Kremowa znajda delikatnie pacnęła łapką pysk Jesionowego Wichru.
– Dziwnie się zachowujesz – mruknęła. Nie dość, że kazał jej wstać tak wcześnie, że była strasznie niewyspana, że mimo początku Pory Zielonych Liści było jej zimno, to jeszcze tak cholernie jej się podobał. Blady wschód słońca odbijał się w wodzie, niosąc ze sobą szkarłatny blask. Błękitny nurt rzeki uderzył w brzeg tuż obok łap kotów, tworząc zielonkawą falę. Brzoskwiniowa Łapa ziewnęła, rozszerzając paszczę i westchnęła. To był prześliczny, przecudowny widok. Dawno nie widziała czegoś równie urzekającego. A dodatkowo, mając przy sobie tak cudownego towarzysza…
Zamyśliła się na moment. Co chciał jej przekazać? Z samego rana obudził ją mentor i niemal siłą wywlókł z legowiska. Brzoskwiniowa Łapa myślała, że chodzi o trening. Jak olbrzymie było jej zdziwienie, gdy zamiast sterty mchu do przyniesienia matce Aroniowego Podmuchu, czekał na nią syn Oblodzonej Sadzawki.
Kolejna rzeczna fala rozbiła się tuż obok łap kotów. Brzoskwiniowa Łapa zmrużyła ślepia i kolejny raz potężnie ziewnęła, nieświadomie jeszcze bardziej stresując Jesionowy Wicher.
– Przepraszam… – zmieszał się po chwili – Chciałem… tylko zapytać cię, czy… może chciałabyś być ze mną? Bo… znaczy… zrozumiem, że jeśli nie… ja… ja no wiesz… czuję coś… więcej chyba… do… do ciebie – westchnął.
O. Nie.
O nie, nie, nie, nie.
Moment, na który czekała od dwóch księżyców. Wyobrażany, upragniony, wymarzony. Nieuchwytny, cały czas umykający i zastępowany przez wizję przyjacielskiej relacji. Teraz, kiedy nadszedł, nie wiedziała kompletnie, co powiedzieć. Uderzenie serca, kolejne. Może jeszcze coś wymyśli. Myśl, myśl, idiotko. Trzy uderzenia serca. Zbyt długo trwa ta cisza. Zdecydowanie. Powiedz coś, cokolwiek. Brzoskwiniowa Łapa próbuje coś powiedzieć i zamiast tego wychodzi długi, gardłowy jęk. Nie! Wszystko schrzaniła. Wszystko, wszyściutko, wszyściuteńko. Nie będzie chciał rozmawiać z nią po tym, jak zraniła jego uczucia. Wszystko zepsuła.
– To… jak?
To jeszcze się na nią nie obraził?
– Ja… – wyjąkała, patrząc na kamień przed sobą. Cholera, skąd on się tu wziął? Nieważne. Jaki ładny, gładki kamień. Próbowała uspokoić szalone bicie serca. Przełknęła ślinę, w żyłach zawrzała jej krew. Wydusiła ciche, bardzo cichutkie „ja też”, ale Jesionowy Wicher nie zareagował. Nie usłyszał pewnie. Klanie Gwiazdy, nie każ jej się powtarzać. Już wystarczająco dużo kosztowało ją to zażenowania… Stres ścisnął jej żołądek, ale wiedziała, że musi to powiedzieć. Trzeciej i kolejnych szans nie będzie. I oto drodzy państwo, Brzoskwiniowa Łapa, która potrafi prawić o wszystkim i o niczym całymi godzinami, prawie zemdlała podczas chyba najkrótszego przekazu w swoim życiu…
– Ja też cię kocham, Jesionowy Wichrze – powiedziała. Nie zemdlała, po prostu przed oczami pojawiły jej się mroczki. Z łap odpłynęła krew. Ale cały stres minął zastąpiony przed błogie uczucie spokoju i spełnienia – Gdy na ciebie patrzę, nie mogę znieść myśli, że mogłoby mi ciebie zabraknąć. Na początku może i byliśmy przyjaciółmi, ale teraz zdecydowanie czuję do ciebie coś głębszego. Kocham cię, Wicherku.
Rozluźniła się, gdy syn Kaczego Pląsu szybkimi pociągnięciami układał jej rozczochrane futro na policzkach. Nie chciała mu mówić, że cokolwiek by nie zrobił, ono i tak będzie odstawało na wszystkie cztery strony świata. Po prostu tego jednego poranka definitywnie była najszczęśliwszą kotką w Klanie Nocy.
– Martwi mnie tylko jedno – mruknął czekoladowy, na chwilę przerywając – Jesteś jeszcze tylko uczennicą. Co powiedzą…
– Mam gdzieś, co powiedzą – wyszeptała kremowa vanka – Już niedługo Szakłakowy Cień będzie miał mnie jeszcze bardziej dosyć i Deszczowa Gwiazda będzie musiał mnie mianować. A jak mimo wszystko będzie ze mną jeszcze jakoś wytrzymywał, to ja mu chętnie pomogę zmienić zdanie na ten temat… A do tego czasu… To będzie nasz wspólny sekret. Co ty na to? – zapytała. No, nie taki wspólny. Miała zamiar poinformować jeszcze Malinową Łapę, ale o tym już nie powiedziała czekoladowemu wojownikowi.
<Jesionku?>
słodkie :3
OdpowiedzUsuń