Minęło już parę wschodów księżyca od powodzi, a w klanie nadal panowała grobowa atmosfera. Pomimo że powoli prawie udało im się przywrócić obóz do dawnej świetności, nikomu jakoś nie było wesoło. Nawet przeważnie radosnym osobnikom. Aronia zawsze myślał, że matka źle zniosła śmierć ojca, a teraz, gdy miała już to za sobą już nigdy nie będzie taka smutna. Najwyraźniej Klan Gwiazd postanowił mu pokazać jak bardzo się mylił. Do dziś pamiętał jak szukając z Ognistym Krokiem ziół dla Słodkiego Języka natknęli się na Porzeczkową Łapę. Jej potargane i ubłocone liliowe futerko wyglądało niewinnie, jakby ta jedynie ucięła sobie drzemkę po męczącej zabawie w Błotnistej Zatoczce. Jednak bijące od jej ciała zimno i pysk pozbawiony jakiegokolwiek wyrazu szybko wyprowadziły ich z błędu. Do dziś zimne i martwe oczy siostry prześladowały go w snach. Kotka śniła się mu prawie każdego wschodu księżyca. Nie mógł skłamać, że nie brakowało mu Porzeczki. Pomimo że ta była głupią i upierdliwą kotką, nie chciałby umierała tak młodo. Nawet możliwe, że ją lubił na swój własny sposób, ale teraz gdy nie żyła, nie mógł jej tego powiedzieć. Poczuł jak coś mokrego zjeżdża mu po policzku. Szybko wytarł łzę łapą, mając nadzieję, że nikt tego nie widział.
— A-aronio? — usłyszał cichy, łamiący się głos za sobą.
Odwrócił się lekko zaskoczony w stronę Ognistego Kroku, która znów zanosiła się płaczem. Kocurowi naprawdę było jej żal. Nie tak dawno straciła ukochanego, a teraz jeszcze jedyną córkę. A tak zażarcie czekała aż w liliowa w końcu upoluje sobie jakiegoś przystojnego kawalera, jak to lubiła mawiać. Aronia miał coraz częściej wrażenie, że Klan Gwiazd mścił się na ich rodzinie za coś, ale nie miał pojęcia, czym mogli tamtym tak podpaść. Podniósł się i poszedł do Ognistego Kroku. Widząc załzawiony pysk kotki oraz przeczerwione od ciągłego płaczu ślipia, poczuł jak coś się w nim łamie. Otarł łzy matki i przytulił ją mocno, pozwalając kotce na upust z emocji.
— C-czemu ona...? Czemu a-akurat o-ona? M-moja mała P-porzeczka — szlochała kotka, mocząc mu coraz bardziej futro. — A-aronio, proszę... u-uważaj na siebie — mruknęła do niego, przytulając się do syna mocniej. — P-proszę, t-tylko ty mi zostałeś...
— Dobrze mamo, obiecuję — mruknął jedynie, kładąc pysk na barku wojowniczki.
* * *
Niechętnie wszedł do legowiska medyków. Niby Słodki Język chciała z nim coś umówić, ale miał wrażenie, że był to spisek pomiędzy nią, a jego matką zaniepokojoną tym, iż Aronia ani razu nie odwiedził swojej uczennicy. Szczerze mówiąc kocur nie miał ochoty widzieć kotki jeszcze przez najbliższy księżyc nawet jeśli ta była jego wychowanką. Cały czas miał zastanawiał się nad tym, czy gdyby nie spotkali szylkretki w lesie, jego siostra nadal by żyła. W końcu gdyby nie to, że Porzeczka postanowiła bawić się w bohaterkę, pewnie nie musieliby teraz jej chować, a Aronia znosić płaczu i ryku Ognistego Kroku. Uważnie stawiając łapy, rozglądał się za tym dziwnopyską, która niby powinna gdzieś tu być. Z każdym uderzeniem serca coraz bardziej miał wrażenie, że jego teoria jest prawdziwa, jednak uparcie, krążył po dziupli w poszukiwaniu kotki. Dopiero nagły wybuch płaczu poinformował go o jeszcze jednym kocie w legowisku. Odwrócił się do tyły, dobrze podejrzewając kim jest ten ryjec.
— A ty czego ryczysz? — warknął na swoją uczennicę, nie kryjąc się ze złością. — Nikt z rodziny ci nie umarł
<Ćmia Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz