przeszłość, niedługo po tym, gdy klan dowiedział się o śmierci Cykoriowego Pyłku
Do kociarni weszła Brzęczkowy Trel razem z Pozłacaną Pszenicą. W spojrzeniu obu kocic dało się dostrzec ogromny ból po stracie jedynego syna i brata.
– Możesz iść pożegnać się z ojcem. Popilnujemy maluchów... – miauknęła Brzeczka, posyłając wnuczce słaby uśmiech. W tym samym czasie Pozłacana Pszenica zajęła miejsce w legowisku Wiecznej Królowej. Ciotka polizała jedno z kociąt po łebku, które zdając sobie sprawę, że obok niego nie ma matki, tylko znajduje się jakiś obcy kot, zaczęło cicho popiskiwać.
– Zaraz wrócę... – mruknęła Szanta, nachylając się do malucha. Dotknęła się z nim noskiem, mając nadzieję, że kocięta jakoś zniosą jej brak obecności na parę uderzeń ich małych serduszek i nie będą zbyt głośno domagać się jej rychłego powrotu do żłobka. – Ciocia i babcia was popilnują. – Skinęła głową starszej. Brzęczkowy Trel również wyśliznęła się na posłanie. Mimo że do oczu starszej napływały łzy, kocica z całych sił starała się powstrzymać wybuch płaczu. Schyliła łebek, kładąc go na równi z leżącymi maluchami na króliczej skórze i pyskiem otarła się o rudego kocurka.
Rozkwitająca Szanta powoli skierowała się w stronę pozostałych kotów w obozie, które żegnały jej ojca. Właściwie, dzisiejszego dnia nie żegnała tylko jego. Wzdychając siadła początkowo z tyłu, zastanawiając się, czy to spotkanie rodzinne musiało się w taki sposób potoczyć. Dostrzegła wychylający się łebek Opadającego Rumianka z lecznicy. Obrzuciła rodzeństwo spojrzeniem na ułamek sekundy, aby chwilę później przenieść spojrzenie na pozostałe kotu, które było obecne podczas... masakry? Tak, chyba to była najodpowiedniejsza nazwa na to, co miało miejsce na terenach Klanu Burzy.
W końcu podniosła się i przeciskając się przez zebrane koty, zbliżając się do nieruchomego ciała. Usiadła naprzeciw niego i schyliła głowę, by móc pożegnać się z ojcem. Polizała zmierzwioną cynamonową sierść i wymurczała cicho kilka słów do zmarłego wojownika. Była pewna, że niektórzy cieszyli się z jego śmierci. W końcu ojciec przez niektóre koty w klanie był nadal uznany za zdrajcę przez fakt, że zniknął na kilkanaście księżyców. Jednak Rozkwitająca Szanta nie mogła wymarzyć sobie lepszego ojca, nawet jeśli ich relacja z księżyca na księżyc ulegała pogorszeniu. Nie ważne, że tak naprawdę nie łączyły ich więzy krwi. To on był jej ojcem i nic tego nie zmieni, nawet być może poznana w przyszłości prawda. Cykoriowy Pyłek w ciągu całego swojego życia zrobił dla nich o wiele więcej niż matka, babka i prawdziwy ojciec rodzeństwa szylkretki razem wzięci. Tak dużo poświęcił i jednak ją obronił. I to dwa razy. Ją i jej kocięta, o których prawdopodobnie reszta rodziny nie zdążyła się dowiedzieć. Jak nie miała nic przeciwko opowiadaniu maluchom o rodzinnym wierzeniom odnośnie do Wyroczni, tak nie chciała, aby podzieliły los tych, którzy zatracili się w nich. Dlatego pozwalała Brzęczkowemu Trelu opowiadać prawnuczętom opowieści o wojownikach znajdujących się na Srebrzystej Skórze, do których z dniem dzisiejszym dołączył kolejny kot.
– Dziękuję... – wyszeptała do zmarłego, podnosząc się z trawy.
Tuż obok siebie dostrzegła liliowo-kremowe futro. Przeniosła spojrzenie na Opadający Rumianek, który niepewnie zbliżył się do ciała wojownika.
Nie chcąc przeszkadzać pozostałym w ostatnim pożegnaniu przed pochówkiem, zdecydowała się powrócić do kociarni, z której dało się usłyszeć nawoływania jej przez kocięta. A może tak naprawdę chciały pożegnać się z dziadkiem?
Obrzuciła spojrzeniem Leszczynową Wiązkę i jej gwiezdne kocięta. Cóż, jeśli faktycznie miały być darem od Klanu Gwiazdy, chroniącym klan przed takimi sytuacjami, a nie złym omenem zapowiadającym katastrofę, to powinny wreszcie wziąć się do roboty, bo im wcześniej, tym lepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz