To naprawdę było dość nierozsądne wchodzić na teren, który należał do niego, a tym bardziej żebrać od staruchy żarcie. Zdegustowanie to mało powiedziane co czuł. Kocica wręcz ośmieliła zadrwić sobie z jego osoby, brudząc czystą zieloną trawę, swoimi usyfionymi łapami! I kto to miał niby później sprzątać? Rozejrzał się po terenie, ale na jej szczęście, nie dojrzał żadnych widocznych śladów ingerencji pieszczoszki, która wyglądała jakby tułała się już od wielu dni. Ta mizerna postawa nie budziła w nim ani grama współczucia. Bardziej odczuwał zdegustowanie jej osobą, a tym bardziej irytację zważywszy na fakt, że dostała się tu bez jego wiedzy! Kto pilnował jego ogrodu?! Czy naprawdę zatrudniał do tej roboty mysie móżdżki? A może stwierdzili sobie, że nikt rozsądny nie ośmieli się przekroczyć jego progów? Najwidoczniej się mylili, bo ta tutaj... Nic sobie z tego nie robiła. Na dodatek gapiła się na niego takim zdezorientowanym wzrokiem, jakby nawet go nie znała. To... To była chyba większa potwarz niż żebractwo.
— Wracaj do domu — zwrócił się do niewolnicy, która wyciągnęła w jego stronę łapska, chcąc najpewniej zabrać od brudaski. Może i by się zgodził, bo przebywanie obok niej, napawało go odrazą, ale musiał ją wyjaśnić. Inaczej wróci i będzie musiał ją zabić. Dlatego też umknął spod łap Dwunożnej, a ta machnęła na niego swoją bezwłosą łapą, znikając w domostwie. No. I tak miało być. Trzeba było trzymać tą istotę krótko.
Uśmiechnął się zadowolony pod nosem, bo kocica na pewno nie spodziewała się, że starucha go posłucha. Musiał jednak pozostawić w tyle przechwalanie się swoimi wpływami nad tą kobietą, bo miał ważniejszą rzecz do zrobienia.
Wysunął pazury, postępując kilka kroków do przodu w kierunku kocicy, przekrzywiając przy tym w bok swój łeb.
— Jak śmiałaś wejść na mój teren? Czy ci muchy wyżarły mózg? — prychnął, okrążając ją i patrząc na nią oceniającym wzrokiem. — I to w takim... stanie... Bogowie miejcie litość, co to ma znaczyć?! Kim jesteś?! Jeżeli to jakiś sposób na zwrócenie na siebie mojej uwagi, to udało ci się tego dokonać. — Strzepnął uchem, zatrzymując się w końcu i wbijając w nią dość wrogi wzrok.
Kocica zdawała się zaskoczona, że w ogóle za nią poszedł. Ale czego się spodziewała? Że jej tak o po prostu odpuści?
— Może mi wyżarły — wycedziła, przypatrując mu się tak, jakby obawiała się jakichś kroków z jego strony. I dobrze myślała. Czyli jednak nie była taka głupia jak przypuszczał. Mimo to, nawet jakby czmychnęła, to nie zostawiłby jej w spokoju. O nie. Nasłałby na nią swoje koty, by nieco ją obiły za karę.
Pieszczoszka na uwagę o wyglądzie zmarszczyła nosek, szybko się oglądając, tak jakby żartował. — Jeśli cię to tak uraziło, że weszłam na twój teren to... przepraszam — westchnęła, po czym zdobyła się na uśmiech chcąc mu pokazać, że nie ma potrzeby być wrogo nastawionym i mogą na spokojnie porozmawiać. — Jestem Cynamonka. — Usiadła i polizała swoją łapę. — I jestem tu tymczasowo. Nie miałam zamiaru zwracać na siebie niczyjej uwagi, no może poza uwaga dwunożnych — rzuciła żartobliwie. — Szukam pewnego kota, może go widziałeś? Burawy kocur średniego wzrostu, na imię ma Nico. Na szyi nosi niebieską obróżkę.
Tak. Teraz wiedział, że kotka w ogóle nie wiedziała z kim miała do czynienia. Gdyby chciała informacji od niego, lepiej by się do tego przygotowała. Wręcz wstydem było "przypadkiem" go spotkać i z nim rozmawiać, a nawet żądać pomocy.
Zmrużył oczy, wydając ze swojego pyska gardłowy pomruk.
— Naprawdę masz tupet by w taki sposób się do mnie zwracać. Widzę jednak, żeś nie obeznana z sytuacją w mieście, inaczej znałabyś moje imię i wiedziała jak prosić mnie o pomoc — prychnął. — Jestem Jafar — przedstawił się jej. — Każdy samotnik zna moje imię. Jesteś na terenie należącym do mnie. Ten ogród, to Gniazdo Wyprostowanej, ta cała okolica, po której chodziłaś, aby tu dotrzeć... To moje włości. Moje koty patrolują ten teren i naprawdę ktoś zapłaci za to głową, że w żaden sposób cię nie uświadomili o panujących tu zasadach. Czyli w skrócie... To ja tu rządzę, maleńka. Teraz, gdy tu jesteś... Mogę zrobić ci wszystko. Zabić, wyrwać język... Wiele, wiele strasznych rzeczy... Ale znaj moją łaskę. — Machnął łapą, unosząc wzrok ku niebu, jak gdyby nie zasługiwała na jego atencję. — Wracaj lepiej do swojego świata, bowiem tu panują inne zasady. Żaden samotnik nie powie ci nic o twoim przyjacielu. — Zaczął przyglądać się swoim pazurom znudzony. — Informacja tu jest na wagę złota. Chcesz wiedzieć co się z nim stało? Najpierw zapłać. — Uniósł się na łapy. — I uważaj, by cię ktoś po drodze nie złajdaczył. Takie zagubione piękności, szybko kończą jako ofiary. — Skierował na nią spojrzenie, oceniając że owszem... Kocica była niczego sobie.
<Cynamonko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz