BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Dla owocniaków nadszedł trudny okres. Wszystko zaczęło się od śmierci wiekowej szamanki Świergot i jej partnerki, zastępczyni Gruszki. Za nią pociągnęły się śmierci liderki, rozpacz i tęsknota, które pociągnęła za sobą najmłodszą medyczkę, by skończyć na wybuchu epidemii zielonego kaszlu. Zmarło wiele kotów, jeszcze więcej wciąż walczy z chorobą, a pora nagich drzew tylko potęguje kryzys. Jeden z patroli miał niesamowite szczęście – natrafił na grupę wędrownych uzdrowicieli. Natychmiast wyraziła ona chęć pomocy. Derwisz, Jaskier i Jeżogłówka zostali tymczasowo przyjęci w progi Owocowego Lasu. Zamieszkują Upadłą Gwiazdę i dzielą się z tubylcami ziołami, pomocą, jak i również ciekawą wiedzą.

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Miot w Owocowym Lesie!
(dwa wolne miejsca!)

Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 7 grudnia, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

27 września 2025

Od Ćmiej Łapy

Akcja dzieje się w dniu powodzi
Ćmia Łapa obserwowała z boku, co się dzieje w obozie. Dopiero co tu wróciła, a na forum najwyraźniej niedawno odbyła się jakaś zacięta dyskusja, bo choć koty rozmawiały w mniejszych grupkach, było czuć napięcie. Poza tym Wężynowy Splot siedziała z urażoną miną i coś mówiła do brata, więc coś definitywnie musiało się wydarzyć. Gdy tak siedziała, poczuła spadająca na jej łeb kroplę deszczu. Kotka zaskoczona aż podskoczyła. Z nieba zaczęło padać ciężkimi, dużymi kroplami wody, które wielkością dorównywały dorodnym winogronom, a wiatr się nasilił.
"Świetnie" — pomyślała. — "Znowu deszcz."
Nagły trzask i krzyk rozległ się po obozie. Uczennica od razu spojrzała w tym kierunku i ujrzała swoją matkę, Krabowe Paluszki. Usłyszała Trzcinkę pytającą ojca niedaleko:
— Co się stało?! Tato?! Krabowe Paluszki krzyczy! Co się stało? Chcę zobaczyć!
Spróbowała zignorować niespokojne pytania koteczki, które wcale nie pomagały jej zachować spokoju.
— Mamo? — zawołała
— Uch, wronia strawa, co to ma być! — zaklęła jej matka, próbując odczepić od siebie pękniętą gałąź. Przewróciła to, co prawdopodobnie kiedyś było myszą, bo aktualnie wyglądało jak wymiętolony bobroszczur i odwróciła się do córki. — Ciemko? Jeju, szkrabie, z nieba mi spadłaś…
— Coś ci się stało? Twój krzyk brzmiał poważnie — zapytała i ją obwąchała.
— Tak! Ten okropny wiatr walnął gałęzią w mój biedny pysk! Chodź, pomożesz mi wyplątać jej pozostałości. Boję się, że jakaś drzazga wpadła mi do oka!
Uczennica od razu przystąpiła do pomocy mamie w wyplątaniu się z gałęzi.
— Jest cała brudna…! — powiedziała, z wyrzutem patrząc na zdobycz i odwróciła się do kotki. — Ty też nie wyglądasz najlepiej… mam nadzieję, że nic ci nie jest!
Nagle coś pękło, coś trzasnęło. Ćma odwróciła się i zobaczyła, że wiatr uderzył z impetem w trzcinowe, wzmacniane ściany, a razem z nim zrobiły to fale, zarówno te morskie, jak i płynące z góry rzeki, wlewając się nieproszenie do obozu, zwalając niczego niespodziewających się wojowników z nóg. Niebo ryczało. Stanęła jak wryta, nie wiedząc co zrobić. Sparaliżował ją strach. Choć wcześniej zdarzało się, że się zawieszała, była w stanie po chwili wziąć się w garść i iść dalej. Tym razem tak nie było. W jej głowie panował chaos. Z jednej strony tysiąc myśli, a z drugiej — nie potrafiła żadnej zrozumieć. Jakby były zapisane w jakimś nieznanym jej języku. Po chwili poczuła uderzenie fali. 
"Nie umiem pływać!" — pomyślała, choć ta myśl zatonęła po chwili w tysiącach innych. Młóciła łapami, próbując utrzymać się na powierzchni. Kątem oka widziała kłodę wpływającą do obozu i porywającą jakiegoś kota, ale nie była w stanie ustalić którego. Rozglądała się w poszukiwaniu jakiegokolwiek względnie bezpiecznego miejsca, w którego kierunku mogłaby płynąć. Powoli traciła kontrolę, o ile tak można było nazwać jej próby utrzymania się na powierzchni. Miała wrażenie, jakby ją coś wciągało na dno. Starała się ignorować wodę napływającą jej do oczu i próbowała się przemieścić w kierunku jakiegoś drzewa, choć nie była pewna jakiego. Nie była też pewna czy w ogóle się do niego przybliża, czy tylko oddala. Nie miała siły krzyczeć. Miała nadzieję, że ktoś ją zauważy i jej pomoże. Machała i machała łapami, a gdy fala ją podniosła do góry, wykorzystała okazję i resztkami sił krzyknęła, choć nie udało się jej wypowiedzieć konkretnych słów. Nie był to najlepszy pomysł, bo nie zdążyła złapać oddechu, zanim jej głowa zanurzyła się na chwilę pod wodą, ale miała nadzieję, że kogoś tym zaalarmowała. Czuła, że tonie. Widziała sylwetki kotów podpływających do jakiegoś punktu i wspinających się na niego. 
"Czyli znaleźli jakieś bezpieczne miejsce, jest dla mnie nadzieja" — pomyślała — "O ile mnie zauważą" — dodała gorzko. Próbowała przez chwilę nasłuchiwać pobratymców i płynąć w ich stronę, ale fale zalewające jej uszy szybko pokrzyżowały jej plany. Zebrała się w sobie i z całej siły spróbowała się jak najbardziej wynurzyć, po czym krzyknęła jeszcze raz o pomoc. Tym razem głośniej i wyraźniej. Chyba ktoś ją dostrzegł. Przynajmniej taką miała nadzieję. Nagle poczuła, że ktoś ją chwyta za kark. Ćma poczuła falę — tym razem nie morską, a wdzięczności do jej wybawiciela, choć nie była w stanie go zidentyfikować. Płynęli razem wytrwale, a Ćmia Łapa w końcu mogła wziąć sensowny oddech, a przynajmniej tak jej się wydawało, bo po chwili uderzyła w nią fala, którą się zachłysnęła i zaczęła mocno kaszleć. Potem uderzyła następna, tym razem większa, pod którą oba koty się zanurzyły. Po paru uderzeniach serca jej zbawca odzyskał kontrolę i się wraz z nią wynurzył. Płynęli dalej i zbliżali się do sumaka, na którym gromadziły się koty. Gdy do niego dopłynęli, od razu się go złapała. Pierwsza wspięła się, jak się okazało Mandarynkowe Pióro. Gdy była już na gałęzi, bezpieczna, odwróciła się w jej stronę i wydusiła z siebie:
— D-dziękuję...
Obserwowała koty, które wciąż pływały na dole. Żałowała, że nie mogła im pomóc. Widziała też koty, które dopiero co dopłynęły. Wśród nich był Żmijowcowa Łapa, który mocno kaszlał i coś mówił do Szałwiowego Serca. Chyba wszyscy żyją — pomyślała. Kątem oka zauważyła Trzcinkę, która najwyraźniej dopłynęła wcześniej od niej.
Do kotów, które bezpiecznie dotarły na górę, dołączył Lulkowa Łapa, a po chwili też jego siostra — Wężynowy Splot. Ćma odetchnęła z ulgą.
— Jak się czujesz, Ćmia Łapo…? — zapytała szylkretowa kotka.
Zanim odpowiedziała, dostała nagłego ataku kaszlu. Gdy się skończył, odpowiedziała:
— Udało się.. dzięki Mandarynkowemu Pióru… Naprawdę wolno pływam. — Zerknęła w dół na szalejącą pod nimi wodę. — A ty?
— Heh, wzięłam na siebie zbyt dużą odpowiedzialność. Chciałam uratować Trzcinkę, ale sama niemal przez to nie utonęłam! Dobrze sobie radzę z pływaniem, więc kiedy już Szałwiowe Serce ją zabrał ode mnie, jakoś tu dotarłam
Ciało kotki drżało z zimna. Wtedy Ćmia Łapa zdała sobie sprawę, że też jest jej zimno. Przez całą tę sytuację kompletnie zapomniała o poczuciu temperatury.
— Ojej.. dobrze, że nic ci nie jest!
— I tak wszyscy kiedyś umrzemy. — Te słowa wypowiedziała, jakby już kiedyś gdzieś je mówiła. — tylko los i nasza determinacja zadecydują, kiedy to nastąpi. — Odkaszlnęła i dodała: — Nam dzisiaj udało się przetrwać.
Kotka trochę poczuła się zaniepokojona słowami Wężynowego Splotu, ale ogarniało ją szczęście, że w ogóle żyje, więc odpowiedziała z uśmiechem, mając nadzieję, że trochę podniesie ją na duchu:
— Oh, widzę, że optymistycznie jak zawsze
Kotka zmierzyła ją wzrokiem, który zapowiadał jakąś ostrą ripostę, ale po chwili przerwała i powiedziała tylko:
— Muszę odpocząć... — I odeszła.
Uczennica spojrzała za nią zmartwiona. Czy coś zrobiła nie tak? Nie no, pewnie musi być po prostu wyczerpana, a ona ją tylko męczy rozmową!
— Och... okej, wybacz — miauknęła i postanowiła szukać Trzcinki. Nagle usłyszała krzyki.
— Tato! — To krzyknęła Pierzasta Kołysanka. 
"O co chodzi?" — zastanawiała się liliowa szylkretka. Gdy spojrzała w kierunku, w który każdy patrzył, z przerażeniem zobaczyła ciemnoczerwoną plamę w wodzie wokół badyla i Bursztynowego Blasku.
— B-Bursztynowy Blask..? — wyszeptała cicho. Kotka tak naprawdę nie znała kocura, ale sama myśl, że tak czy siak, już nigdy go nie pozna, przygniatała ją jak wielki głaz.
— Wszyscy kiedyś umrzemy… — mruknęła do siebie Wężynowy Splot tak cicho, że Ćma ledwie była w stanie zrozumieć, co powiedziała. Po chwili usłyszała Trzcinkę:
— Nie widzę nigdzie Różyczki… — powiedziała, wypatrując siostry. Po chwili dodała: — Wężynowy Splocie, żyjesz! — Wojowniczka już odchodziła, więc jej nie usłyszała
— Twoja siostra? Nie ma jej? — zapytał Żmijowcowa Łapa, który był nieopodal
— Nie-e! — szlochała. — Żmijowcowa Łapo, nie ma jej tu! — zawyła, lekko się trzęsąc od mocnego trzymania się gałęzi. Wszyscy spoglądali na dół gdzie paru wojowników, w tym Wężynowy Splot wciągali coś na drzewo w podejrzanie kocim kształcie. Po chwili do Ćmy dotarło, że było to czyjeś ciało, całe brudne od błota. 
"Oby się z tego wylizał" — pomyślała z nadzieją. 
Gdy przetarli grzbiet, dało się ujrzeć kremowe plamki przyozdobione dzikimi pręgami. Po obróceniu ujrzeli makabryczny widok. Była to jedna z córek Baśniowej Stokrotki, Perlista Łza, a w jej pysku nawet po śmierci trzymała.. kocię. Trzcinka pisnęła na ten widok. Uczennica wcale się jej nie dziwiła. Stała jak wryta i obserwowała, co się dzieje na dole.
— D-dobra, zostańcie tutaj, pilnujcie siebie nawzajem, a ja pójdę szukać Róż… — zaczął Żmijowcowa Łapa, ale po chwili urwał i przybliżył się tylko do kociaków, które wciąż próbowały zorientować się, co się stało. Uczeń odwrócił główki koteczki i Zmierzchu w drugą stronę. Uczennica spojrzała w kierunku wody. Przez chwilę nie wiedziała, co widzi, ale w końcu do niej dotarło. Uderzyło jak fala. Różyczka.. ona nie żyje. Nie była w stanie nic powiedzieć, nic zrobić. Po prostu usiadła i wpatrywała się w szylkretową kępkę futra częściowo nadal zanurzoną w wodzie.
— Znaleźli Różyczkę? — zapytała z przejęciem, usiłując się odwrócić i spojrzeć w drugą stronę — Nic jej nie jest, Żmijowcowa Łapo? — łkała. — Błagam, powiedz coś!
Dało się usłyszeć wrzask Baśniowej Stokrotki, która prawdopodobnie zobaczyła ciała córek
— Różyczka… ś-śpi.. — wymamrotał Żmijowcowa Łapa. — Ona… — westchnął głośno i spuścił łeb. Próbował coś jeszcze powiedzieć, ale z marnym skutkiem.
— Śpi? — Jej warga drgała. Koteczka chyba zdawała sobie sprawę, że nie chodzi o taki zwykły sen. Milczała chwilę, po czym w końcu powiedziała — Jestem okropna.. ostatnie zdanie, jakie powiedziałam o Różyczce to to, że jest irytująca… — Wpatrywała się smutno w toń wody zza futra ucznia. — Chcę, żeby ten koszmar się już skończył... to jest o wiele straszniejsze niż twoje historie…
— Ja.. ja nie mogę uwierzyć, że to się stało… — mruknęła Ćmia Łapa na wpół do siebie, a na wpół do Gąbczastej Łapy, która podeszła zobaczyć, co się stało.
— Znałaś kogoś z tych kotów? — spytała niemrawo, wskazując na ciała. — Wiesz... ja nikogo w powodzi nie straciłam, ale Mątwia Ła... to znaczy... Marzenie... umarła jakiś czas temu. Była moją siostrą.
— Och… — przerwała, bo nagle jasny grom przeciął niebo. Usłyszała chluśnięcie gdzieś na gałęzi wyżej, ale nie była w stanie zlokalizować źródła dźwięku. — Tylko Różyczkę... ale nie zdążyłam poznać zbyt dobrze.. byłyśmy koleżankami w żłobku. — Po chwili zdała sobie sprawę, że kotka wspomniała o zmarłej siostrze — Ojejku... współczuję ci...
Żmijowcowa Łapa, który rozglądał się za kimś zawołał:
— Lulku! Lulku! Chodź tutaj!
Ćmia Łapa poczuła ulgę, że kolejnemu kotowi udało się bezpiecznie dotrzeć na drzewo.
Nagle usłyszała niespokojne pytanie Szałwiowego Serca w pobliżu miejsca, którego wcześniej kotce nie udało się zlokalizować
— Spieniona Gwiazdo?! — Na gałęzi wyżej zauważyła ciało przywódczyni, spod którego skapywała szkarłatna krew. — Różana Woni? Gąbczasta Łapo?! — kocur zawołał medyczki.
Po dłuższej chwili można było usłyszeć głębokie, gwałtowne zaczerpnięcie powietrza liderki, jak gdyby nie robiła tego sezonów. 
"Straciła życie" — pomyślała Ćmia Łapa. — "Ile właściwie ich jej zostało..?" 
Tymczasem Lulkowej Łapie udało się podejść do swojego brata.
— Żyjesz.. żyjesz… — miauknął z ulgą
— Jakoś, jakimś cudem tak.. — wymruczał i przysunął ogonem kociaki do siebie. Chwilę milczał. — Zostałem opiekunką — odezwał się nagle — Może powinienem zostać piastunką? Ale kociaki przeze mnie płaczą..
— Opiekunką? — powtórzył, cicho kaszląc przy okazji. Pacnął brata lekko łapą. — Nie rozśmieszaj mnie... Też przez ciebie płakałem, gdy byłem kociakiem.
Ćmia Łapa przestała przysłuchiwać się rozmowie rodzeństwa. Czuła się okropnie. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić, bo właściwie nikt bliski jej nie umarł, ale świadomość tak wielu śmierci w pozornie najbezpieczniejszym miejscu, jakie znała, ją przytłaczała. Słyszała, jak Szałwiowe Serce zdaje raport Spienionej Gwieździe. Cztery koty odeszły na Srebrną Skórę: Krzycząca Makrela, Perlista Łza, Różyczka i Bursztynowy Blask, Pierzasta Kołysanka jest ranna, a Wzlatująca Uszatka została wypchnięta przez kłodę z obozu. Zauważyła Wężynowy Splot siedzącą samotnie. Uczennica wahała się, czy nie podejść do kotki, ale w końcu się zdecydowała i podeszła niepewnie siadając obok niej
— W-Wężynowy Splocie? — zapytała cicho. Ta drgnęła na słowa kotki i chciała coś powiedzieć, ale nagle coś zauważyła.
— Śnieżko! — Zerwała się i wrzasnęła z przerażeniem. — Pomogę ci! — Po czym skoczyła w fale.
— Wężyno! — krzyknęła za nią Ćma, ale głos jej się łamał. Obserwowała kotkę z nadzieją, że przeżyje
Wojowniczka całkiem sprawnie podpłynęła do pręgowanej uczennicy i ją złapała za kark. Po chwili Ćmia Łapa rozproszyła się i usłyszała fragment rozmowy Żmijowcowej Łapy z Trzcinką:
— Wiesz, Trzcinko, ja też żyję tylko dlatego, że Szałwiowe Serce mnie wyciągnął — przyznał. — A-ale... Słuchaj, może i nie masz siostry; to bardzo smutne... Ale... Zawsze możesz konkurować z Szałwiowym Sercem, prawda? On jest teraz wielkim bohaterem; uratował wiele kotów. Możesz próbować być taka jak on? Dasz radę? Ja myślę, że tak. Masz to wypisane na mordce. Sama mi powiedziałaś, że jesteś wybranką Przodków. — Po chwili odwrócił się do jego brata. — Lulku, patrz, to mama!
Liliowa kotka wróciła do obserwowania zmagań jej przyjaciółki. W wodzie jej futro przylegało do ciała, dzięki czemu była chyba pierwszy raz w stanie zauważyć jakiej wielkości rzeczywiście jest, bo zazwyczaj jej gęste futro to uniemożliwiało. Nagle w kotkę uderzyła wielka gałąź! Wojowniczka i jej podopieczna zniknęły w brudnej cieczy, ale po paru uderzeniach serca się wynurzyła i wciąż dzielnie płynęła. Zaczęła kaszleć, lecz pomimo tego nie przestała się przemieszczać w kierunku sumaka. Była coraz bliżej.
— Obyś dała radę… — wymruczała do siebie z przerażeniem zauważając, że w jej przyjaciółkę uderza kolejna gałąź. Gdy kotki dopłynęły wystarczająco blisko, Wężynowy Splot odepchnęła Śnieżną Łapę tylnymi łapami, tym samym przekazując ją Latającej Łapie. Ćmia Łapa już miała odetchnąć z ulgą, ale szylkretka wcale nie wyszła z wody... Właściwie to zniknęła pod jej powierzchnią! Uczennica kręciła się nerwowo, próbując zlokalizować kotkę. W końcu jej głowa się wynurzyła, ale po raz kolejny zakrztusiła się wodą. Latająca Łapa zdołała podejść wystarczająco blisko, aby złapać ją za kark i bezpiecznie sprowadzić na drzewo. 
"Kolejny kot jest bezpieczny" — mruknęła do siebie liliowa szylkretka, żeby trochę się uspokoić. Naprawdę miała tego wszystkiego dosyć. Miała dość tego, że musi oglądać, jak jej pobratymcy walczą o życie, miała dość tego hałasu i tego, że nie mogła nikomu pomóc. Była w stanie tylko obserwować. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kogoś znajomego. Jej wzrok padł na Trzcinkę. 
"Może tym razem mnie zauważy?" — pomyślała z nadzieją
— Trzcinko! Nic ci nie jest? — zapytała zaniepokojona, bo kotka wyglądała na roztrzęsioną. Nic dziwnego, w końcu dopiero co jej umarła siostra. Ćmia Łapa poczuła ucisk na wspomnienie Różyczki. Dlaczego los jest tak okrutny?...
— Ćmia Łapo! — zawołała z ulgą Trzcinka. — Jestem bezpieczna! A ty?
— Dobrze.. — zerknęła na wodę. Koty jakoś sobie radziły, ratowały się. Poza jednym samotnym kształtem… zmroziło ją, gdy zdała sobie sprawę, na co patrzy. Sterletowa Łuska! Przecież kocur nie poradzi sobie sam w wodzie, ktoś musi mu pomóc! — Sterletowa Łuska nadal jest w wodzie! — krzyknęła przerażona, ale najwyraźniej nikt nie zwrócił na nią uwagi. 
"No co jest?" — pomyślała zdenerwowana. Kot dzielnie walczył z falami, ale widać było, że powoli nie daje rady.
— Niech ktoś coś zrobi! — pisnęła sfrustrowana. Nie pozwoli kolejnemu kotu umrzeć. — Sterletowa Łusko! Płyń tutaj! — wrzasnęła błagalnie, mając nadzieję, że mu to pomoże w dopłynięciu do sumaka. Ku uldze Ćmiej Łapy, wojownik zaczął płynąć żwawiej. Chyba mnie usłyszał! — ucieszyła się. Jednakże wiedziała, że musi coś jeszcze zrobić. W końcu samymi krzykami go nie uratuje
— No zróbcie coś! Ktokolwiek! — wołała, szukając kogokolwiek, kto zwróci na nią uwagę. — Proszę… — dodała cicho. 
Nie chciała stracić szansy poznania kolejnego kota. Sterletowa Łuska wydawał się fajnym kotem i nie wybaczyłaby sobie, gdyby i on umarł. Tymczasem czarny kot płynął dalej. W panice zdołał złapać się jakiejś kłody, ale los zaplanował inaczej — zaraz zmyła go fala. Mimo tego nadal zbliżał się do celu. Przynajmniej tyle.
— Sterletowa Łusko! — Ćmia Łapa nadal go wołała. — Niech ktoś mu pomoże… — starała się miauknąć tak, żeby wszyscy usłyszeli, ale została po raz kolejny zignorowana. 
"No to fajnie"— pomyślała. 
Nagle zauważyła Wężynowy Splot. Musi się dowiedzieć, czy nic jej nie jest!
— Wężyno! — Chciała jakoś zacząć, ale wyszło nieco nienaturalnie. — Uch... nic ci nie jest? — dodała nieco zawstydzona swoją poprzednią wypowiedzią
— Proszę, dajcie mi już odejść, chcę do Rosiczki — jęknęła. Jej głos ciągle był wyzuty z emocji. Łapy się jej ubiegły i upadła twardo na gałąź.
"Biedna Wężynowy Splot..." — pomyślała uczennica. Ile kotów jeszcze stracimy? Perlista Łza, Różyczka, Rosiczkowa Łapa… czy ktoś jeszcze nie dał rady..? Podszedł nich Szałwiowe Serce.
— Nie mów tak... — powiedział i musnął bok wojowniczki końcówką ogona. — Masz resztę godziny, tak samo, jak ja. Nie możesz się łamać, chociaż boli, i to bardzo boli. Twoi bracia i twoja matka nie chcieliby cię widzieć w takim stanie. Nie chcieliby słyszeć tego, co teraz mówisz.
Ćmia Łapa przypomniała sobie, że Sterletowa Łuska nadal jest w wodzie.
— Ratujcie Sterletową Łuskę! No zróbcie coś! — Zerknęła z nadzieją na wojowniczkę, choć nie wiedziała, czego właściwie od niej oczekiwała. Ta tylko spojrzała na nią wzrokiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Po chwili zaczęła się powolutku ześlizgiwać ze swojego miejsca, w bardzo naturalny sposób. Zbyt naturalny. Uczennica ze względu na tę naturalność nie zdążyła zareagować, ale Szałwiowe Serce już tak. Złapał wojowniczkę za kark, nie pozwalając upaść w zdradliwą toń
— Hej! — zawołał, gdy już ją wciągnął z powrotem na gałąź.
— Chcę do Lulka i Żmijowca — burknęła pod nosem
— To... da się załatwić. Chodź, wstań — Kocur rozejrzał się po zatłoczonym sumaku w poszukiwaniu rodzeństwa kotki. — Widzę twojego brata. — mruknął, po czym zaprowadził ją do Lulkowej Łapy. Sterletowa Łuska nadal był w wodzie, ale chyba chciał się poddać. 
"Oj nie, nie na mojej warcie!" — pomyślała Ćmia Łapa i krzyknęła w stronę kota. Wrzask ten zwrócił uwagę Szałwiowego Serca, który podbiegł do krawędzi drzewa zobaczyć, co się dzieje. W końcu! — pomyślała z wyrzutem Ćma, ale była też wdzięczna kocurowi.
— Chodź, Łusko! Wciągnę cię! — zawołał do brata.
— Dziękuję… — wyszeptała do siebie cicho, podczas gdy pręgowany kocur podszedł niżej, żeby go złapać. Zamierzała to potem mu powiedzieć, bo była naprawdę wdzięczna za ratowanie kota. Tymczasem Sterletowej Łusce, pomimo starań, szło coraz gorzej, ale nie poddawał się.
— Jestem tutaj — wrzasnął najgłośniej, jak potrafił, usiłując płynąć dalej. — Błagam, widzicie mnie?!
— Jesteś już blisko! Jeszcze tylko trochę! — wołał Szałwiowe Serce, aby go zmotywować. — dasz radę!
Kot dzielnie walczył z falami, ale te były okrutne dla niego. Och, losie, dlaczego nam to czynisz? W końcu udało mu się zahaczyć o drzewo i od razu się kurczowo złapał pnia, podczas gdy pozostali pomagali mu wydostać się z głębokiej toni. Uratowałam go! — pomyślała Ćmia Łapa — a przynajmniej przyczyniłam się do tego..
— Mówiłem, że ci się uda — mruknął Szałwiowe Serce zmęczonym, lecz wesołym głosem do brata. Gdy liliowa kotka tak patrzyła na nich, przypomniała sobie o czymś. Przecież sama miała siostrę! Gdzie jest Krewetkowa Łapa, czy ona…? — urwała, gdy zauważyła Krewetkową Łapę bezpieczną razem z Biedronkowym Polem. Odetchnęła z ulgą. Bardzo chciała się teraz do nich wtulić, ale gałąź, na której były, była zbyt daleko. Z tych wszystkich wrażeń nie zauważyła, że już zapadł zmrok, ani jaka jest zmęczona. Po prostu zwinęła się w kłębek i zasnęła.
Nastał ranek. Kotka zbudziła się, bez nikogo u boku, było jej zimno. Co prawda nie było już widać wody, ale to, co zastała było wręcz gorsze. 
"To nie był zły sen..." — uświadomiła sobie.
Widok połamanego.. wszystkiego w obozie ją dobijał. Poziom wody był na tyle niski, że spokojnie można było w niej brodzić. Legowiska były połamane, wszędzie po obozie walały się patyki, kłody i fragmenty posłań.
— To nie był sen.. — powtórzyła półprzytomnie do siebie
Koty powoli się budziły i relacjonowały, co się stało. Kto umarł, kto jest bezpieczny itp. Gąbczasta Łapa przechodziła między nimi i sprawdzała ich stan. Podeszła do Wężynowego Splotu, która siedziała nieopodal Ćmiej Łapy
— Wężynowy Splocie, cześć! — wyszeptała, nachylając się nad pyskiem wojowniczki. — Może coś cię boli? W razie co.. mogę postarać się poszukać jakichś ziół, gdy tylko woda opadnie! Chciałabyś?
— Nie marnuj na mnie swoich ziół, są koty bardziej poszkodowane — wychrypiała. — A ty? Jak się czujesz?
— Nie mów tak! Żadne zioło użyte po to, aby drugi kot poczuł się lepiej, nie jest zmarnowane — zapewniła ją. — Może kilka ziarenek maku? — zaczęła wymieniać. — I trochę szczawiu — przerwała na chwilę, zastanawiając się nad czymś. — Jakoś damy radę — dodała do siebie. Odwróciła się do wojowniczki — Hej, a może, aby odciągnąć się od złych myśli, chciałabyś pomóc mi i Różanej Woni poszukać ziół, gdy woda już opadnie?
— Chodźmy rozejrzeć się po obozie — westchnęła Wężynowy Splot i się podniosła. — Ja pokręcę się w legowisku uczniów, może zajrzę do wyjścia z obozu — poinformowała uczennicę medyczki, zeskakując w tym samym czasie z drzewa.
— Dobrze! Ja zobaczę, co w legowisku medyka, choć nie liczę na wiele — mruknęła pod nosem, jakby nie była pewna czy mówi to do wojowniczki, czy do siebie, po czym udała się do miejsca, gdzie kiedyś było jej legowisko.
Ćmia Łapa obserwowała, jak inne koty rozglądają się po obozie. Czy ja też powinnam zejść? — zastanawiała się. Coraz więcej kotów schodziło.. Żmijowcowa Łapa, Szałwiowe Serce, Mżący Przelot, Czyhająca Murena… nawet Trzcinka zeszła. Po chwili dołączył do niej Lulkowa Łapa. Uczennica w końcu się odważyła. Spróbowała podejść jak najniżej, po czym skoczyła, nieprzygotowaną na tak miękkie lądowanie. To nie tak, że ziemia była cała w błocie.. ta ziemia BYŁA błotem! Czuła, jak jej łapy nieprzyjemnie się zapadają w podłożu, ale zignorowała to i udała się do kącika zabaw widząc, że inni przeszukują obóz. Czego właściwie szukała? Prawdopodobnie nawet Klan Gwiazdy tego nie wiedział. Podeszła do miejsca, gdzie jeszcze nie tak dawno bawiła się z Różyczką i Trzcinką w wodzie. Teraz był tam tylko muł. Zaczęła go przeczesywać łapą, ale nic tam nie znalazła poza patykami co i raz wbijającymi jej się w opuszki. Postanowiła wejść do tego, czym kiedyś był żłobek. Wszystko było w błocie.. stara zabawka, posłania… nawet jej prowizoryczne konstrukcje leżały zdekompletowane i połamane. Przetrwały tylko resztki. Wszystko śmierdziało błotem i słoną wodą. Postanowiła dłużej nie oglądać tego i wyszła na środek obozu. Czego oni właściwie szukają? — zastanawiała się. Czy też powinna szukać, czy usiąść i czekać aż ktoś jej wyznaczy zadanie? Nie — pomyślała — już zeszłam z drzewa, teraz muszę udawać, że coś robię, bo inaczej będą na mnie źli, że się obijam! Rozejrzała się po obozie. Może legowisko wojowników..?
— Czy ktoś cokolwiek znalazł? — zapytała głośno, ale została zignorowana. Super. Spojrzała na Lulkową Łapę. Widziała, że uczeń nie czuł się za dobrze będąc tutaj, ale chciała zagadać.
— Masz coś? — zapytała, odwracając się do kocura
— Weź się w garść, Lulku — mruknął sam do siebie, po czym się odwrócił w stronę Ćmiej Łapy — Ogon. Um... To jest chyba... Pójdę... Pójdę go może… wezmę go.
Kotka spojrzała z konsternacją na ucznia. Jak to ogon? Nieważne..

*
Jakiś czas później

Ćmia Łapa przeszukiwała cały dzień obóz, nawet nie wiedząc, czego szuka. Prawdę mówiąc, niczego nie szukała, tylko kręciła się udając, że coś robi. Nagle usłyszała, że wiele kotów zbiera się przy ścianie obozu. Co się dzieje..? — zastanawiała się. Podeszła bliżej do zgromadzonych kotów a tam stali.. Siwa Czapla i Rosiczka! Przeżyli! Zobaczyła też ciało Krzyczącej Makreli… odszedł z dala od kogokolwiek znajomego.. ale odsunęła od siebie tę myśl i starała się cieszyć tym, że wojownik i uczennica żyją. Oboje zostali posłani do medyczek. Tymczasem usłyszała głos swojej matki, Krabowych Paluszków dochodzący zza niej:
— Tato? — usiadła i obserwowała ciało swojego ojca. Ćmia Łapa usiadła obok, nie wiedząc, jak może ją pocieszyć.
Koty, które zaginęły w powodzi, powoli wracały do obozu. Było wokół tego takie zamieszanie, że szylkretka w końcu nie ustaliła, kto właściwie przeżył, a kto nie. No może poza Krzyczącą Makrelą — dodała gorzko.
Spieniona Gwiazda wskoczyła na wysoką gałąź sumaka, po czym wykrzyknęła:
— Koty Klanu Nocy! Wczoraj stało się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać. Nasz klan spotkała niesamowita tragedia. Wielu wojowników bohatersko poległo, broniąc swych bliskich do ostatniej kropli krwi. I choć może być to ciężkie, nie możemy się poddać. Nie możemy pozwolić, by ich ofiara poszła na marne. Odbudowa obozu nie będzie łatwa ani prosta, może zająć nam wiele księżyców, nim staniemy na proste łapy, jednak gdy to zrobimy — będziemy silniejsi niż kiedykolwiek! Podziękujmy modlitwą naszym zmarłym pobratymcom — Krzyczącej Makreli, Wzlatującej Uszatce, Bursztynowemu Brzaskowi, Perlistej Łzie i Różyczce! To dzięki nim mamy szansę doczekać następnego świtu i to właśnie oni zasługują na największy hołd! — wykrzyknęła, po czym zniżyła swój głos do szeptu. — Niechaj ziemia lekką im będzie, a Srebrna Skórka zapewni wszystko to, czego nie zdołali zaznać za życia.
Ćma pochyliła głowę. Wśród członków jej klanów rozległy się szepty modlitw ku przodkom, a gdy ucichły, liderka ponownie zabrała głos.
— Chciałabym szczególnie podziękować trzem kotom, które niezaprzeczalnie wykazały się najwaleczniejszymi sercami. Szałwiowe Serce, Rozpędzona Łapo, Wężynowy Splocie — wystąpcie. — nakazała trójce, która szczególnie wyróżniła się podczas akcji ratunkowej.
Koty wystąpiły.
— Patrzcie, to mój przyjaciel! Mój braciak, karp z jednego jeziora! — krzyknął Siwa Czapla, entuzjastycznie szarpiąc dwa losowe koty siedzące obok niego.
— W imieniu całego Klanu Nocy dziękuję wam za wasze poświęcenie, odwagę i pomoc, jakiej udzieliliście waszym najbardziej potrzebującym współklanowiczom, niejednokrotnie ryzykując własnym życiem. Rzeka będzie pamiętać — wygłosiła liderka, skłaniając nieco łeb. Gest ten powtórzyło również kilka innych kotów zebranych w tłumie.
— Wiwat! Wiwat Szałwiowe Serce! — zakrzyknął ktoś, a pozostałe koty do niego dołączyły. Po zakończonych wiwatach Spieniona Gwiazda zarządziła przeprowadzkę, przynajmniej na czas napraw, do lasu rosnącego niedaleko rzeki.
Ćmia Łapa płynęła przez rzekę. Powoli, ale płynęła. Gdy ją przepłynęła, zwróciła uwagę na Szałwiowe Serce, który nic nie robił, więc postanowiła do niego podpłynąć i zagadać
— Hej, jak tam?
— Jak tam? No, za dobrze to chyba nie jest — zaśmiał się z odrobiną goryczy, która przebijała mu się przez głos. — Chociaż ta powódź jest za nami, taką przynajmniej mam nadzieję. Jak znajdziemy miejsce na rozbicie obozowiska, będziemy mieć połowę sukcesu za sobą. Na tym musimy się teraz skupić.
Spojrzała na wojownika i zdała sobie sprawę, że może nie chciał rozmawiać. Za późno. Teraz byłoby zbyt niezręcznie przerwać rozmowę.
— Trzymasz się jakoś? Widziałam, że coś szukaliście po obozie, znalazłeś coś? — zapytała patrząc się w tę samą stronę co kocur.
— Tak, nie martw się o mnie. Jestem wojownikiem — zaśmiał się cicho, ale ten śmiech brzmiał smutno — Znalazłem sporo — miauknął, podnosząc łapę i odkrywając czerwony kamyk, dwa bursztyny i perłę z widocznym defektem. — Nie wiem, co z nimi zrobić. Szkoda wyrzucić, ale gdzie je postawić? Nie mam pojęcia.
— Może... Ułóż z nich coś ładnego? — zaproponowała, ale potem uznała, że to głupie. To, że ona tak robiła z siostrą, nie znaczyło, że każdy też, a tym bardziej dorosły kot. — Znaczy... nie wiem w sumie, ja tak zawsze robię. — Spojrzała w mokrą ziemię i od niechcenia narysowała koślawego trzmiela. — Trochę nie wiem jak mam się czuć z tym, co się stało..
Poczuła, że kocur pogładził ją, bo boku swoim puszystym ogonem.
— Trzeba podnieść wysoko głowę i iść do przodu. Przykre rzeczy się zdarzają, taki już los wszystkich żyjących w dziczy. Wywiniemy się z tego. Obóz przecież nie jest stracony, zawsze można go odbudować. Już niedługo nikt nie pozna, że dotknęła go powódź — miauknął spokojnie. Z wody wyszedł Żmijowcowa Łapa, który zawołał do pręgowanego kocura:
— Szałwiowe Serce! — podbiegł do nich. — Na razie to nie przypomina nawet leża borsuka... Nie wiem, ile będziemy składać nowy obóz, ale lepiej się za to zabrać, nie uważasz? — zapytał trochę zaczepnie, z przekąsem.
— Wiesz, trochę trudno coś składać, gdy na drugą stronę przepłynęło zaledwie kilka kotów... Najpierw trzeba się zająć znalezieniem odpowiedniego miejsca, byle gdzie się nie rozbijemy. Ale fakt, trzeba się wziąć do roboty. Ćmia Łapo? Może pójdziesz z nami, poszukamy czegoś, co się nadaje na obóz?
— Jasne... i tak nie mam nic lepszego do roboty. — Spojrzała w dal. — Gdzie właściwie będziemy mieli nowy obóz? W sensie, w którą stronę?
— No, Szałwiowe Serce? Wiesz, gdzie powinniśmy iść? W końcu jesteś członkiem rodu. Nie macie jakiegoś specjalnego, głębokiego połączenia z Przodkami? Może oni wskazaliby nam drogę? Po tym, jak pozwolili na zrównanie obozu, mogliby jakoś wyciągnąć do nas łapę — zapytał Żmijowcowa Łapa.
Zastanawiała się chwilę nad innymi terenami. Prawie w ogóle tam nie była.
— Pójdziemy gdzieś, gdzie są owady jak u nas, prawda? — zapytała z nadzieją w głosie. — Albo z trzmielami..
Po chwili wstała, zdeterminowana dotrzeć gdziekolwiek się nie udają ciesząc się, że w końcu będzie miała jakieś zajęcie.
— Słuchaj — zabrzmiał twardo. — Gwiezdni nie mieliby po co zrzucać na nas takiego nieszczęścia. Natura jest zwyczajnie zdradliwa. Zresztą... — przerwał na chwilę. — Nieważne. Może i jestem członkiem rodu, ale gwiezdnego nawigatora akurat mi zabrakło. Szukaj i nie wydziwiaj. Może ty coś widzisz, Ćmia Łapo? Może coś, gdzie akurat nie ma owadów?
Kotka była trochę zawiedziona, że ich miejsce docelowe może nie zawierać owadów, ale nie zniechęciła się. Rozejrzała się po wyspach i po lesie w oddali. Co właściwie jest w lesie? Szybko jednak przerwała swoje przemyślenia i skupiła się na zadaniu.
— Hm... nie wiem w sumie. — Szałwiowe Serce skinął na to głową, po czym się rozejrzał. Coraz więcej kotów przybywało z wyspy.
— Chodźmy dalej od brzegu... Wątpię, że tu by coś nas zalało, ale lepiej być przezornym... — wymruczał, bardziej do siebie niż do reszty.
W końcu natrafili na polanę, która wyglądała, jakby nadawała się do przenocowania klanu przez jakiś czas.
— Co myślicie? — mruknął wojownik do towarzyszy.
Żmijowcowa Łapa rozejrzał się po wskazanym przez księcia miejscu
— Jeśli tak uważasz... — wybełkotał. — Ale wygląda, jakby było tu dużo komarów i robali, ale... Tobie to się pewnie podoba, co? — zwrócił się lekko zniesmaczony do Ćmy
Szylkretka rozglądała się po polanie. Na komentarz Żmijowcowej Łapy oburzyła się lekko.
— Robale są fajne, okej? Może poza ćmami i komarami... Ale reszta jest super!
— Dobra, to możemy pójść powiadomić resztę klanu, że miejsce na obóz znalezione — miauknął, jeszcze raz oglądając wybrane miejsce.
— Będziemy spać na ziemi? — zapytał z lekkim zdziwieniem — Co jak przyjdą jakieś borsuki, lisy? Nie potraciliśmy wystarczającej liczby kotów? Nie utonąłem w nocy, więc i teraz nie mam zamiary zdychać. — Dogonił pointa, który kierował się z powrotem w stronę brzegu — Chyba, że będziesz mnie ratować i tym razem?
— Na ziemi? Co ty gadasz? — mruknął, patrząc na niego dziwnie. — Legowiska przecież ci z powietrza nie wyczaruję, sory, królewska krew i tych umiejętności mi poskąpiła. Jak będzie reszta, to stworzymy posłania, więc się nie martw, na gołej trawie spać nie będziesz. No, chyba że dla ciebie jednego zabraknie, ale to już nie będzie moja wina... — Przewrócił oczami. — No a co, chcesz, żebym cię znowu ratował?
— Uważaj, żebym nie wyszarpał ci spod tyłka tego legowiska... — mruknął do siebie uczeń, ale nie usłyszała, co mówił dalej.
— Hej! Czy jeśli ktoś wżeni się do tego waszego... magicznego kółeczka... Też śpi tam? — zawstydził się nagle i pokręcił głową. — Dobra, nieważne... A co do ratowania! Nie wiem, może ty jesteś, o Wielki, dzielny Szałwiowe Serce, tak niesamowity, że ciebie nigdy ratować nie trzeba było, ale to... miłe? Jak ktoś się o ciebie tak nagle zatroszczy? Nie wiem, jak to jest ratować, bo siostra mi przez łapy przepadła, kiedy chciałem ją ocalić, ale... To chyba też miłe, co? Tak sobie to wyobrażam... Takie ciepło i w ogóle... — mówił bez większego pomyślunku.
Ćmia Łapa patrzyła zdezorientowana, zastanawiając się, o czym właściwie teraz jest rozmowa. Spojrzała w trawę, szukając czegoś ciekawszego do roboty niż słuchanie dwóch kotów, bo im dłużej słuchała, tym bardziej nie wiedziała, o co chodzi
— Eee... — zaczął pręgowany wojownik. — No, to na pewno miłe. I dzięki za te epitety, ale nie jestem chyba aż tak niezwykły... To, że ci się nie udało uratować Rosiczkowej Łapy, to nic. Ważne, że próbowałeś. Na pewno poczuła, że się o nią zatroszczyłeś, nawet, jeśli końcowo jej nie uratowałeś — mruknął i na kilka uderzeń serca urwał. — I tak, koty, które się wżenią do rodziny królewskiej, mogą spać na fajniejszym legowisku .— dodał po chwili.
— No to... Fajnie — rzucił zmieszany — Ee... Szałwiowe Serce? Jeśli mogę spytać... Czy ty- Albo wiesz co, nieważne. Ja chyba... Pójdę do mojego rodzeństwa albo poszukam swojej mamy, okej? No to ten... Do zobaczenia! — Powiedział i odbiegł, niemal nie wywracając się o własne łapy.
Ćma w tym czasie nie zwracała zbytnio uwagi na to, co się dzieje. Studiowała kształt jednego głazu, który wyglądał jak jakaś ryba bez ogona.

[5090 słów + pływanie]

[przyznano 102% + 5%]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz