Czaiła się w trawie, oczekując na odpowiedni moment. Biały kocurek niczego nieświadomy, tropił mysz, próbując odnaleźć jej zapach. Nie było to łatwe. Wczoraj padał deszcz, który zatarł większość śladów zapachowych. Prawdopodobnie spłoszył też część zwierzyny. Błoto było lepkie i nieprzyjemne, na roślinach unosiły się jeszcze ostatnie krople deszczu, natomiast chłodne powietrze sprawiało, że co prawda lepiej się oddychało, ale wciąż było ogromnym zagrożeniem, jeśli jakiś kot się pochoruje. Drgnęła na samą myśl o tym, że mogą kogoś stracić, kiedy byli już tak blisko. Potrząsnęła prędko głową, powracając do swojego zajęcia. Wybrała odpowiedni czas, żeby odbić się od ziemi i naskoczył na kocura.
― Leżysz!
Wydała z siebie zadowolone miauknięcie, gdy brat został przyciśnięty do ziemi, leżąc teraz w błocie. Jego dawniej lśniąca śnieżna sierść, pokryła się teraz brązem. Wydał z siebie zaskoczony odgłos, zanim mrugnął i z trudem odwrócił głowę, by spojrzeć kotce w oczy. Szyszka z triumfem siedziała na jego grzbiecie, uśmiechając się zadowolona. Ich oczy, takiej samej złotej barwy, spotkały się ze sobą. Jedyny symbol świadczący w ich wyglądzie, że byli rodzeństwem.
― Masz mnie. Co teraz?-rzucił, poruszając wąsami z rozbawieniem.
Szyszka zamruczała szczęśliwa. Kochała swojego brata za wszystko. Za to, że się o nią troszczył, że był dla niej wsparciem, zrozumieniem, najwspanialszym członkiem rodziny. Dotknęła nosem jego ucha, zanim zdecydowała się łaskawie zejść z kocurka, pozwalając mu się podnieść.
― Mhm... teraz możemy dokończyć polowanie. Największą mysz już złapałam!-ogłosiła z radością, oczywiście mając na myśli wojownika.
Brzózka jedynie skinął głową, odwzajemniając uśmiech kotki. Zanim jednak zanurzyli się w krzewach, w poszukiwaniu czegoś do złapania, brat popchnął ją w błoto i teraz razem byli brudni. Szyszka fuknęła pod noskiem, obserwując swoją sierść, z zamiarem od razu jej umycia. Dziwnie by się czuła, gdyby po powrocie do obozu, wyglądała jak błotny potworek.
― Zabawne.-miauknęła koteczka, szybkim machnięciem ogona ogłaszając, że nie jest rozdrażniona. Wręcz przeciwnie, fajnie było się pobawić, nawet jeśli dawno wyrośli z bycia kociakami.
Uniosła głowę, prostując swoją sylwetkę i rozglądając się wokół. Chłonęła tereny wzrokiem, wszystko co ją otaczało, wsłuchując się w najmniejszy dzwięk. Zauważając małą szarą mysz, przypadła do pozycji łowickiej I poczęła się do niej skradać. Była raczej dobrą łowczynią, nie wątpiła więc, że uda jej się złapać stworzenie za pierwszym razem. Intuicja nie zawiodła koteczki, gdy już chwilę potem siedziała z zabitym gryzoniem między łapami. Brzózka pomyślnie złapał wróbla.
― Tyle powinno wystarczyć.-miauknął biały kocur, spoglądając oczekująco na siostrę. Szyszka krótko skinęła łebkiem.
Kotka utkwiła przenikliwe spojrzenie w odległym horyzoncie. Pozwoliła sobie na zamyślenie, odbiegając myślami do odległych wspomnień. Im dalej znajdowali się od znajomych bagien, tym dopadała ją większa tęsknota. Nie chodziło tutaj tylko o pozostawienie swojego bezpiecznego domu, przecież wciąż pozostała z ukochanym klanem, więc nie miała większych powodów do zmartwień, w tym nowym, nieznanym świecie. Chodziło tutaj bardziej o przeszłość, która bolała bardziej niż cierń w poduszce łapy. Sylwetka Różanecznika stała się zamazanym obrazem. Nie pamiętała jaki matka miała kolor futra, ani jej zapachu. Jedynym co dalej wspominała ciepło, był jej głos, którego barwy nie zapomniała. Dzień, w którym oddała ich na wychowanie klanowi, pozostał ostatnim spotkaniem matki z dwójką jej jedynych dzieci. Czy dalej żyła? Co robiła? Myślała czasami o Szyszce i Brzózku?
Jakoś o matce myślała częściej niż o tym, kim był i co porabiał ich ojciec. Okopcony Dzwonek. Teraz była pewna, że na pewno nie należał do Klanu Lisa, ale jeśli kiedykolwiek, by miała okazję się z nim zobaczyć, pewnie poczułaby się niepewnie, nawet będąc jego kociakiem.
Westchnęła ciężko, czując na sobie wzrok brata. Wtuliła pyszczek w białe futro kocurka, zastanawiając się, ile może mu zdradzić ze swoich przemyśleń.
― Nie mogę zapomnieć tego, że nas tak po prostu zostawiła. Chciałabym w przyszłości być lepszą matką. Wiem, że nas kochała i chciała naszego dobra, ale to wciąż rani, Brzózku.-miauknęła czarna kotka. ― Myślisz, że gdybym wróciła do siedliska, to bym ją odnalazła? Poznałaby nas?
― To już przeszłość, o której warto zapomnieć, Szyszko. I nawet nie myśl o odejściu! Jeszcze się zgubisz, zranisz, albo... albo coś gorszego!
― Gdybym tak zniknęła na kilka dni, to nikt by raczej nie zauważył?-zastanowiła się na głos, rozważając wszystkie za i przeciw.
Oczywiście nie była na tyle głupia, żeby zawracać podczas podróży, zostawiając klan, partnera, uczennicę i brata, ale po prostu gdyby nadszedł moment, to może warto wyruszyć na poszukiwania? Albo zostawić to pragnienie i skupić się na sprawach bieżących? Z zamyśleń wyrwało ją dopiero liznięcie w ucho przez brata.
― Każdy by zauważył.
Uśmiechnęła się do niego szerzej, po czym oboje chwycili swoje zdobycze, od razu kierując się w stronę, gdzie pozostawili swoją grupę, gotowi ruszyć w dalszą drogę. Każde spędzenie czasu z bratem, było na wagę najpiękniejszych radości, w tym czasie, gdy jeden krok, może okazać się tym niewłaściwym.
Oj te koty. Koty to jedyne zwierzaki, których nie można do końca zrozumieć :P
OdpowiedzUsuń