― O-oni… O-oni nie żyją… K-krogulec, Gągoł i Świa-atło nie żyją. ― powiedziała, smarkając w jego futro i głośno pochlipując.
Zignorował ją, kiedy przycisnęła swoje zimne i lepkie futro do jego własnego. Nie słyszał jej roztrzęsionego głosu. Wpatrywał się tylko w osłupiałą Nostalgię, w której oczach mimo lekkiej pogardy dla wojownika kryło się coś jeszcze. W tym momencie połączyła ich cienka nić żałoby nad martwymi pobratymcami.
Wpatrywał się pustymi oczami w przestrzeń przed sobą, wypatrując czegokolwiek. Jakiegoś znaku, informacji, że jego ojciec jednak żyje. Tymczasem nic. Ptaszki wesoło śpiewały, słonko świeciło i oblewało złocistymi promyczkami polankę, która jeszcze dzisiaj rano była jego domem. Ot, kolejna, mało znacząca dla świata śmierć. Co z tego, że zginął jego ojciec, wielki i szanowany wojownik Klanu Lisa? Dla kogoś tam na górze jego śmierć była najwidoczniej równoznaczna z zabiciem muchy. Zacisnął zęby, próbując powstrzymać łzy. Nie dał rady.
― Sokół! ― wrzasnęła mu prosto niemal do ucha Nostalgia. Odwrócił się od czarnej wojowniczki i wbił tępy wzrok w uczennicę. Musiał wyglądać naprawdę żałośnie, bowiem Nostalgia wyjątkowo nie rzuciła jakimś irytującym tekstem. Chrząknęła tylko głośno i nastroszyła szylkretowe futerko.
― Ekhm, no… Wiem, że to tylko zalany obóz, a pobyt w nim grozi rychłą śmiercią i takie tam, ale naprawdę radziłabym wam się zbierać. Reszta już wyszła.
Rozejrzał się zamglonym od łez wzrokiem po polanie. Faktycznie, na miejscu zostali tylko on, Aster, Horyzont, Brzózka, Szyszka, no i oczywiście Nostalgia. Skinął głową w stronę szylkretowej uczennicy i wspólnie skierowali się w stronę wyjścia z obozu. Opuszczał to miejsce z myślą, że niebawem do niego wróci. Wciąż miał nikłą nadzieję na to, że zza rogu wyjdzie Krogulec i z tą swoją śmiertelnie poważną miną powie: „Sokole, nagrabiłeś sobie”. Bał się jednak przyznać sam przed sobą, że to już nigdy się nie stanie. Przełknął ślinę, czując słony smak łez.
Kilkadziesiąt długości lisa od obozu czekała już jego matka, Czereśnia i reszta kotów. Sokół czuł ich strach i poddenerwowane spojrzenia. Oni, podobnie jak on sam, byli pewnie bardzo przerażeni zaistniałą sytuacją. Ten obóz był ich domem od księżyców. Co się teraz stanie?
Odnalazł w tłumie Płomykówkę, która próbowała uspokoić przerażonych pobratymców. Może jeszcze nie wie?, pomyślał z nikłą nadzieją. Może jeszcze nie wie, że za parę księżyców urodzi kocięta, które będą półsierotami? Podszedł do niej, chcąc wtulić się w jej futro, ale zastępczyni gwałtownie się odsunęła.
― Nie potrzebuje twojej opieki, Sokole! Lepiej pomóż bratu, uczniom i medyczkom nieść resztę ziół. ― powiedziała Płomykówka. Jej oczy były przekrwione od płaczu.
„I tak się tobą zaopiekuję”, poprzysiągł sobie. Skinął głową. Kilka długości ogona dalej Nów próbowała namówić Nostalgię do przetransportowania mchu z mysią żółcią.
― Nie musisz tego brać do pyska ― przekonywała starsza medyczka ― Wystarczy, że będziesz go toczyć przednimi łapami.
― Lisie łajno! Nie chcę! To cuchnie!
Miał ochotę zawrócić, ale obie szylkretki go dostrzegły.
― Dobrze, że jesteś ― powiedziała szybko Nów ― Pomożesz nam z mysią żółcią.
Nostalgia uśmiechnęła się zwycięsko i patrzyła, gdy Sokół z głębokim obrzydzeniem położył łapy na śmierdzącej warstwie mchu, przesiąkniętej mysią żółcią. Starał się chociaż nie oddychać przez nos. Wlepił spojrzenie w Nostalgię. Jeden zero dla niej.
<Nostalgio? Wciąż znajdują się niedaleko obozu, i szykują się do wyjścia, jak to mówiła Czereśnia w twoim opowiadaniu, w okolice Drogi Grzmotu>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz