Horyzont, nie pozostawił im czasu na odpoczynek, zarządzając kolejny marsz, dopóki słońce całkowicie nie zajmie miejsca na błękitnym niebie, zapewniając kolejny gorący dzień, oraz duszne powietrze. Pobratymcy bez słowa podnieśli się ze swoich miejsc, ruszając za liderem, oraz medyczką, która wciąż uparcie próbowała przekonać kocura, że powinni zrobić już teraz dłuższy postój. Szyszka rozumiała, dlaczego Horyzontowi tak się spieszyło, żeby ruszyć w dalszą drogę, puki chłód im na to pozwalał, obawiała się jednak o już i tak zmęczone koty.
Odwzajemniła uśmiech swojego partnera, podchodząc bliżej niego i czekając, aż część towarzyszy ich wyprzedzi, żeby mogli zostać na tyłach grupy.
― Cieszę się, że wtedy na mnie wpadłaś.-wymruczał jej do ucha kocur.
Szyszka nieco się zarumieniła, po czym splotła swój ogon z tym jego, posyłając mu czułe spojrzenie. Ona również się cieszyła. Nie wiadomo jak ich los, by się potoczył, gdyby wtedy się nie spotkali. Nie żałowała ani jednego dnia, spędzonego w jego towarzystwie i oczekiwała, że dalej będą trwać w tym szczęściu.
― Jak życie, lisi bobku?
Szyszka poruszyła wąsami w rozbawieniu, słysząc za nimi głos Nostalgii. Przeszli zaledwie kilkanaście kroków, zanim dogoniła ich zdyszana uczennica, idąc teraz z dwójką wojowników ramię w ramię. Szyszka nie widziała jej spiętego spojrzenia, ani naburmuszenia, skupiona całkowicie na trasie przed sobą. Brnęła przed siebie, z wesołym uśmiechem na czarnym pysku i radosnymi iskierkami, tańczącymi w żółtych oczach.
― Szyszko, chyba powinnyśmy wybrać się na trening, gdy tylko zrobimy postój. Obecność Sokoła ci tylko zaszkodzi.-mruknęła jej uczennica, wlepiając nienawistne spojrzenie w srebrnego kocura. ― Lisi bobek, nawet chodzić nie umiesz.
Czarna kotka zastrzygła uszami, świadoma, że zaraz wybuchnie jakaś większa kłótnia między tą dwójką. Jakby nie mogli w magiczny sposób się dogadać i zostać przyjaciółmi. No dobra, może trochę przesadziła, ale przynajmniej mogliby się tolerować. W końcu byli z jednego klanu. Szyszka westchnęła, kręcąc głową na boki i czekając na to, co szylkretce odpowie jej ukochany partner.
W sumie tak skupiła się na nasłuchiwaniu, że nie zauważyła niezbyt dużego, ale za to ostrzejszego kamyczka, na który nastąpiła, raniąc sobie poduszkę łapy. Syknęła cicho, niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Dogoniła grupę, teraz kuśtykając, próbując nie zranić łapy jeszcze bardziej, chociaż dalej zachowała swoją radość, ze wspólnego spędzania czasu.
<Sokole?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz