Tak... To było wspaniałe. Zanikające Echo jednak nie dała się stłamsić i w pewnym momencie zrzuciła dzieciaka, który się rozryczał. To był błąd. Widział jak Turkuć zaczyna mordować ją wzrokiem, rzucając do niej swoje groźby. Wojowniczka nic sobie jednak z tego nie zrobiła, tylko uciekła jak ostatni tchórz. Zaśmiał się na to pod nosem. Ah... Jak on jej nienawidził. Dobrze jej tak. Niech wie, że nikt jej tu nie chciał.
***
*Porą Nagich Drzew, bardzo dawno temu*
Rzucał śnieżkami z maluchem w Zdradziecką Rybkę. Musiał przyznać, że świetnie się bawili. Dzieciak miał cela, bo czasami udawało mu się idealnie trafić w pysk zdrajcy, lecz ten w pewnym momencie wstał i sobie poszedł ku ich niezadowoleniu, a zastępca widząc co wyprawiali, zwrócił im uwagę, gdy sam dostał pociskiem. To spowodowało, że skarcił kocię, które rozochocone dalej chciało kontynuować zabawę. Nie mogli przecież podpaść władzy, bo dostaną karę, a tego wolał uniknąć. Turkuć na szczęście przeprosił, a on wymyślił coś lepszego od dręczenia losowych wojowników.
Skierował kroki w stronę Paskudy, która spała w legowisku, udając że wcale nie słyszała co do niej mówił. Chciał, aby wstała i pokazała jak bezgranicznie się go słuchała, by zaszpanować przed malcem tym, że miał na własność taką potulną kotkę. Ta jednak... znów go irytowała. Nic więc dziwnego, że powiedział kociakowi, aby przyniósł śnieg. Skoro tak chciał się bawić, to nieco ją rozbudzą.
Turkuć zaczął zagarniać biały puch bliżej, a on chwycił ją za kark i przyciągnął do jej nowego dania. Ze śmiechem napakowali go jej do pyska, obserwując jak kocica już rozbudzona zaczyna się nim krztusić. Musiał ją jednak przytrzymać do ziemi, bo ta zaczęła się wyrywać, ukazując swój sprzeciw.
— Nie bój się Paskudo. To fajna zabawa, doceń ją. Podziękuj za posiłek — parsknął śmiechem.
Czekoladowa zaczęła kręcić łbem, nie zamierzając najwidoczniej zaspokoić ich sadystycznych skłonności. Już chciał ją zlać za to, lecz przerwało im wtargnięcie najmniej spodziewanej przez niego osoby.
— Nastroszona Łapo —Wywołała jego imię chłodno matka, z wściekłością łatwo wyczuwalną w głosie.
Słysząc TEN głos, który ewidentnie należał do Tulipanowego Płatku, spojrzał w jej stronę. Przełknął ślinę. Cholera! Zapomniał, że w klanie ktoś mógł ich zobaczyć! Zszedł z Paskudy, udając że wcale nie znęcał się nad nią z kocięciem, robiąc kilka kroków w jej stronę.
— O co chodzi? Nie jesteś na patrolu? Polowaniu? — zagadał, chcąc odwrócić jej uwagę od tego czego musiała być świadkiem.
W tym czasie nękana uczennica uciekła szybko głębiej do legowiska, ratując tak swoje życie. Turkuć spojrzał z wyrzutem na wojowniczkę, która przerwała im zabawę.
— Zepsułaś zabawę! Ja tu czekałem aż się bardziej poryczy! Pogromca uśmiechów dzieci.. — dzieciak zignorował to, że kotka jest od niego o wiele starsza i potraktował ją jak byle kogo.
Niebieska uniosła łeb, krzywiąc się z obrzydzeniem. Wysunięte pazury biły raz po raz po ziemię, a pysk zbliżyła do niego, by spojrzeć mu lodowato w oczy.
— Widzę, że przyszłam w doskonałym momencie. Nastroszona Łapo, możesz mi wytłumaczyć, dlaczego, jako potomek Klanu Gwiazdy, zadajesz się i uczysz czegoś takiego jakiegoś gówniarza, z którego matką rozprawię się zaraz. — Zerknęła na pomiot Dalii, marszcząc nos. — Masz mi coś do powiedzenia, młodzieńcze? — syknęła, stając przed synem, wciąż jeszcze nad nim górując, mimo tego, że porządnie urósł.
Starał się przybrać dostojną pozycję, by nie wypaść źle w oczach kocięcia, ale jak zawsze matka musiała przytłaczać go tą swoją... wielkością. Skrzywił się.
— Nie jestem żadnym potomkiem Klanu Gwiazdy! — odsyknął, strosząc się bardziej. — Kiedy to zrozumiesz?! Doskonale wiem, że puściłaś się z samotnikiem i to on jest moim tatą, a nie jakieś duszki! — prychnął do niej, po czym odpowiedział z łaski swojej na jej pytanie — A co mam powiedzieć? To moja sprawa co robię. Jestem już dorosły. A Paskuda... Paskuda to moja dziewczyna i się na to zgodziła.
— Powinnaś się nie wtrącać! To była tylko zabawa, którą zepsułaś! — warknął wściekły Turkuć, po czym rzucił się na łapę kotki, gryząc ją najmocniej jak umiał.
Matka spojrzała na dzieciaka jak na wijącą się larwę.
— Ktoś powinien nauczyć cię trochę szacunku, bo najwidoczniej matka tego nie zrobiła — Wyrwała swoją łapę, by przygnieść młodego kocura do ziemi z zdegustowaniem wymalowanym na pysku. Pozbywając się jednego problemu, spojrzała z rozczarowaniem na drugi.
— Uważaj na ton — mruknęła, by po odepchnięciu kocięcia na bok jak jakiś odpad, chwycić pysk syna i z wysuniętymi pazurami zacisnąć łapę, mierząc kocura ostrym spojrzeniem. — Ani się waż mówić w ten sposób do matki — warknęła groźnie, kładąc po sobie uszy. — Wychowałam cię lepiej niż to. Jesteś lepszy niż reszta, więc powinieneś się tak nosić, a nie zadawać z nic nie wartymi gówniarzami które mają mleko pod nosem. Chyba, że mam poprosić naszego lidera żeby cię przeniósł do żłobka, skoro znalazłeś sobie takie miłe towarzystwo? — zagroziła, unosząc brew. — A twojej dziewczynie szczerze współczuje takiego partnera. Żałosne. Już widzę, jak się zgodziła, teraz uciekając i z płaczem wypluwając śnieg. Skoro jesteś dorosły, zachowuj się jak dorosły, bo przez to, co teraz robisz przynosisz naszej rodzinie wstyd.
Jego matka była głupia! Dobrze Turkuć zrobił, że ją użarł, chociaż jej kolejne słowa i to jak go chwyciła, pozbawiły go odwagi. Gapił się na nią w szoku, czując jak serce mu przyspiesza. Nie wiedział jakim sposobem te jej słowa sprawiły, że oblał go wstyd. Nie zamierzał być żadnym kociakiem, on tu kończył prawie trening! To dopiero byłoby upokorzenie!
— J-ja nie chcę — miauknął, kładąc po sobie uszy i natychmiastowo tracąc tą pewność siebie. — I nie przynoszę wstydu. Ja tylko... — starał się wytłumaczyć, ale za bardzo nie wiedział jak. — Ja tylko robię to co chcę — rzucił w końcu. — Jestem dorosły i tak się zachowuje, tylko... uczyłem dzieciaka jak być kimś lepszym od innych. To nie jest żadna zbrodnia. A ty... ty nie powinnaś się w to wtrącać, bo... Bo to moja sprawa, a nie twoja i... i nie ma w tym żadnego wstydu. To ty przesadzasz! Dla ciebie to, że ktoś krzywo na kogoś spogląda to już do tego powód — wytknął jej to, machając ogonem i choć bardzo kusiło go cofnąć się, nie zrobił tego, by wyjść na tchórza, tylko zadowolony z tego jak jej nagadał, wbił oczy w te jej. I to był błąd, bo jego sierść tylko bardziej się uniosła. — Puść mnie mamo — burknął, odtrącając jej łapę, kierując swój wzrok gdzieś w bok, widząc jak Turkuć wgryza się w ogon wojowniczki. Ugh... Miał tupet, że był mały, bo ta by go zjadła.
Kotka tylko uniosła ogon, wyrywając go z zębów kociaka. Nadepnęła go tylną łapą, żeby dłużej jej nie przeszkadzał.
— Ten niewychowany bachor nie zasługuje, by zachowywać się jak ktoś lepszy. Nie mieszaj siebie z jego pokrojem. Chociaż jeśli wiesz, że możesz robić co chcesz i wybierasz coś takiego, może ty też na to nie zasługujesz — Skarciła go spojrzeniem. — Nie przesadzam. Twoja siostra jakoś potrafi się zachowywać — mruknęła, prostując się. — Jeśli nie zaprzestaniesz tej błazenady, naprawdę pójdę do lidera, żeby cię zdegradował. Wtedy będziesz miał mnóstwo czasu na takie dziecinne zabawy — dodała, zostawiając trzymanego wcześniej kociaka samemu sobie, by podejść bliżej do syna. Polizała go po głowie, poprawiając sierść. — Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej, jednak nie będę tolerowała takiego zachowania u mojego syna.
Jak to zdegradował?! Przecież to dopiero byłby dla niej wstyd, gdyby został na powrót kociakiem! Nie chciał! Nie mógł! Jego uszy ciaśniej przylgnęły do głowy, gdy ta podeszła, by poprawić mu sierść. Nie podobało mu się to, że robiła mu wstyd przed kocięciem, który miał szansę wyrosnąć na naprawdę wspaniałego wojownika, który będzie pokazywał, gdzie jest miejsce kotek w stadzie. Powinien się sprzeciwić matce, pokazać siłę, ale teraz czuł się słaby niczym kociak.
— Przepraszam, to się nie powtórzy i wiem... — miauknął tylko, nie chcąc spojrzeć jej w oczy. Uginał się przed nią, ale jakie inne miał wyjście? Właśnie żadne. — To odprowadzę go do matki — rzucił jeszcze, chcąc umknąć spod jej wzroku i na osobności wytłumaczyć Turkuciowi, że wcale to nie wyglądało tak jak myślał. Musiał wcisnąć mu jakiś kit.
— I nie garb się, skarbie — mruknęła na pożegnanie, patrząc jeszcze ukradkiem na Paskudę.
Dzieciak ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, słysząc jego przeprosiny. Uśmiechnął się do niego złośliwie.
— Tak, tak, Nastroszony na pewno już będzie grzecznym uczniem proszę pani — powiedział z sarkazmem, mając nadzieję, że kotka już im nie przeszkodzi.
Matka zmarszczyła brwi, słysząc słowa Turkucia.
— A ty się tak nie ciesz, bo z twoją matką też będę miała miłą, grzeczną rozmowę. — Po czym zostawiła ich samych.
Posłał kocięciu mordercze spojrzenie, prostując grzbiet, kiedy kotka odeszła.
— Ani waż się o tym komukolwiek mówić, bo skończysz martwy — syknął do niego.
Widział jak Turkuć wkurzył się mocno na słowa wojowniczki, ale już nic jej nie odszczekał.
— Myślałem, że jako szanujący się kocur nie będziesz tak prosto ulegać własnej matce! — rzucił do niego z pretensją.
— Nie ulegam jej! To był kit. — Machnął poddenerwowany ogonem. — Mam ją pod ogonem, wcale się nie boje jej gróźb, a te swoje słowa może wsadzić sobie wiesz gdzie. Zrobiłem to, bo... Bo później mi ryczy nad głową, wylewając łzy, jaki jestem dla niej niedobry. A zresztą nieważne, nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy — warknął do niego. — Wracasz do swojej matki.
Ugh... Miał dość już tego dnia... Bardzo szybko jego humor został zepsuty, a chęć na zabawy przeminęła z wiatrem.
<Turkuć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz