Kilka dni po mianowaniu Szepczącej Łapy na ucznia
TW: KREW, MORDOWANIE KOCIĘCIA!
✩ ★ ✩ ★ ✩
Wszędzie było ciemno. Łapy bolały mnie już tak bardzo, że powoli odmawiały posłuszeństwa. Nie wiedziałem co się dzieje, ani dlaczego się dzieje. Nie pamiętałem, ponieważ mój mózg próbował chronić samego mnie, jednak w snach… W snach pamiętam wszytko. Każdy cios, krzyk, pisk, proszenie, błaganie, każdą wylaną krople krwi. Wszystko.
— Wracaj tu, gnoju! Jak cie dorwę, to zobaczysz, co to jest prawdziwy ból!
Byłem jeszcze malutkim kocięciem. Nie umiałem biegać tak długo na tak długie dystanse.
Czułem, jak ciernie wbijają się w moje słabe i cienkie poduszeczki łap, pozwalając osoczu wypłynąć na powierzchnię, aby zostawiać za sobą krwawy ślad, którym Szczaw mógł za mną podążyć. Nabierałem coraz słabsze oddechy, a widzenie zaczęło mi się rozmazywać w takim stopniu, że wbiegłem w młodą wierzbę. Nie było jednak czasu na płacz. Był tylko czas na ucieczkę. Ucieczkę, której wynikiem było, czy wyjdę z tego żywy, czy martwy. Nagle poczułem na sobie pazury, ostre niczym kły niedźwiedzia ze wścieklizną, jednak zamiast mewy, której się spodziewałem, był to goniący mnie kocór.
— Mam cię! Teraz mi już nie uciekniesz, a wiesz czemu?! BO CIĘ ROZSZARPIĘ NA STRZĘPY ZA NIEPOSŁUSZEŃSTWO!
Obok pointa pojawiła się inna sylwetka. Miała krwiste, nienawistne oczy, wielkie białe pióra i pazury wraz z dziobem, połyskujące w świetle księżyca, który ze swojego zwyczajnego, pięknego i jasnego blasku, rzucał teraz czerwoną poświatę, samemu przybierając ten kolor.
— Nie, nie, nie! — zacząłem piszczeć, na co kocur jedynie przerażająco się śmiał.
Podniósł łapę, a następnie wysunął pazury, przybliżając mi je tak blisko pyska, że czułem na nim ich końcówki.
— A teraz… Ktoś ma tu może ochotę na trochę mięsa? Hm?
Mewa zaskrzeczała i machnęła kilka razy swoimi wielkimi skrzydłami, po czym następnie położyła swoją… Łape? Swój szpon? No, cokolwiek to jest, na mojej klatce piersiowej tak mocno, że nie mogłem wziąć oddechu.
Obraz przed oczami powoli zaczął mi się rozmazywać, kiedy poczułem cztery pary pazurów na sobie. Czułem się jak królik, o którego kłócą się dwa wygłodzone na śmierć koty. Rozszarpywali mnie niczym zabawkę. Niczym kulkę mchu. Poczułem przy swoim uchu śmierdzący świszczący oddech.
— Jesteś nikim… — wyszeptał point.
A nie widziałem już nic. Tylko ciemność.
Koniec TW
✩ ★ ✩ ★ ✩
Otworzyłem oczy i o mało nie krzyknąłem z przerażenia, zakrywając swój niewielki pyszczek łapkami.
“Na Klan Gwiazdy… Chyba muszę poprosić panią Różaną Woń o ziarenka maku, bo w taki sposób nie wyśpię się na pewno…“ pomyślałem, w ciszy wstając i bardzo szybko wykonując swoją poranną toaletę, aby jak najszybciej przystąpić do treningu ze swoją mentorką.
Rozciągnąłem się, krótko ziewając, a następnie podszedłem do niewielkiego źródła wody, z którego mogłem się napić. Obudziłem się z dobrym humorem, co zdarzało się co prawda często, jednak dziś był ten dzień, kiedy moja nieśmiałość nie była taka… Nieśmiała.
Z uśmiechem na pyszczku podszedłem do księżniczki, która również już się w pełni wybudziła.
— Dzień dobry, pani Pierzasta Kołysanko! Czy możemy już zacząć trening?
Kiedy kocica skierowała na mnie swoje spojrzenie, wydawało się być ono takie, jakby nie spała co najmniej od kilku dni. Oprócz tego ogólnie wyglądała na niewyspaną.
“ Coś jest z nią nie tak… “
— Za chwilę, Szepcząca Łapo, dobrze? Ten ból głowy mnie chyba wykończy… — drugie zdanie kocica mruknęła pod nosem.
— A może przejdziemy się do pani Różanej Woni? Miała mi pokazać kilka rzeczy! No i przy okazji Pani może poczułaby się lepiej?
— Poradzimy sobie sami, chodź za mną, pójdziemy w głąb ogrodu — mruknęła Kołysanka, ogonem muskając moje futerko.
Wesoło podreptałem za kocicą, obserwując wszystkie te kwiaty zioła i ogólnie rośliny, jakie rosły na odpowiednio wyznaczonych miejscach.
— I to wszystko zasadziliście we dwójkę, razem z panem Lulkowym Zielem? — spytałem, kiedy pszczółka przeleciała niedaleko nas, następnie siadając na jednym z kwiatów.
— W sumie to tak.
— Jejku… A czy ja też będę miał jakiś swój wkład w ten ogród?
— Jeśli będziesz się pilnie uczyć i nic nie zrąbiesz po drodze, to zapewne tak.
Nagle mentorka stanęła obok pędu z miękkimi liśćmi.
— Przyjrzyj się bliżej jej liściom — poleciła, więc od razu przykucnąłem, aby bliżej się jej przyjrzeć.
— Jej listki są nierówne, jakby ktoś poszarpał je pazurami… Czy to dobrze?
— Tak, a powiedz mi, czy jest tam coś jeszcze?
— Widzę jeszcze różowo-zielone owocki. Mają śmieszny zapach. Taki niby słodki, ale kwaśny.
— Dobrze. Ta roślina, jaką przed chwilą obserwowałeś, nazywa się malina kamionka. Jeśli zje się jej liście, ma ona zastosowanie w leczeniu bólu, na przykład głowy. Oprócz tego można ją podać rodzącej królowej, aby zatrzymać bądź spowolnić krwawienie.
— Mhm — mruknąłem, zachwycony tym, że zioła mogą mieć więcej niż jedno zastosowanie.
W tym czasie Piórko zerwała kilka listków i zjadła je.
— Teraz chodźmy do obozu — powiedziała księżniczka, przywołując mnie do siebie ruchem ogona.
Podczas drogi przez większość czasu było cicho, jednak stwierdziłem, że mogę wykorzystać ten czas na pytania skierowane do ogrodniczki.
— Co będziemy dzisiaj robić na treningu?
— Zobaczysz — odpowiedziała zwięźle, po prostu idąc dalej.
Kiedy znaleźliśmy się już w obozie, nagle pani Pierzasta Kołysanka po prostu zniknęła mi z pola widzenia. Nie przejąłem się tym za bardzo, jednak kiedy się oglądałem, zobaczyłem Panią Mandarynkowe Pióro, która razem z kilkoma innymi kotami pchała kłodę. Niezbyt rozpoznałem te koty, ale pośród nich była Kropiatkowa Łapa wraz z Tojadową Kryzą.
Kłoda mozolnie przesuwała się w przód, kierując się tam, gdzie chcieliśmy, aby w przyszłości było legowisko dla emerytowanych wojowników. Podszedłem do zastępczyni z nieśmiałym uśmiechem.
— Dz-dzień dobry, pani Mandarynkowe Pióro… Czy-czy mogę pomóc?
< Mandi? >
[ 894 słów + trening ogrodnika ]
[przyznano 18%]
Wyleczeni: Pierzasta Kołysanka
Wykonane zadania: Przesunięcie kłody mającej znajdować się w nowym legowisku starszyzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz