Rzeka. Oddzielała ich od Burzaków. Ignorując wszechogarniającą wilgoć, postanowił sprawdzić jej stan.
Nie miał zamiaru ryzykować podchodząc choć odrobinę bliżej, niż to było konieczne. Z małej, srebrzącej się wstęgi, strumień zmienił się w szeroki, zdradziecki potok. Kocur widział już zwierzęta, które w desperackiej ucieczce przed drapieżnikiem, rzucały się w podobne nieprzejrzyste odmęty. Gdy szło się jej brzegiem dostatecznie długo, w którymś miejscu zawsze wyrzucał zamulone i rozdęte zwłoki. Umiejętność pływania na niewiele się tu zdawała.
W okolicy Wielkiego Drzewa śmierdziało strachem i Klanem Nocy. Ślady były świeże, ale ci, którzy je zostawili, już odeszli skąd przyszli. Kocur nawet nie musiał specjalnie się zastanawiać, żeby wiedzieć, co wydarzyło się tej lub ubiegłej nocy.
Panika. Ucieczka. Śmierć.
Wtedy ją poczuł. Podszedł bliżej, uważając, żeby nie dostać się w zasięg oszalałej rzeki. Lisią długość od jej huczącego brzegu leżały dwa kształty. Krok za krokiem, podszedł do granicy modląc się w duchu, by jego przypuszczenia okazały się niesłuszne. Żeby nie miał racji, jego instynkt tym razem go zawiódł. Mimowolnie podniósł sierść na karku.
Niebieski kocurek wyglądał, jakby spał. Nie przeszkadzała mu szumiąca ulewa, ani lodowata woda, podmywająca od czasu do czasu ogon. Wilcze Serce mógł się założyć, że drugi człon jego imienia brzmiał “Łapa”. Obok leżała liliowa kocica. Śmierć wygładziła jej rysy, pozwalając odetchnąć napiętym w ostatnim wysiłku mięśniom, zmywając ślad po jej ostatniej walce. Walce o życie, którą przegrała.
Po prostu stał, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w ciała, otoczony przez jednostajny szum ulewy i wezbranej wody, czując się jak ostatni żywy kot na świecie. Przed jego oczami przesuwały się obrazy, scenariusze tego, co miało miejsce.
Próbowała go ratować. Zginęli oboje.
Nie, nie potrafił już płakać. Zamknął oczy i stał tak, ziarnko piasku wśród walącego się wszechświata.
Gdy je otworzył, coś się zmieniło. Płonął w nich ogień, gotowy spalić każdego, kto spróbuje skrzywdzić bliskiego mu kota. Nawet, jeśli będzie to śmierć.
Nie oglądając się za siebie, ruszył do obozu.
Patrzyli na niego. Jeden ze złośliwym uśmiechem, drugi spojrzeniem przepełnionym nienawiścią, ale nie przerywali mu gdy mówił.
- ...zrobię wszystko, żeby nikt więcej nie ucierpiał. Tylko pokażcie mi jak - zakończył swój wywód. Tak. Był gotowy poświęcić wszystko, żeby klan przetrwał. Nawet przełknąć dumę i wykonywać polecenia Iglastego Krzewu.
<Igła? Odpiszesz? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz