Kocur przez chwilę po prostu stał, próbując zrozumieć to, co właśnie usłyszał, ale słowa Sroki ciągle wymykały się jego możliwości pojmowania, odbijając się echem po jego umyśle.
On… On miał zostać ojcem?
Gwiazdy na niebie! Jak mógł być tak lekkomyślny?! W innej sytuacji, gdyby mieszkali w jednym klanie, może kiedyś zaproponowałby Sroczce, że mogliby… Ale tylko, jeśli by chciała, zresztą sam nie wiedział, czy chciał, czy był gotowy wziąć odpowiedzialność za nią i czyjekolwiek życie, a już na pewno tak delikatne i kruche jak szczeniaki… Ich szczeniaki.
Nie, to niemożliwe. Spojrzał na boki cętkowanej i zrozumiał, że to wszystko jednak prawda. Z przerażeniem uświadomił sobie, że nawet nie wie, czy Sroka chciała tych dzieci. Pozwolił sobie na słabość, przejęcie kontroli przez emocje, zapominając o rozsądku i takie były tego efekty. Zdradził jej zaufanie.
Zaniepokojona kotka trzepnęła go ogonem, wyrywając z zamyślenia.
- Ej, żyjesz?
Spojrzał na nią zaskoczony. Tak, nadal żył. Niesamowite, że w momentach, w których wydaje się, że cały świat powinien runąć, życie toczy się dalej. Jej miękkie futro dalej delikatnie poruszał wiatr, a oko lśniło odbiciem promieni słońca. Dotarło do niego, że jeśli ktoś ma prawo do rozpaczania, to tylko ona. On musi odłożyć wszelkie wątpliwości na bok i zrobić dokładnie to, co do niego należy. Zająć się swoją partnerką i dziećmi.
Z jego umysłu zeszła okropna zasłona, do tej pory nie dopuszczająca do głosu rozsądku. Przeanalizował ostatnie parę chwil i zrobiło mu się głupio. Nie tak powinien zareagować na jej słowa.
Zrobił krok w przód, chcąc objąć przyszłą mamę.
- Już kompletnie zgłupiałeś? - syknęła na niego, sprawiając, że znowu nie wiedział, co zrobić. Refleksja przyszła szybko - był Wilczakiem na terenie Klifiaków, to faktycznie nie był najlepszy pomysł. Co nie zmieniało faktu, że chciał żeby wiedziała, że jej teraz nie zostawi. Jeszcze raz przeklął w duchu swoją lekkomyślność. Jak mógł zapomnieć, że już raz przez to przechodziła...
- Sroczy Żarze, obiecuję, że nie zostawię cię samej - spojrzał jej prosto w oczy, czy raczej oko. - Będę przychodził tak często jak tylko będę mógł, naprawdę… - W jego oczach malowała się niewzruszona determinacja. Był zastępcą, był w stanie… - Jeśli chcesz to możesz dołączyć do Klanu Wilka.
Widział to spojrzenie. Wahała się, ale…
- Co on tu robi?
Znał ten głos. Łączył się z najgorszym wspomnieniem w jego życiu. Zanim się powstrzymał, jego sierść już stała, a z gardła wydobył się niski warkot.
O, z jaką rozkoszą zacisnąłby kły na jej jasnym gardle, czekając tak długo, aż posoka nie zabarwiłaby całej jego piersi, a ciało kocicy przestałoby stawiać opór i zwiotczało…
Problemy były dwa. Przed nim szedł cały Klan Klifu, a i Sroczka raczej nie ucieszyłaby się, gdyby zamordował jej siostrę.
Ciężarna posłała mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Stoję, nie widać?
Zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
- To idź stać gdzie indziej. Najlepiej koło Lisiej Gwiazdy - warknęła.
Czarny ostatnim wysiłkiem powstrzymał się od rzucenia się na nią. Chciał powiedzieć coś równie złośliwego, ale nie zdążył, bo obok rozległ się zaskoczony głos.
- Mamo?
- Cudownie - prychnął tylko. - Idealna pora na rodzinne spotkanie.
Robiło się zdecydowanie niebezpiecznie. Każdy głośniejszy dźwięk mógł zwrócić uwagę tego, kogo nie powinien i za uderzenie serca mógł mieć na łbie cały klan. I pal lisy jego, Sroka miała zostać z tymi psychopatami…
- Posłuchaj - warknął najspokojniej jak tylko mógł do pointki, korzystając z faktu, że uwagę ciężarnej absorbował chwilowo jej syn. - Zrobiłabyś mi ogromną przysługę, gdybyś po prostu się od nas odpierdzieliła.
- Nie, to ty posłuchaj - weszła mu w słowo, wściekła. - Zostaw ją w spokoju. Na. Zawsze. - wysyczała, patrząc mu prosto w oczy.
Atmosfera między nimi była wręcz gęsta od niewypowiedzianych słów. Czarny cały czas się hamował, pamiętając gdzie jest. Chociaż musiał przyznać, że z każdą chwilą szło mu coraz gorzej.
- Zamkniecie się w końcu? - głos Sroki zaskoczył ich oboje. - Ty też - warknęła do Żywicy, który akurat próbował coś powiedzieć. - Nie możecie zrozumieć, że... - Wilcze Serce poczuł, jak zmienia się wiatr. Nie miał ani uderzenia serca do stracenia.
- Kocham cię - miauknął do Sroki i rzucił się do biegu. Jego duma cierpiała jak cholera, ale jej bezpieczeństwo było ważniejsze. Oddalając się, usłyszał jeszcze, jak któryś z wojowników, zaalarmowany jego smrodem i hałasem, pyta kocic, kim był kocur, który je gnębił.
- Jakiś samotnik, przepędziłyśmy go - warknęła Zimorodkowa Pieśń i Wilcze Serce zrozumiał coś bardzo ważnego.
Nie ważne, co mu zrobiła i jak bardzo się nienawidzili, mieli wspólny cel - szczęście Sroczki.
<Sroczko? Tłumacz się Żywicy teraz xD Wybacz, że takie chaotyczne>
ojejuśku, ale z tego Wilczego faktycznie romantyk
OdpowiedzUsuń