Był ostatnią osobą, która nadawała się na mentora, dlatego gdy Błoto oświadczył, że ma zająć się Sen, był przekonany, że kocur żartuje. Jak się później okazało, mówił zupełnie poważnie. Wilcze Serce miał odczuć to wielokrotnie na własnej skórze podczas treningów.
Cała afera związana z pojawieniem się kocicy w obozie szybko ucichła i coraz więcej mieszkańców traktowało ją jak swoją. Obowiązek pomagania Turkawce też jakoś przeżył, szczególnie że jego nowa uczennica pracowała razem z nim.
Nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale zanim się obejrzał, zaczął traktować byłą samotniczkę jakby znał ją od zawsze. Treningi stały się jasnym punktem jego egzystencji. Pomagały kocurowi choć na chwilę oderwać się od własnych niewesołych myśli i problemów.
Musiał się uspokoić. Wziął głęboki oddech, parę razy przejechał łapą po pysku, próbując strząsnąć resztki koszmaru. Ostatnio zdarzały mu się coraz częściej. Nie mógł dopuścić, żeby Senna Łapa widział go w takim stanie. To były jego problemy i takie miały pozostać. Zimne powietrze go otrzeźwiło. Już spokojniejszy, ruszył do legowiska uczniów.
Był z niej dumny. Oczywiście nigdy by tego nie przyznał, ale robiła olbrzymie postępy. Była silna i wytrzymała, a entuzjazm, którego nigdy jej nie brakowało, tylko dodawał jej wytrwałości. Owszem, może i bywała niezdarna, a niektóre jej działania zupełnie nieprzemyślane, ale miała dobre serce wielkiego wojownika. Przekazał jej wszystko, co mogło przydać się w tym lesie (no, może poza paroma technikami polowań, które pokazały mu wcześniejsze rodziny, ale tego koty nie praktykowały) i powoli stawała się dla niego równym przeciwnikiem. Szczególnie, gdy budził się po nocy pełnej koszmarów, a jego myśli krążyły wokół Sroki i Klanu Klifu…
Czas, w którym przedstawi ją Błotnistej Gwieździe jako kandydatkę na wojowniczkę zbliżał się nieubłaganie. Jeszcze parę rzeczy, żeby upewnić się, że kocica sobie poradzi, może nauczy ją czytać drogę z Gwiazd i będzie gotowa. Cieszył się, ale gdzieś w głębi serca czuł ukłucie żalu. Nie potrafił przyznać nawet przed samym sobą, że boi się stracić towarzystwo kotki. Bo co będzie trzymało Sen przy nim, gdy zostanie już wojowniczką?
Puchaty pocisk uderzył w niego z całym impetem, zwalając z łap i nieodwołalnie kończąc jego rozmyślania. Zanim ją dosięgnął, była już poza jego zasięgiem. Podniósł się, gotowy do walki.
O tak, była niezła. Za bardzo impulsywna i chaotyczna, dobroduszna i roztrzepana, ale wciąż niebezpieczna. Bardzo.
I miała ten błysk w oku, prawie jak Sroka…
Zanim się obejrzał, leżał na ziemi. Wykorzystała jego przeklęte rozkojarzenie i zacisnęła zęby na szyi.
- Dobra już, już, khe, złaź - kaszlnął, niebezpiecznie mocno zwarła szczęki.
- Jak mi poszło? - Dyszała. Ostatkiem woli powstrzymał się przed sprawdzeniem, czy jego szyja jest cała. Uspokoił oddech i uśmiechnął się z odrobiną wyższości. Niech nie zapomina, kto tu jest mentorem.
- Powinnaś popracować nad techniką, bo takie przypadkowe ataki nie zrobią wrażenia na przeciwniku, a wręcz go rozbawią. Musisz bardziej przemyśleć swoje działania. - Widząc dumę w jej oczach, dodał - I tak czy siak, dałem ci fory.
- Taa, jasne! - Zaśmiała się. - Tak sobie mów, Wilczku, i tak wszyscy wiemy, że po prostu już cię przewyższyłam!
Przewrócił oczami, nie mając zamiaru jej chwalić. Może kiedyś, gdy już przestanie być uczennicą…
Z jakiegoś powodu kotka dusiła się od powstrzymywanego śmiechu. Rzucił jej pytające spojrzenie, zastanawiając się, co wymyśliła tym razem.
- Rzepik - stwierdziła zadowolona, wskazując jego czoło. - O, widzisz?
Nie widział, a gdy spróbował, kotka prawie nie umarła ze śmiechu. No tak. Zezując na punkt na czole musiał wyglądać świetnie.
- Bardzo śmieszne - burknął obrażony. - Po prostu pomóż mi to zdjąć.
Kotka z niepokojącym entuzjazmem zabrała się do pracy. Ostrożnie chwyciła rzepa i wyplątała go z czarnej sierści. Jego myśli poszybowały do tamtego dnia… Tak, Sroka stała tak blisko, że mógł przejrzeć się w jej oczach, gdy pomagała mu odczepić kraba. Mimowolnie się uśmiechnął, ale przez jego oczy wyjrzał smutek. A później on wyciągał kolce z jej pyszczka, słysząc przyspieszone bicie serca niebieskiej...
Wszystko wróciło w jednej chwili. Radość, strach, wątpliwości, niepewność. Nienawiść do rudego lidera. Nieświadomie zacisnął zęby.
- Wilczek? - Senna Łapa przyglądała mu się niepewnie. - Wszystko w porządku?
Otrząsnął się z przykrych myśli. Uśmiechnął się krzywo, jak to miał w zwyczaju i odparł:
- Tak, zastanawiałem się, czy się na ciebie obrazić, czy jednak nie. Na twoje szczęście postanowiłem być wspaniałomyślny. Chodź, pora wracać do obozu. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałem.
- O tak, ja też! - Ucieszyła się kotka i zgodnie ruszyli w powrotną drogę. Widząc jej radość, Wilcze Serce zapomniał o dręczących go myślach. Na razie.
*time skip*
Znów obudził się przed świtem. Zmęczony koszmarami, ale zupełnie rozbudzony, nie mógł znaleźć sobie miejsca. W końcu postanowił zabrać Senną Łapę na polowanie. Tak, to było to, co powinno dobrze mu zrobić.
<Senna Łapo? Polowanko? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz