdy. Moi rodzice zawsze w niego wierzyli i przekazali tą wiarę mi. Chociaż czasami wydaje mi się dziwne, że banda truposz- – urwała, ostrożnie spoglądając na Deszczową Gwiazdę – Szanowne zbiorowisko naszych pradawnych przodków ma mniejszy lub większy wpływ na nasze życie. Gdy byłam bardzo mała, myślałam, że po wrzuceniu cię do piachu kończy się właściwie wszystko… To byłaby potworna nuda, nie? Ale mamy Klan Gwiazd. Jak myśli, czy na górze też można polować na zdobycz i kąpać się w rzece? Bo ja nie wytrzymam bez tego! – westchnęła żałośnie, teatralnie uderzając się w czoło.
– M-myślę, ż-że ta-tak – powiedział po krótkiej chwili wahania, nie patrząc jej w oczy. Myśli Brzoskwiniowej Łapy krążyły jednak wokół tematu Klanu Gwiazdy, który wcześniej poruszył jej bury kolega. Dopiero, gdy jej łapy zaplątały się o jakiś korzeń na ziemi (przodkowie, skąd on się tam wziął?), a nos plasnął o twardy grunt, wróciła jej zdolność myślenia o teraźniejszości.
– Przepraszam, Malinowa Łapo, mówiłeś coś? – zapytała, rozcierając bordowy nosek.
Klasycznie pręgowany zwiesił głowę i odwrócił wzrok.
– C-cóż… N-nie.
Przyjaźnie szturchnęła go zadem w bok.
– To źle! – zachichotała, w uderzenie serca zapominając o bolącym nosie – Szczera i żywa rozmowa jest gwarancją dobrej zabawy. Tak mówili moi rodzice podczas wędrówek. Już ja zadbam, żebyś się nie nudził podczas naszej wyprawy!
– Idziemy tylko do Księżycowego Kamienia i z powrotem – zauważył Gruszkowa Łapa – Nie zdąży się znudzić.
Idący przed nimi Deszczowa Gwiazda poruszył uchem.
– Wolałbym, żebyście skupili się na obserwacji terenów. Na pogaduchy zawsze będzie czas, a niecodziennie wędrujemy pomiędzy terytoriami obu klanów.
Brzoskwiniowa Łapa pokiwała szybko głową i rozejrzała się. Chociaż wędrując z rodzicami widziała kawał świata, to tereny Wilka i Klifu malowały się przed nią po raz pierwszy. Gdy weszli na teren tych drugich, oczom kremowej vanki ukazały się rozległe, bladozielone ziemie. Mimowolnie spięła się ze strachu, jak za każdym razem, kiedy myślała o rudym liderze Klan Klifu i ich napadzie na Noc w dzień po zjawieniu się Brzoskwinki w rybożernym klanie. Tamto wydarzenie było jedynie rozmazanym wspomnieniem i nie budziło w niej już grozy ani strachu, jednak w obliczu stanięcia pysk w pysk z Lisią Gwiazdą jej sierść sama stawała na sztorc. Przeszli jednak bezpiecznie do samej Księżycowej Groty, co wydawało się nader dziwne. Bała się, że Lisia Gwiazda tak naprawdę przyszykował jakiś podstęp i był gotowy posłać na nich swoich cztero-księżycowych wojowników, gdy tylko koty z Klanu Nocy zagłębią się w ich terenach na tyle, że ich bolesny krzyk nie będzie możliwy do usłyszenia…
Jej obawy okazały się jednak zbyteczne, gdyż wkrótce całą czwórkę pochłonął cień Księżycowej Groty.
Sam Deszczowa Gwiazda nie zachowywał się zbyt pewnie w ciemności jaskini. Do nosa Brzoskwiniowej Łapy doleciał zapach jego niepewności, jednak po kilku krokach w całkowitej ciemności niebieski kocur przyspieszył. Brzoskwiniowa Łapa musiała biec, żeby nadążyć za dużymi krokami trójki kocurów, jednak była na to przygotowana.
Razem z Malinową Łapą i Gruszkową Łapą usiedli z boku, podczas gdyby Deszczowa Gwiazda dotknął nosem Księżycowego Kamienia i zapadł w sen. Przez chwilę jego bok unosił się i opadał, aż niemalże zupełnie znieruchomiał. Czy on był martwy, czy tylko udawał? Ale po co miałby udawać? Zesztywniała.
– Długo to potrwa? – zapytała szeptem Brzoskwiniowa Łapa, jednak odpowiedziały jej tylko niepewne spojrzenia dwójki towarzyszy. Zamiast tego spojrzała na Księżycowy Kamień. Czy to złudzenie, że kawał skały delikatnie odbijał jakieś światło, żeby choć odrobinkę podkreślić swoją wyjątkowość na tle innych kamieni? Było to tym bardziej dziwne, że w grocie panowała właściwie zupełna ciemność.
– Chciałabym mieć taki – westchnęła, machnięciem ogona zbywając pytające spojrzenie Gruszkowej Łapy – No wiesz. Na własność.
Brzoskwiniowa Łapa podeszła wolno i ostrożnie polizała błyskotkę. Do jej uszu dotarło przerażone westchnienie Malinowej Łapy, jednak bez reszty skupiła się na smaku kamienia. Hmm… Metaliczny, słonawy. Z westchnieniem wróciła na swoje miejsce przy ścianie i zwinęła się w ciasny kłębek tuż obok Malinowej Łapy.
– Dobranoc – powiedziała cicho – Obudź mnie, jak już skończy gadać z truposzami. Bo o to w tym chodzi, prawda?
***
Brzoskwiniowa Łapa cała drżała ze szczęścia. Bezgraniczna radość i euforia wypełniały ją od frędzelków na uszach, po opuszki palców. Miała wrażenie, że ma siłę pójść chociażby na koniec świata i wrócić z powrotem, byleby tylko móc chociaż pod koniec swojego życia spojrzeć w parę pięknych oczu, przypominających nieco dwie niebieskie sadzawki. Wzrokiem odnalazła bure, klasycznie pręgowane futro brata Jesionowego Wichru, który właśnie wychylał pyszczek z leża terminatorów. Nie wiedziała czemu, ale czuła, że to on jako pierwszy powinien się właśnie o tym dowiedzieć. W kilku skokach była już przy nim, nieświadomie zmuszając kocurka do rozmowy o śpiewających ptaszkach i pięknej pogodzie.
– Ta-tak, rze-rzeczywiście dz-dziś je-jest ła-ładnie… – wyjąkał syn Oblodzonej Sadzawki, bawiąc się szarym kamyczkiem.
– A powiedz, Malinku, masz już kogoś na oku? – zaśmiała się perliście i w przypływie jeszcze większej radości szturchnęła burasa – Widziałam, że Ropusza Łapa rozgląda za kimś.
– Ro-Ropusza Łapa? – wyjąkał brat Jesionowego Wichru, a w jego oczach Brzoskwinka dostrzegła jedynie iskierki strachu.
– No wiesz, zawsze zostaje ci jeszcze Musza Łapa – powiedziała, po czym zamrugała porozumiewawczo – Albo Wężowa Łapa… – urwała, spuściła wzrok i zaczęła przebierać łapkami po ziemi – Bo wiesz… Ja już sobie kogoś znalazłam. Jestem z Jesionowym Wichrem, wiesz? To naprawdę przecudowny kocurek i strasznie, strasznie go kocham. Teraz nie spędzamy ze sobą zbyt dużo czasu, bo jestem jeszcze uczennicą, ale to się wkrótce zmieni – westchnęła z rozmarzeniem, po czym spojrzała w błękitne oczy Malinowej Łapy – Cieszysz się?
<Malinku? Weź nie zejdź na zawał>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz