Kocur coraz bardziej zaczynał żałować ucieczki przed matką. Zastanawiał się czy podróż z kotem, który tak strasznie namieszał mu we łbie jest faktycznie dobrym pomysłem. W końcu jeśli teraz Ćmia Łapa by ich zobaczyła, Aronia nie miałby nawet liczyć na spokojną resztę podróży. Maszerowali w ciszy, krok w krok, łapa za łapą, czasami rozglądając się, czy ukradkowo na siebie zerkając.
— Ł-ładna po-pogoda — przerwał ciszę point i powędrował łbem do góry.
Aronia pokusił się o zerknięcie na niebo, by następnie kiwnąć łbem. Jakoś nie mógł za bardzo wydusić z siebie ani słów. Choćby jakichkolwiek. Stawianie równio łap to było dopiero wyzwanie, a co dopiero rozmowa. Obecność Łabądka dziś jakoś niesamowicie... wytrącała z równowagi? Tak to chyba najlepsze określenie tego. Samo istnienie niebieskookiego wprawiało go w dziwny niepokój. Mysia strawa często wkradała mu się w myśli lub samym spojrzeniem powodowała u niego palpitacje serca.
Czyżby ten wyrośnięty wypierdek miał jakieś magiczne zdolności?
— Myślisz, że daleko jeszcze — mruknął w końcu, zrozumiawszy jak bardzo niezręczna jest ta cisza.
W końcu byli kumplami. Kumple rozmawiali, nie raz razem spacerowali, czy może i polowali wspólnie, dzielili się językami, czasem i zasypiali wtuleni w siebie... Chyba. Aroniowy Podmuch słabo się znał jednak na tym wszystkim. Słodki Język zdecydowanie trudno było porównać do takiego kumpla jakim chciał być Aronia dla Łabądka.
— C-chyba tak — stwierdził niepewnie kocur, spoglądając na towarzysza wędrówki. — P-pewnie j-e-jeszcze p-przed n-nami parę d-dni wędrów-wki
Aronia kiwnął łbem, czując jak kolejny temat do rozmowy im umarł. A może to on za mało się starał. Pewnie słaby był z niego kumpel. Zły na siebie fuknął, kopiąc łapą kamień do przodu. Po czym jak ostatnia pierdoła wywrócił się, upadając na Klifiaka. Z hukiem dwójka wojowników znalazła się na twardej ziemi, rysując zadami o skaliste podłoże. Aronia lekko zdezorientowany podniósł łeb powoli. Jego pysk i tej mysiej strawy znajdowały się ZDECYDOWANIE za blisko. Kocur czuł oddech pointa na mordzie, a niebieskie ślipia spoglądały na niego zaniepokojone. Czuł jak jego serce niebezpiecznie przyspiesza, a krew zaczyna szybciej pulsować. Miejsca, w których ich futra się stykały przyjemnie piekły, jak słońce w grzbiet w Porę Zielonych Liści. Burza uczuć jaka szalała mu we łbie nie pozwalała poprawnie zanalizować ten sytuacji. A może po prostu nie chciał się odsunąć?
— A-aroniowy Pod-dmuchu? — wyjąkał niepewnie Łabędzi Plusk, nie wiedząc, czemu ten jeszcze z niego nie zszedł.
Dziwne ciepło rozchodziło się coraz mocniej po jego ciele wprawiając je w nieznany mu dotychczas stan. Kusiło, wręcz błagało go o więcej kontaktu z pointem. Jego dotyk był lepszy niż tuziny kocimiętki. Słodki zapach ziół i sosen unosił się w powietrzu mieszając z nutą niepokoju Łabądka, który z przerażony obserwował uważnie poczynania wojownika Klanu Nocy. Spotkawszy się z spojrzeniem srebrnego Aronia poczuł jak coś w nim miękkie. Nie wiele myśląc, a praktycznie wcale, styknął się nosem z wojownikiem.
— C-chyba czuję do ciebie coś więcej — wymamrotał pod nosem jak ostatni debil.
Po tym jak zorientował się, że jednak wypowiedział te słowa na głos, najodważniejszy wojownik Klany Nocy rzucił się w popłochu do ucieczki.
<Łabędzi Plusku?>
YES KURDE W KOŃCU I SHIP IT KUMACIE I FUCKING SHIP IT
OdpowiedzUsuńARONIA COME BACK NOW
T A K
OdpowiedzUsuńAwww :3
OdpowiedzUsuń