― Chłodny Wietrze, zobacz kogo tu mamy ― miauknęła ta stara wariatka, ciągnąc ze sobą jakąś szarawą kotkę.
Liliowy odwrócił zmęczony łeb w jej stronę, by zaraz zaadresować kolejne niezbyt miłe uwagi wobec tej stukniętej kotki z Klanu Wilka. Jednakże spotkawszy się z zszokowanym spojrzeniem drugiej kotki, zamarł. Brązowe ślipia niby obce wydawały się mu tak znajome. Poczuł jak łapy z niejasnych powodów mu zmiękły. Jakby zamieniły się w cztery kupy śniegu, powoli się roztapiały, sprawiając, że ten ledwo się na nich trzymał. Nie rozumiał tego ani trochę, a już na pewno nie chciał się w to wgłębiać. Potrząsł łbem zły, gdy poczuł jak oczy zapełniły się niechcianymi łzami. Zdenerwowany wbił pazury w ziemię, próbując odzyskać kontrole nad swoim ciałem, które zdawało się tak bardzo rozpaczać. Chuderlawa Łapa kompletnie nie rozumiał czemu widok tej kotki sprawiał mu taki ból.
― P-pszenica ― wyjąkała starsza kocica, zalewając się łzami. ― Oh, P-pszenico! Pszenico ― zawodziła, wieszając się na nim.
Liliowy przerażony spoglądał a to na rozklejającą się nim wojowniczkę, a to na tą wariatkę coraz bardziej nie rozumiejąc co tu się wyprawia. Rosnąca mu gula w gardle wcale mu tego nie ułatwiała. Już dawno nie czuł się taki... zagubiony? Tym bardziej, że przecież on... on nie był żadnym Pszenicą! I pomimo tego jak dziwna była ta cała sprawa, był przekonany, że to wszystko jest jednym wielkim nie porozumieniem!
W końcu skąd niby miały go znać skoro całe życie mieszkał ze swoją mamą u Dwunożnych?
― Chuderlawo Łapo, widzę, że masz cały swój fanklub, może też zacznę udawać psa, co? ― zażartował jego mentor, szturchając uczniaka.
Chudzielec warknął na niego i, z trudem, strącił niebieską wojowniczkę. Kotka spojrzała na niego z takim żalem, że miał wrażenie, że zaraz pęknie mu serce. Zirytowany położył uszy. Nie podobało mu się, jak jego ciało reagowało na nią. Ani trochę.
― Nie wiem co miała zmienić ta stara beksala, więc może już dasz mi spokój ― warknął ostro do pointki, szczerząc kły. ― Nie jestem żadnym kotem, a tym bardziej jakimś Pszenicą! Idźcie do medyka jeśli macie takie problemy z wzrokiem! A ty się zamknij! ― syknął na chichrającego się mentora.
Wściekły oddalił się pośpiesznie od tej całej nędznej zgrai mysich móżdżków. Nie rozumiał czemu tak bardzo chciały mu utrudnić życie. Czemu tak uparcie wmawiały mu nie prawdę? Biegł jeszcze parę uderzeń serca przed siebie, po czym zatrzymał się gwałtownie. Zdyszany usiadł i spojrzał w niebo. Czując gromadzące się w ślipiach starł je ze złością. Nie chciał płakać. Nie rozumiał czemu w ogóle to robił. Tak bardzo to wszystko było pogmatwane, a przecież tak bardzo chciał być normalny. Tylko czemu nie mógł wyglądać jak normalny pies?
― Tu jesteś ― usłyszał pełen ulgi głos tej wariatki.
<Miedziana Iskro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz