Prychnął pod nosem. On? Umył? Chyba w jego snach. W zasadzie i tak nie capił jakoś mocno... Przecież nie tak dawno miał niemiły zaszczyt zostać wypucowany przez Sosnową Igłę, która świetnie się przy tym bawiła. Na szczęście później, gdy uwolnił się od swoich prześladowczyń, znalazł jakieś świństwo i się w nim wytarzał, by ukryć swój mało kocurzy zapach. Nie mógł znieść myśli, że w pewnym momencie ktoś to zauważy i będzie zwracał się do niego jak do baby. To godziło w jego dumę. Dlatego też dla niego smród był prawdziwą oznaką męstwa i odwagi. Jego zdaniem każdy wojownik powinien śmierdzieć, by było widać, że coś robi, a nie się leni.
— Nigdy... — rzucił tylko, nie wspominając mu o swoich przeżyciach z wodą. — Brzydzi cię zapach męstwa? Potu, krwi i ziemi? — parsknął. — Ale masz delikatny nosek. Ciekawe jak sobie poradzisz na wojnie, Migotku. Nie możesz się już tego doczekać? Będzie fajnie komuś tak wlać, co?
O tak... Już w zasadzie nie mógł się jej doczekać. Miał nadzieję, że wojna wybuchnie dość szybko i zginie w niej każdy, kto ośmielił się nadepnąć mu na odcisk. Trochę przez to był zazdrosny, ponieważ plan matki szedł idealnie tak jak sobie wymarzyła. Doprowadziła do tego, aby Klan Burzy rzucił się do gardła Mrocznej Gwieździe, a jego? Jego stał w martwym punkcie. Może to co niedługo się wydarzy będzie idealnym pretekstem, by też zacząć działać?
— Nie brzydzi, nawet pot i łajno jeszcze przeżyję, ale to jest po prostu... eh. Niehigieniczne? Dodatkowo smrodem tylko dajesz na przykład Sosnowej Igle znać, gdzie jesteś — powiedział Migotek. — Wojna brzmi... ciekawie, nie powiem. Od dawna mam chęć komuś przylać, mimo iż moje umiejętności są tylko na poziomie dopuszczalnym.
Niehigieniczne? Co on mu tu wmawiał? Sam był jak taka baba, skoro na każdy najmniejszy okruszek na swoim futerku reagował kręceniem nosem.
— Jakbym się umył to zaczęliby mnie wyzywać od bab — prychnął, jeżąc się na samą myśl. — O ja też... Nie wiesz jak bardzo mnie korci, by przeorać komuś pysk. Da się w sumie na treningach, ale wiesz jak to jest... Jeszcze się ktoś obrazi i będę mieć przesrane. — Przymknął oczy, bo zrobiło mu się ciepło przez obecność kocura obok siebie. Był lepszym ogrzewaniem niż taki mech, który zwykł nakładać na swój grzbiet.
Wojownik zmrużył lekko oczy, zerkając na niego ukrytego obok.
— Tsa... — mruknął rozmyślając o czymś, odwracając wzrok, a następnie ponownie zerknął na cętkowanego, uśmiechając się lekko z rozbawienia. — Wyglądasz jak kociak tak wtulony. — parsknął, zakrywając pysk łapą.
Otworzył oko, posyłając mu niezadowolone spojrzenie, krzywiąc dodatkowo swój pysk. Co takiego? On kociak? Niby z jakiej strony? I wcale przecież się w niego nie wtulał! To on go okrył ogonem! Sam wychodzi z inicjatywą, a teraz jeszcze zaprzeczał. No wiecie co... Kto tu niby zaprzeczał co do tego, że był kotką?
— Pff... Wcale nie. Sam się do mnie kleisz. I to nie pierwszy raz z resztą — przypomniał mu o tamtym pamiętnym treningu. — Jakbym się tulił do ciebie jak kociak, to zrobiłbym tak. — Przysunął się bardziej, kładąc łeb na jego piersi. — W sumie... Wygodny jesteś. Może zostanę dłużej — mruknął, chcąc mu zrobić tak na złość.
— A sam tu się wpierniczyłeś i zacząłeś zakopywać pode mną — mruknął czarny, krzywiąc się na wzmiankę o tamtej akcji. — Czyli teraz jesteś kociakiem, tak? — Spojrzał na niego jak na wariata. — I nie, póki ta zmora nie zaśnie, zostajesz. Jak pójdzie śnić o jakiś motylkach to idziesz na swoje miejsce. Jak nie, to zaprowadzę cię jak kociaka, za łapkę do niej i z czystą chęcią będę patrzeć jak się tobą zaopiekuje.
Prychnął na to, odklejając się od jego sierści, dając mu nieznaczną swobodę. Jakoś wzmianka o Sośnie i jej opiece spowodowała, że nie zamierzał z nim dyskutować. Wszystko co wiązało się z burą kocicą sprawiało, że aż się skręcał, a ochota na żarty znikała wręcz w natychmiastowym tempie.
— No już, już. Spokojnie. Tylko żartowałem. Co masz takiego kija w tyłku? — Przewrócił oczami, odwracając się do niego tyłem. — Powiedz mi kiedy uśnie.
Czy był obrażony przez te słowa? No może nieco. Nie zamierzał jednak zachowywać się jak mysi móżdżek i mówić co myślał. Na ten moment zależało mu na jednym. Ochronie przed tą wariatką. Szkoda tylko, że Aster musiał być... taki. Czasami jego zachowanie bardzo go irytowało, chociaż dostrzegał, że nieco darzył go sympatią? Inaczej nie pozwoliłby mu na takie swawole.
— Odsłaniasz się. — usłyszał jego syk, nie zauważając tego jego wzroku, jakby miał go zaraz zagryźć. Wojownik podniósł głowę, sprawdzając czy ktoś czasem nie zauważył jego obecności. Tylko Wścibski Nochal patrzyła na nich, a bardziej na Astra, jak na idiotę. Co się dziwić? Dwójka kocurów na jednym posłaniu... dość dziwne zjawisko. Dodatkowo, że jednym z nich był syn Ości, a drugim przybrany syn Motylego Trzepotu, z czego było wiadomo, że obie się zbytnio nie lubiły.
Usłyszał jak Astrowy Migot wydał z siebie po raz kolejny westchnięcie, po czym poczuł jak ten z obrzydzeniem, lekko przysunął go do siebie, patrząc na niego jak na łysą mysz i wracając zaraz do dalszej obserwacji. No... Szczerze to tego się po nim nie spodziewał. Nie skomentował jednak tej sytuacji, dalej będąc w tej samej pozycji i czekając aż Sosnowa Igła pójdzie spać. Uderzenia serca mijały, lecz nic się nie zmieniało. No poza tym, że wyczuł jak ten jego "męski" ochroniarz drży. Czyżby bura rzucała w ich stronę dziwne spojrzenia?
— Szczerze? To nie wygląda na to, aby miała zasnąć...
Słysząc raport Migotka, wykrzywił pysk. Tego mu tylko brakowało. No nic... Zawsze mógł posiedzieć przy Astrze dłużej. Już i tak nie posiadał godności, po tym jak zrobił z siebie pośmiewisko w obozie z inicjatywy właśnie tej wariatki. Liczyło się to, że miał przez chwilę od niej spokój i mógł nieco wypocząć, nie słysząc tego jej piskliwego głosu, który drażnił jego uszy.
— Kiedyś w końcu musi pójść spać. Nie będzie czatować całej nocy. Znudzi jej się. Nie martw się — zapewnił, wracając do czuwania z przymkniętymi powiekami.
Jakoś tak go znużyło. Ciepło, miły dotyk i poczucie bezpieczeństwa sprawiły, że pierwszy raz od dawna się zrelaksował. Powinno to być dla niego dziwne, ponieważ wojownik przeorał go kilka razy podczas treningu i po głosie jak i rzucanych przez niego spojrzeniach wiedział, że ten pewnie uważał go za bezwłosą larwę, która się go doczepiła. Mimo to... I tak nadal odczuwał spokój.
— Gdybyś był na moim miejscu, zdziwiłbyś się. Wygląda jakby jakieś pobudzacze wzięła, bądź kocimiętki się naćpała jak nie wiem co..! — Kocur skrzywił się mierząc wzrokiem burą, która chyba nie zauważyła jego lodowatych ślepi.
Parsknął na to cichym śmiechem. Cóż... To brzmiało jak Sosna. Chociaż nie widział, by kiedykolwiek coś ćpała. Dla niego była po prostu nienormalna. Praktycznie była taka odkąd pamiętał. Nic się nie zmieniła. Nic, a nic.
— To jakie widzisz wyjście z tej sytuacji skoro tak ci się śpieszy, by się mnie pozbyć? — zapytał, nadstawiając ucha, ukrywając swój niezbyt zadowolony ton. Nie chciał w końcu tak szybko wracać na zimny mech. To wiązało się z utraceniem bezpieczeństwa i skazaniem na ponowne na udawanie, że wszystko było dobrze.
— N-no chyba... Nie ma wyjścia — westchnął ciężko wojownik. — Czy to znaczy, że muszę z tobą się dzielić... p-posłaniem...? — ledwo wyksztusił z siebie, a następnie płożył uszy, jakby powoli godząc się ze swoim okropnym losem.
— Nie no... Możesz zawsze rzucić mnie jej na pożarcie — odpowiedział kąśliwie, dalej skierowany do niego tyłem. — Albo przeboleć to jak na kocura przystało i przestać się mazać jak jakaś kotka.
<Aster?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz