— Noo proszę! — jojczała Ognisty Krok, wieszając się na nim. — Aronio, weź zrób coś dla matki! Już pogodziłam się, że na wnuczęta w najbliższym czasie nie mam co liczyć, więc chociaż, dla mnie, zajmij się kociakami Oblodzonej Sadzawki na chwilę... — męczyła go już tym od szczytowania słońca, nie odchodząc od niego na krok.
Kocur zdenerwowany trzepnął ogonem. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do tych paskud gardzących pysznymi rybami od niego. Gówniaki nawet nie wiedziały co tracą. Jak nadejdzie Pora Nagich Drzew jeszcze będą go błagały, by jakąś im upolował.
— Mówiłem ci już, że nie — burknął oburzony, odwracając się do szylkretki tyłem. — Nie zamierzam postawić łapy w siedlisku tych małych potworków przez najbliższy czas!
Kotka zaśmiała się i otuliła kocura ogonem. Spojrzała na niego czule i liznęła pocieszająco w polik.
— No proszę, kto by pomyślał, taki duży i dzielny wojownik, a boi się bandy kociaków — mruknęła rozbawiona Ognisty Krok, zerkając na niego ukradkiem.
Widząc rosnący na pysku syna grymas, uśmiechnęła się zadowolona.
— Wcale się ich nie boję — warknął Aronia naburmuszony, dając się podpuścić mamie. — I zaraz ci udowodnię! Idź se już na te polowanie z Oblodzoną Sadzawką! — pogonił matkę i podszedł na szybko do stosu ze zwierzyną.
Może jak im zapcha pyski piszczkami nie będą do niego mówić?
Chwycił pewnie niezbyt wielkiego pstrąga i skierował łapy w stronę kociarni. Wszedł do niej pewnym krokiem, dając znak łbem karmicielce, że może sobie już iść. Kotka kiwnęła łbem w podzięce i ruszyła na spotkanie ze przyjaciółką.
— O patrzcie paskudny Śmierdziel znów przyniósł rybę — mruknęła niebieska koteczka, wskazując na niego paluchem.
Kocur nie czekając na kolejne miłe słowa z pyska tej jakże uroczej panienki, rzucił jej rybą prosto w pysk. Zdziwiony maluch pisnął, próbując pozbyć się wodnego stworzenia z mordy. Korzystając z okazji nie mówienia do niego, mruknął.
— Żryj nie marudź — i wgniótł rybę w pysk małej, mając nadzieję, że jakimś cudem tak go nią zapcha.
Wkurzona kotka w końcu wydostała się spod ryby i wyszczerzyła niebezpieczne swoje miniaturowe kły. Kocur dobrze znając tą minę, odsunął się od niej na tyle, by znaleźć się poza zasięgiem pazurów i kłów małej. Widząc jak ta już się zapowietrza, by obdarzyć go zapewne cudowną zawiązką uroczych przysłówków, znów jej przerwał z podłym uśmiechem na pysku.
— Ej, dobra, słuchać mnie teraz — przemówił do tej dziecinady szalejącej po żłobku.
No dobra, Jesionek głównie szalał, prykając jak szalony. Najwyraźniej próbował wciągnąć do jakieś zabawy niezbyt chętnych na nią Malinka i Gruszka. Widząc, że większość z potomstwa dawnej mentorki, chrząknął głośno, wbijając ostre spojrzenie w paplających braci. Gdy ci w końcu się uciszyli, kontynuował.
— Oblodzona Sadzawka powiedziała mi, że ma już was serdecznie dość. — skłamał jak z nut. — Mówiła, że jesteście niegrzeczni i strasznie nieznośni, a niektórzy wyjątkowo niewychowani — spojrzał znacząco na prychającą na niego Lód. — A inni paskudni...
Spojrzał się na wpatrujące z większym lub mniejszym przejęciem kocięta. Uśmiechnął się wrednie, zadowolony ze swojego przedstawienia. Było perfekcyjnie.
— Dlatego też musimy ustalić pewne reguły, po pierwsze żadnego... Czego znowu ryczysz, co? — warknął do rozklejającego się coraz bardziej Malinka.
Kocurek zamiast jakkolwiek mu odpowiedzieć oczywiście musiał wybuchnąć jeszcze większym płaczem podrażniając wrażliwe bębenki Aronii. O nie, nie, nie. To miał być przyjemny wieczorek, a nie słuchanie ryczenia tej paskudy. Kocur szybkim krokiem złapał burasa za kark i wystawił za żłobek. Dla pewności lekko wypchnął łapą, by ten przypadkiem nie wpełzał tu z powrotem.
— Każdy kto zamierza ryczeć jak baba wylatuje — ostrzegł pozostałe kociaki. — A ty co się gapisz? No już idź sobie stąd! — syknął na tą zaryczaną mysią strawę.
<Ktoś uratuje brata przed wygnaniem ze żłobka?>
Zaklepię Lodem.
OdpowiedzUsuń