dawno dawno temu za górami za lasami
W dalszych kątach żłobka, korzystając z okazji, gdy nikogo z dorosłych (którzy bardzo lubili wtrącać się ze swoimi moralnościami i psuć tym zabawę) nie było w pobliżu, grupka młodziaków postanowiła odegrać prawdziwą, dramatyczną scenę, korzystając ze wszystkich dostępnych możliwości i wiedzy, którą wyciągnęli z plotek, czyli niezbyt wiarygodnego źródła informacji. Odłamek w tym wszystkim oczywiście również brał udział. Co prawda nie było to tak zabawne i komfortowe jak podczas bawienia się samemu ze sobą za pomocą kawałków mchu, które udawały koty, jednak wciąż mógł się wcielić w jakąś rolę. No i musiał być bardziej uważny, przez wzgląd na realność owej sytuacji. Tu mógł zostać zaatakowany na poważnie, a nie tylko w wyobraźni, i był częścią gry, a nie tylko obserwatorem i jedynym władcą fabuły.
- Dobra. To ja jestem wielkim kapłanem w klanie mrocznych dusz, moje serce zostało przejęte przez mrok mrocznej puszczy ale klan gwiazdy przejął moje ciało i wypędził część złego ducha. Ale kiedy myśleli, że wypędzili całego, jakaś część mroku została w środku i teraz potrafię widzieć dobre i złe duchy. Na imię mi Mroczna Gwiazda ale też jestem kapłanem bo kapłan to najwyższe stanowisko. Ty będziesz moim zastępcą, a ty liderem wrogiego klanu - Kocię wskazało na najpierw jednego, a potem drugiego kociaka wedle swoich upodobań.
- A czemu ty jesteś liderem a ja zastępcą?
- Jestem kapłanem.
- Ale mówiłeś, ż-że to to samo.
- No a ty byłaś liderem ostatnim razem.
- Aha.
- No, a ty będziesz moją partnerką ale zdradzasz mnie z moim wrogiem i wbijasz tym samym pazury w serce i klan też zdradzasz - Zapanowała cisza przez moment, kiedy to wszyscy w milczeniu oczekiwali na spodziewany sprzeciw, który przez chwilę dłuższą nie następował, a ich ślepia zdawały się tkwić w jednym, konkretnym miejscu… Tak, mowa była o Księżycu. Kocur słuchał jak na razie wszystkich wymyślnych historii próbując znaleźć coś indywidualnego dla siebie, typu wielki duch drzew albo ziemi czy wody, który jest stworzeniem złączonym ze wszystkich zagubionych innych dusz czy coś i umie rozmawiać z innymi stworzeniami niż tylko własny gatunek, jednak najwyraźniej jego plany musiały zostać zniszczone na rzecz czyjejś fabuły. Dopiero po czasie dotarło do niego, że mowa o jego osobie, oraz poczuł ten wzrok zgromadzonych na skórze. Od razu skrzywił mu się pyszczek.
- Ej, czemu ja? Już ostatnim razem byłem kotką, sam sobie teraz nią bądź.
- Nie mogę, bo jestem kapłanem.
- I co z tego.
- I to, że nie mogę być kotką i kapłanem i kropka, wtedy nie będę mógł być mrocznym wybrańcem!
- To weź sobie Wróżkę na partnerkę!
- EW nie! To moja siostra! To ty mnie zdradziłaś, Srebrna Rzeko, nie zmieniaj tematu!
- Co? Ej, nie chcę, daj mi sobie wymyślić imię! I nikogo nie zdradziłem!
- Buuuu, jak nie chcesz to się nie bawisz - Werdykt zawisł nad głowami zebranych, bez żadnego sprzeciwu. PMH, i dobrze! Nie miał zamiaru się przed nikim płaszczyć ani odgrywać dziewczyny, już się musiał podpasować pod zabawę jakieś trzy razy a reszta prawie wcale. Jego kocięta duma nie mogła wytrzymać tego ani chwili dłużej, chociaż pewnie za trzy dni, znając kocięcą pamięć i tak wszyscy o sytuacji zapomną i będą się bawić dalej. Na razie jednak, kocurek zmarszczył nos, strzepnął puchatym ogonem i odszedł na bok pobawić się sam ze sobą, i dobrze! Będzie miał o wiele lepszą fabułę i zabawę bez całej reszty tej chołoty. Klapnął w kącie, macając łapą podłoże w miejscu, w którym pamiętał, że zostawił kilka kłębków mchu. Aha! Znalazł. Dokładnie pamiętał gdzie ostatnim razem zostawił swoje mszyste ofiary. I tak kicał nimi w miejscu mozolnie, ze złością powoli czując, jak oczy mu się napełniają czymś mokrym, a na policzkach występują wypieki. Zaraz pociągnął też nosem, przecierając łapą pysk. Nie mógł płakać przy innych bo wyglądałoby to tak, jakby przegrał i się przejmował. A on się przecież nie przejmował! Myślał całkiem klarownie i logicznie, to tylko ciało reagowało wbrew jego woli i było głupie i z jakiegoś powodu chciało go odkryć przed wszystkimi. Ze zirytowaniem i paniką w głowie, zajął się swoimi sprawami do momentu, aż nie przyszła mama. Zaraz, gdy tylko ją zobaczył podreptał doń mozolnie, lokując się w wygodnym ogonie i wygadując się ze wszystkiego co miało miejsce gdy jej nie było w pobliżu, budując sobie powoli mocną opinię skarżypyty.
W dalszych kątach żłobka, korzystając z okazji, gdy nikogo z dorosłych (którzy bardzo lubili wtrącać się ze swoimi moralnościami i psuć tym zabawę) nie było w pobliżu, grupka młodziaków postanowiła odegrać prawdziwą, dramatyczną scenę, korzystając ze wszystkich dostępnych możliwości i wiedzy, którą wyciągnęli z plotek, czyli niezbyt wiarygodnego źródła informacji. Odłamek w tym wszystkim oczywiście również brał udział. Co prawda nie było to tak zabawne i komfortowe jak podczas bawienia się samemu ze sobą za pomocą kawałków mchu, które udawały koty, jednak wciąż mógł się wcielić w jakąś rolę. No i musiał być bardziej uważny, przez wzgląd na realność owej sytuacji. Tu mógł zostać zaatakowany na poważnie, a nie tylko w wyobraźni, i był częścią gry, a nie tylko obserwatorem i jedynym władcą fabuły.
- Dobra. To ja jestem wielkim kapłanem w klanie mrocznych dusz, moje serce zostało przejęte przez mrok mrocznej puszczy ale klan gwiazdy przejął moje ciało i wypędził część złego ducha. Ale kiedy myśleli, że wypędzili całego, jakaś część mroku została w środku i teraz potrafię widzieć dobre i złe duchy. Na imię mi Mroczna Gwiazda ale też jestem kapłanem bo kapłan to najwyższe stanowisko. Ty będziesz moim zastępcą, a ty liderem wrogiego klanu - Kocię wskazało na najpierw jednego, a potem drugiego kociaka wedle swoich upodobań.
- A czemu ty jesteś liderem a ja zastępcą?
- Jestem kapłanem.
- Ale mówiłeś, ż-że to to samo.
- No a ty byłaś liderem ostatnim razem.
- Aha.
- No, a ty będziesz moją partnerką ale zdradzasz mnie z moim wrogiem i wbijasz tym samym pazury w serce i klan też zdradzasz - Zapanowała cisza przez moment, kiedy to wszyscy w milczeniu oczekiwali na spodziewany sprzeciw, który przez chwilę dłuższą nie następował, a ich ślepia zdawały się tkwić w jednym, konkretnym miejscu… Tak, mowa była o Księżycu. Kocur słuchał jak na razie wszystkich wymyślnych historii próbując znaleźć coś indywidualnego dla siebie, typu wielki duch drzew albo ziemi czy wody, który jest stworzeniem złączonym ze wszystkich zagubionych innych dusz czy coś i umie rozmawiać z innymi stworzeniami niż tylko własny gatunek, jednak najwyraźniej jego plany musiały zostać zniszczone na rzecz czyjejś fabuły. Dopiero po czasie dotarło do niego, że mowa o jego osobie, oraz poczuł ten wzrok zgromadzonych na skórze. Od razu skrzywił mu się pyszczek.
- Ej, czemu ja? Już ostatnim razem byłem kotką, sam sobie teraz nią bądź.
- Nie mogę, bo jestem kapłanem.
- I co z tego.
- I to, że nie mogę być kotką i kapłanem i kropka, wtedy nie będę mógł być mrocznym wybrańcem!
- To weź sobie Wróżkę na partnerkę!
- EW nie! To moja siostra! To ty mnie zdradziłaś, Srebrna Rzeko, nie zmieniaj tematu!
- Co? Ej, nie chcę, daj mi sobie wymyślić imię! I nikogo nie zdradziłem!
- Buuuu, jak nie chcesz to się nie bawisz - Werdykt zawisł nad głowami zebranych, bez żadnego sprzeciwu. PMH, i dobrze! Nie miał zamiaru się przed nikim płaszczyć ani odgrywać dziewczyny, już się musiał podpasować pod zabawę jakieś trzy razy a reszta prawie wcale. Jego kocięta duma nie mogła wytrzymać tego ani chwili dłużej, chociaż pewnie za trzy dni, znając kocięcą pamięć i tak wszyscy o sytuacji zapomną i będą się bawić dalej. Na razie jednak, kocurek zmarszczył nos, strzepnął puchatym ogonem i odszedł na bok pobawić się sam ze sobą, i dobrze! Będzie miał o wiele lepszą fabułę i zabawę bez całej reszty tej chołoty. Klapnął w kącie, macając łapą podłoże w miejscu, w którym pamiętał, że zostawił kilka kłębków mchu. Aha! Znalazł. Dokładnie pamiętał gdzie ostatnim razem zostawił swoje mszyste ofiary. I tak kicał nimi w miejscu mozolnie, ze złością powoli czując, jak oczy mu się napełniają czymś mokrym, a na policzkach występują wypieki. Zaraz pociągnął też nosem, przecierając łapą pysk. Nie mógł płakać przy innych bo wyglądałoby to tak, jakby przegrał i się przejmował. A on się przecież nie przejmował! Myślał całkiem klarownie i logicznie, to tylko ciało reagowało wbrew jego woli i było głupie i z jakiegoś powodu chciało go odkryć przed wszystkimi. Ze zirytowaniem i paniką w głowie, zajął się swoimi sprawami do momentu, aż nie przyszła mama. Zaraz, gdy tylko ją zobaczył podreptał doń mozolnie, lokując się w wygodnym ogonie i wygadując się ze wszystkiego co miało miejsce gdy jej nie było w pobliżu, budując sobie powoli mocną opinię skarżypyty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz