*kilka księżyców temu*
A to co za ciekawostka, wreszcie dostała kolejnego ucznia. Co prawda tylko tymczasowo, bo umiał już walczyć i polować, ale i tak. Problemów było kilka. Po pierwsze, delikwent, za którego miała świecić oczami, był byłym Klifiakiem, po drugie był tak wkurzający, że chciała wyrwać mu język, po trzecie właśnie został ojcem, więc przez cały czas rozpływał się i myślał tylko o nich nie mogąc skupić się na treningach. A to sprawiało, że była ich dwójka. Cierń nie musiała go za dużo uczyć, czyli przez większość czasu po prostu chodzili sobie rozmyślając o swoich problemach i innych sprawach. Sprawa Rokitnika i Żagnicy oraz tego srebrnego dziwadła, które wślizgnęło się do ich grupy niczym wąż, od którego miało imię, męczyła ją po nocach. Ciągle myślała tylko o tym. „Czy ona mnie zastąpi? Czemu jeszcze jej nie spławili? Jak mogą pozwalać jakiejś przybłędzie siedzieć razem z nimi?” to jedne z odłamków góry wątpliwości jaka aktualnie piętrzyła się w głowie Cierń. Przeżuwała kęs kosa patrząc się tępo przed siebie. Żagnica i Rokitnik poszli sobie gdzieś, pewnie znowu na ich „randkę” polegającą na wymyślanie na siebie najgorszych wyzwisk jednocześnie przytulając się gdzieś o zachodzie słońca. Nagle w pole jej widzenia wślizgnęła się srebrna pręgowana sylwetka.
- Cześć Cierń - powiedziała Żmija chyba starając się brzmieć przyjaźnie, jednak osiągnęła odwrotny efekt. Cierń poczuła się niczym zwierzyna. Coś czuła, że duże uszy kotki wyłapią każdy dźwięk będący oznaką niepokoju lub strachu. Do tego, kiedy tamta mówiła, łysa zwróciła uwagę na długie kły. Czy ma to odebrać jako atak? Czy ona też zginie poprzez ugryzienie Żmii? Lecz w przeciwieństwie do jej ojca nie będzie to żaden gad? Skąd ma wiedzieć co przyjdzie temu pchlarzowi do głowy. Szybko ogoniła te myśli. Umie się bić. Poza tym Żmija wydawała się typem bawiącym się swoją ofiarą.
- Co tu robisz? Chyba ogarnęłaś, że jesteś okropnie nieużyteczna? Czy pomóc ci w zakuciu tego w tym twoim małym móżdżku?
Chyba miałaś na myśli bezużyteczność. Jak szkoda, że nie potrafisz zapamiętać jak się wymawia jakieś słowo nawet jak masz je wypisane na pysku
Zacisnęła zęby. Ona nie miała prawa! Zamachnęła się łapą bez pazurów, lecz jej przeciwniczka uchyliła się. No tak. Ten cios nie był najlepszy.
Spokojnie koteczku - zaśmiała się zwiadowczyni uderzając ogonem w jej policzek i wbijając w nią swoje intensywnie żółte oczy. Co za kompromitacja! Dobrze, że tych dwóch mysich móżdżków tu nie ma, bo już by się spaliła ze wstydu. Uświadamiając sobie, że powinna zareagować po prostu wstała gwałtownie i odeszła bijąc ogonem na boki.
***
Starała się unikać tej Żmii najbardziej, jak tylko się dało. Na patrolach było to łatwe, gdyż była ona zwiadowczynią w przeciwieństwie do Cierń i jej znajomych, którzy byli wojownikami więc rzadko się mieszali. W codziennej rutynie też nie wchodziły sobie za bardzo w drogę. Miały oddzielne legowiska i oddzielne obowiązki. Problem był, kiedy Cierń chciała pogadać ze znajomymi. Rokitnik i Żagnica akceptowali charakter tej glisty więc mogła sobie siedzieć i gadać ile chciała a ona nie mogła nic z tym zrobić. Nowym nawykiem było więc zgłaszanie się do dodatkowych patroli albo dłuższe treningi z tym klifiakowym łamagą. Teraz właśnie wychodziła z obozu, żeby się przejść. No tak pogoda niezbyt sprzyjała. Upał i te sprawy. Ale dla kota bez futra był to naprawdę dobry klimat. Wszyscy narzekali na temperaturę i posklejane futro, podczas gdy ona aktualnie miała porę roku, w której nie musiała obklejać się roślinami (co nie znaczy, że i tak tego nie robiła. Po prostu przyklejała ich mniej). Wpadła na Rokitnika i swojego syna wracających z treningu. Posłała uśmiech w stronę Wiciokrzewa niosącego mysz w pysku.
- Wiciokrzew idź do obozu. Dorośli chcą pogadać - prychnął Rokitnik, na co przewróciła oczami. Jej syn skulił się trochę i umknął szybko w stronę obozu.
- Czego chcesz Rokitnik? - zapytała z udawaną ignorancją. Tak naprawdę każda interakcja z nim ją interesowała. Mimo wszystkiego co zrobił nadal była w nim zabujana. Nienawidziła siebie przez to. Czuła obrzydzenie. Do samej siebie. Wiedziała, że nie jest nią zainteresowany. A i tak pragnęła jego uwagi, jak jakiś żałosny kociak.
- Co jest między tobą a Żmiją? Masz do niej jakiś problem? Bo to zaczyna wkurzać i mnie i Żagnicę
- Problem? Ja nie mam problemu - miauknęła niezbyt przekonująco. Rokitnik przybrał jeden z tych uśmieszków, po których możesz poznać, że chyba jednak nie chcesz usłyszeć, co ma do powiedzenia.
- Podoba ci się co?
Aż się zakrztusiła.
- Że co?! - Ona i ten gad miałyby być razem? To chyba jakiś żart! Wojownik tylko parsknął i patrząc na nią znacząco, bez słowa się oddalił.
***
Ona miała być ze Żmiją? Żmija miała być jej partnerką? To niedorzeczne? Co nie…? Jej głowa aż dymiła od rozmyślania. Może rzeczywiście… Nie! Nie ma szans! Ona próbuje ją omamić! Nie! Nie! Nie! Koniec! Ona i Żmija nie będą razem! Nigdy!
- Co oni wszyscy sobie wymyślili?! - mamrotała, chodząc po obozie.
- Czy ty kiedykolwiek siedzisz cicho, czy ciągle coś piszczysz jak mysz? - usłyszała znienawidzony głos.
- Gdybyś tylko-
- Z wyrazami szacunku, nie obchodzi mnie to, szczurze
Przycisnęła córkę Anakondy do ziemi i położyła łapę na jej piersi. Ta jednak tylko uśmiechnęła się lekko. Czy to była kpina? Sukces? Ale jaki? Popatrzyła w jej żółte oczy, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Były tak… spokojne. Czy ona się zarumieniła? Nie… chyba nie…
Puściła zwiadowczynię i odeszła z miejsca. Musiała wszystko od nowa przemyśleć.
***
Rokitnik był ostatnio z jakiegoś powodu bardzo podirytowany. Tak, łatwo było go rozdrażnić, ale nigdy nie utrzymywało się to aż tak długo. Coś musiało być na rzeczy. Uznała, że najlepiej będzie go teraz unikać. Skąd ma wiedzieć jak będzie na nią reagował. Ona sama z resztą potrzebowała przemyśleć dużo rzeczy. W samotności. Zostawić za sobą gwar obozowiska. Uznała, że najlepiej będzie się udać do Śliwowego Gaju. Tam jej się myśli najlepiej. Co prawda raz nie wyszło to za dobrze… ale naprawdę potrzebowała odosobnienia. Nagle poczuła obecność innego kota. Rokitnik.
- Wszystko u ciebie w porządku? - rzuciła.
Z gąszczu krzaków wyszedł najeżony kocur.
- Czemu cię to w ogóle obchodzi?! Nadal aż tak ci na mnie zależy? Myślałem, że już sobie dałaś spokój. To jest żałosne
Zmarszczyła brwi.
- O co ci chodzi?
- Myślisz, że jestem głupi?! Że nie zauważyłem? Podobam ci się ja to wiem! Ale mi podoba się Żagnica. Nie ty. Nie potrafisz tego zrozumieć?! Nie podobasz mi się. Nigdy nie spodobałby mi się łysy szczur. Żadnemu kocurowi się nie spodobasz. Czemu nie potrafisz tego zrozumieć i po prostu pilnować własnego tyłka?!
Zrobiła krok w tył oszołomiona tym wszystkim. Co…?
„Żadnemu kocurowi się nie spodobasz.” dzwoniło jej w uszach. Niestety, zanim Rokitnik otrząsnął się z emocji i miał szansę się wytłumaczyć, Cierń już znikła.
***
Żadnemu kocurowi się nie spodobasz. Żadnemu…żadnemu… Miała już ponad sześćdziesiąt księżyców, a nadal nie znalazła miłości, której tak bardzo potrzebowała. Więc leżała tylko zwinięta w kłębek na swym posłaniu, jak kociak rozpaczający z powodu braku kotów do męczenia. Apatia na nowo jej się udzieliła. Skoro do tego czasu nikt jej nie pokochał… to już chyba nie ma szans. Ten czas chyba już minął. Odwiedzała ostatnio grób ojca. Brakowało jej go. Chciała jeszcze raz usłyszeć ten głos, wołający ją. Teraz była sama. Był Wiciokrzew, ale on nie był wsparciem. To ona musiała być silna dla niego. Żeby on czuł się dobrze. Żeby wyrósł na silnego wojownika. Żeby on miał lepsze życie. To ona musiała teraz wszystko dźwigać na swoich barkach. Podczas pobytu w obozie wielokrotnie Rokitnik próbował do niej podejść. Usuwała mu się po prostu z drogi. Jeżeli go kochała, musiała uszanować jego decyzję. Nie ważne jak bardzo to bolało. W sumie… czy ona go w ogóle kochała? Nieważne jak okrutnie to zabrzmi, ale dopiero to, co jej powiedział pomogło jej przestać o nim myśleć. Lub przynajmniej nie myśleć o nim w taki sposób. Bo nie chciała być żałosną porażką. Łysą pokraką. Wybrykiem natury. Nie przychodziła praktycznie do obozu. Nie chciała nikogo widzieć, słyszeć, rozmawiać. Siedziała w samotności aż ktoś się do niej nie przysiadł. Żagnica.
- Rokitnik naprawdę…
- Miał rację.
Żagnica spojrzał na nią, chyba nie wiedząc, co powiedzieć. Umiał ją wyśmiewać, nie pocieszać.
- Nie powinnam z nim być
- Nie. Nie powinnaś. Ale nikt przecież nie zastąpi nam szczura. Zawsze będziesz tą, która nas ratuje. Ale nie każ mi tego mówić przy Rokitniku, bo przysięgam spuszczę ci łomot mysi bobku!
Co dziwne, pomogło jej to. Nie było to normalne pocieszenie, ale jej wystarczyło. Te ptasie móżdżki to byli jej jedyni znajomi. I najlepsi.
***
Obudziła się w swoim posłaniu słysząc jakieś kłótnie. To często zdarzało się w Owocowym Lesie, ale coś jej mówiło, że lepiej jednak zobaczyć co się dzieje. Ostrożnie zeszła z drzewa i zobaczyła nastroszonych Żagnicę i Rokitnika. Oczy niektórych obserwatorów teraz powędrowały również w jej stronę.
- Och! Czyli taki masz gust, tak? Jednak lubisz kotki, co?
- Rokitnik, co ty do lisiego łajna wygadujesz?! Przecież to tylko znajoma! Kocham cię ty pchli móżdżku!
- Czyli nadal będziesz kłamał. Świetnie! Oboje możemy grać w tę grę - Rokitnik wyciągnął Żmiję z tłumu. Ta nie dawała nic po sobie poznać, ale Cierń podejrzewała, że była równie zdezorientowana, co każdy. - Skoro tak, Żmijo czy będziesz moją nową partnerką?
Członkowie społeczności wydali zduszony okrzyk zdumienia. Była samotniczka uśmiechnęła się, omiotła spojrzeniem zebranych i przysunęła się do boku kocura. No tego się nie spodziewała.
***
Od tamtego zamieszania minęło kilka dni. Żagnica chodził przygnębiony, a ona niezbyt miała jak mu pomóc, bo każdy kontakt z nim mógłby być uznany za potwierdzenie ich tajnego romansu. No to sobie ktoś wymyślił! Rokitnik ze Żmiją kiedy każdy inny widział starali się siedzieć w miarę blisko siebie, ale widać było że oni też są w tym wszystkim zagubieni. Nagle podeszła do niej Żmija.
- Hej Cierń. Chcesz iść dzisiaj później na spacer? Na razie muszę iść na patrol.
- Ta… może być - powiedziała niepewnie.
Już nie była do niej tak wrogo nastawiona, ale bez przesady! To nie tak, że już wszyscy żyją długo i szczęśliwie!
***
Po tym, jak zwiadowczyni wróciła z patrolu wyszły na spacer.
- Zamknij oczy.
- Czemu? - zapytała, marszcząc brwi.
- Po prostu zamknij oczy - syknęła podirytowana Żmija.
Skonfundowana wojowniczka zamknęła oczy i dała kotce się prowadzić. Po jakimś czasie chodzenia poczuła zimną, śliską nawierzchnię pod swoimi łapami. Otworzyła oczy. Siedziały na skrzydle upadłej gwiazdy.
- O ja… - wyszeptała patrząc na widoki. Niebo traciło ostatnie odcienie złota i przybierało barwę jasnego fioletu. Drzewa niedaleko szumiały rytmicznie. Czuła się magicznie. Chyba rozumiała, o co chodziło z aurą tego miejsca.
- Cierń…czy kiedykolwiek myślałaś o… relacji?
- Że partnerstwo? No tak. A co? - odpowiedziała, nie słuchając za bardzo. Za dużo rzeczy działo się na raz i nie potrafiła się skupić.
- No bo ja…
- O! Podoba ci się ktoś? No powiedz! Nie bądź taka! - przerwała jej, śmiejąc się.
Żmija popatrzyła na nią z uśmiechem.
- Nie! Cierń! Czekaj!
- Jeżeli chodzi ci o tą sprawę z Żagnicą, to musiała być jakaś plotka. On woli kocury. Poza tym, ja nie spodobam się żadnemu kocurowi. Mam za mało futra. Oni tego nie…
- Ale ja jestem kotką
Spojrzała na nią przez chwilę z wyrazem kompletnej dezorientacji. Nagle zarumieniła się, kiedy zdała sobie sprawę o co chodzi.
- Ja… nie… ten… bo… - w końcu przerwała i po prostu przytuliła się do partnerki. - A co z Rokitnikiem? - dodała po chwili.
- Spokojnie. On o wszystkim wie - Żmija przerwała na chwilę, po czym zapytała: - Kto ci nagadał o tym, że nie jesteś ładna?
- Ech… Rokitnik… ale on był po prostu zły, to nic takiego…
- Jasne nic takiego… - mruknęła Żmija, otulając ją swoim długim ogonem.
***
Rokitnik chyba był na patrolu, więc uznała, że spróbuje wyjść na krótki spacer z Żagnicą i jakoś go pocieszyć. W końcu musi mu być bardzo trudno.
- Jak to znosisz? - po pytaniu usłyszeli coś.
- Jak mogłeś! Jesteś wronim ścierwem! To jest to czym jesteś!
Oboje wiedzieli, że muszą tam iść. To nie są zwykłe rozmowy, które można mieć z każdym, po czym odejść w spokoju, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Ostrożnie wsunęli się w paprocie obok miejsca z którego dobiegał dźwięk. Ujrzeli kłócących się Rokitnika i Żmiję. Srebrna wysunęła pazury i wyskoczyła. Cierń szybko wyskoczyła z krzaków i wybiła zwiadowczynię z lotu.
- Cierń…? Co- Co ty tu robisz?
- Ratuję mojego przyjaciela.
- Zwyzywał cię! Zranił!
- Ale to nadal mój przyjaciel.
Była samotniczka położyła po sobie uszy ze strachu i podkuliła ogon.
- Ja…
- Później o tym porozmawiamy. Wracajmy do obozu.
***
Od tamtego incydentu minęło trochę czasu. Żmija przepraszała ją wiele razy i powyjaśniały już sobie trochę rzeczy. Rokitnik też nie był bardzo źle nastawiony. Po prostu jakby wszyscy uznali, że to się nie wydarzyło i po prostu zaczęli z tego żartować. Rokitnik i Żagnica się pogodzili. Cierń siedziała na swoim posłaniu na drzewie wojowników oczyszczając swoją skórę z kurzu. Usłyszała, że ktoś wspina się na drzewo. Podeszła do niej Żmija i splotła swój ogon z jej ogonem.
- Nie jesteś na mnie zła?
- Nie, wszystko dobrze. Chciałaś mnie tylko chronić. Tylko następnym razem rób to inaczej, a nie atakuj moich przyjaciół! - zaśmiała się.
- Ech… tak… to rzeczywiście lepszy pomysł…
*teraz*
Kochała Żmiję. To był nowy sens jej życia. Zasypiała wtulona w nią, budziła się wtulona w nią. Dzieliła z nią zwierzynę, chodziła na spacery, rozmawiała, śmiała się. Życie było piękne.
- Podaj mi to - miauknęła do partnerki, po rozsmarowaniu sobie żywicy na skórze.
Ta przyłożyła liść do jej skóry i przytrzymała chwilę. Coraz częściej musiała przyklejać nowe rośliny, bo przez temperaturę żywica okropnie szybko się topiła. Uśmiechnęła się i zetknęła się nosami ze srebrną, po czym polizała ją za uchem.
- Cierń… czy myślałaś o założeniu rodziny? - zapytała zwiadowczyni patrząc na nią wyczekująco.
Cierń uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Teraz dopiero będą żyć długo i szczęśliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz