bardzo dawno
Skrzywiła się mimowolnie, bo rzucane nieustannie przez rudego oskarżenia w pewnym stopniu zaczynały działać jej na nerwy. A z jej łagodnym obliczem i spokojnym do wszelkich spraw podejściem, wydawało się to wręcz absurdalne. Uniosła wyżej pysk, patrząc młodego beznamiętnie. Jako zastępczyni musiała zachować jakikolwiek profesjonalizm i podejść do całej tej sprawy sprawiedliwiej.
— Ciężko mi uwierzyć, by ktoś taki Zwęglony Kamień podniósł łapę na bezbronne kocię. To by było złamanie kodeksu wojownika i powinieneś to zgłosić równo z dniem, w którym się to zdarzyło. Co cię od tego powstrzymywało? Wolałeś zniszczyć mu życie groźbami, zamiast spróbować załatwić ten problem we właściwy sposób? — spytała. — Słuchaj Pszczół... Pożarze — poprawiła się, żeby chociaż na czas dyskusji zyskać jego sympatię. — Wydajesz się rozsądny, więc może i spróbuj się tak bardziej zachowywać? Bardzo chętnie szepnę Kamiennej miłe słówka na twój temat, tylko daj mi do tego powód.
Jego pomarańczowe ślepia wypełniła pustka. Taka, która natychmiastowo zasugerowała jej, że powiedziała coś nie tak i zaraz jej własne słowa zostaną wykorzystane przeciw niej. A sama nawet nie była zadowolona z tego, jaka kara została nałożona na ucznia. Zawadzał jej swoją obecnością i powodował drżenie sierści na karku.
— Trzy. Księżyce — powiedział głośno i wyraźnie. — Nie wiedziałem, że to złamanie kodeksu. A jak chciałem powiedzieć mamie, to Węgiel mnie zatrzymał. To była ta wielka groźba. "Powiem mamie". Nie będę przepraszać za to, że ten się tego przestraszył — wywrócił oczami, nie zmieniając wyrazu pyska. — Mam się zachowywać rozsądnie, mówisz? Odkąd jestem uczniem, siedzę cicho, prawie cały czas trenuję albo spędzam czas z siostrą i matką. Czy to zachowanie nie jest rozsądne? Kamienna Gwiazda, cofając mnie do rangi kociaka, niemalże narzuca mi to, że mam się cofnąć w rozwoju. Owszem, mogę się tak zachowywać, jednak wątpię, że komukolwiek wyszłoby to na dobre.
Westchnęła. Ciężko było stwierdzić, czy kocur jest szczery, czy to mały, podły manipulant.
Była bardziej skłonna uwierzyć drugiej wersji, ale nie powiedziała tego wprost. Wydawał się cwany, co sprawiało, że nie umiała wyobrazić go sobie jako głupie kocię. Według niej od początku był zaradną istotą i gdyby tylko chciał, mógłby wpaść na coś znacznie inteligentniejszego niż jego ówcześni rówieśnicy.
Musiała być jednak miła, by gdy przyjdzie czas jej kadencji, uniknie zbędnych wrogów. Bo tych, którzy stanowią największe wrzody na dupie, śmierć zabiera ostatnia. Czuła, że z nim będzie użerać się aż do własnego końca.
— Słuchaj, w takim przypadku naprawdę przykro mi. Musisz jednak wiedzieć, że nie mając innych świadków ciężko jest uwierzyć w twoją niewinność. Najwyraźniej trzeba będzie Kamienną Gwiazdę przekonać do ciebie. Posiedź tu, chociaż księżyc i nie zmajstruj nic przez ten czas, a pogadam z nią i wrócisz do normalności — zagwarantowała, choć wiedziała, że ten okres czasu będzie jej się niezwykle dłużył. — Cieszę się, że ładnie bawisz się z moim synem, więc będzie to informacja na plus — dodała niechętnie, bo ich znajomość bardzo jej się nie podobała. Taki duet zwiastował dla niej kłopoty wychowawcze.
— Oh, ale niewinność Węgla zaraz została uznana za tą jedyną prawdę, co? — prychnął, a jego wibrysy zadrżały. — Już widzę jak ci przykro. Już widzę, jak wszystkim przykro... — mruknął, już ciszej, kładąc po sobie uszy. Jego smutny wyraz pyska jej nie przekonywał. Dla niej był to wilk w owczej skórze. — Diament też jest niezłym ziółkiem z tego słyszałem. — Zadrżała, gdy wymienił imię jej córki. Poczuła ciarki rozchodzące się wzdłuż jej grzbietu i ugryzła się w język, powstrzymując się od nazbyt szczerej uwagi. — Ciekawe czy będziesz tak łagodna, jak ktoś pójdzie na skargę na nią, gdy ta będzie uczniem i będzie miała dostać karę. Ale tak, sprawiedliwość wtedy będzie wyglądała inaczej. Wiesz czemu? Bo nie jest córką Rozżarzonego Płomienia, a uwielbianej zastępczyni — westchnął głęboko. — Jelonek to ciekawy kociak. Nie lubię dzieci, ale ten jest całkiem miły — przyznał krótko.
Przewróciła oczami, starając się nie myśleć o wybrykach jej dziecka, za które wstydziła się pewnie bardziej niż ona sama. A jednocześnie bardzo nie podobało jej się kolejne zdanie, które padło z pyska rudzielca. Dlaczego tak interesował go jej syn? Miała to odebrać za groźbę. Ścisnęła pysk w cienką linę, unikając skrzywienia.
— Pochodzenie się nie liczy. Każdy jest traktowany tak samo. Gdyby inni gardzili tobą, tylko przez to, że jesteś synem Rozżarzonego Płomienia, to byłoby to samo, co rasizm. Ty niczemu nie zawiniłeś, tylko twój ojciec, który zresztą stara się zmienić — mruknęła. — Tak, Jelonek... Najwyraźniej bardzo cię polubił.
Żałowała, że to powiedziała. Starała się nie akceptować ich pozytywnie wyglądającej relacji, a mówiąc to, poczuła się, jakby przyznała się do porażki.
— A jednak. Ja zostałem cofnięty do żłobka, a Zwęglony Kamień poklepany po łebku, wytulony i pochwalony za odwagę, że w końcu się przyznał, że nie mógł sobie poradzić z 20 księżyców młodszym kocięciem, które walnął i bał się konsekwencji. I powiesz mi, że to nie to samo co rasizm? Błagam, przecież mam mózg i oczy — mruknął znowu, opuszczając łeb jak zbity pies. — A Jelonek... miło mi to słyszeć. Mało kto mnie lubi w klanie, to... miła odmiana — miauknął. T
Tygrys westchnęła cicho, coraz bardziej zniechęcona do rozmowy z nim. Nie wiedziała już, co mówić, bo jakkolwiek by nie skłamała, ten i tak jej nie uwierzy. A szczerze gadanie, że nie sprawia dobrego wrażenia i najchętniej wywaliłaby go ze żłóbka na środek obozu, w niczym by nie pomogło.
— Przykro mi, ale nie zrobię z tym nic. Kamień ot tak nie zwolni cię z kary, nawet jeśli powiem jej, że magicznie nawróciłeś się w jedną noc. Musisz to znieść i tyle. Wiem, że ciężko będzie ci nadrobić ten stracony czas, który mogłeś poświęcić na trening — rzekła. Taka taktyka wydawała się jedyną sensowną opcją w tej sytuacji. Wykazywać zrozumienie, a jednocześnie nie ulegać w pełni jego nastawieniu. — Postaraj się, chociaż, by Kamień nie miała powodów do przedłużenia go — mruknęła.
— Ciężko mi uwierzyć, by ktoś taki Zwęglony Kamień podniósł łapę na bezbronne kocię. To by było złamanie kodeksu wojownika i powinieneś to zgłosić równo z dniem, w którym się to zdarzyło. Co cię od tego powstrzymywało? Wolałeś zniszczyć mu życie groźbami, zamiast spróbować załatwić ten problem we właściwy sposób? — spytała. — Słuchaj Pszczół... Pożarze — poprawiła się, żeby chociaż na czas dyskusji zyskać jego sympatię. — Wydajesz się rozsądny, więc może i spróbuj się tak bardziej zachowywać? Bardzo chętnie szepnę Kamiennej miłe słówka na twój temat, tylko daj mi do tego powód.
Jego pomarańczowe ślepia wypełniła pustka. Taka, która natychmiastowo zasugerowała jej, że powiedziała coś nie tak i zaraz jej własne słowa zostaną wykorzystane przeciw niej. A sama nawet nie była zadowolona z tego, jaka kara została nałożona na ucznia. Zawadzał jej swoją obecnością i powodował drżenie sierści na karku.
— Trzy. Księżyce — powiedział głośno i wyraźnie. — Nie wiedziałem, że to złamanie kodeksu. A jak chciałem powiedzieć mamie, to Węgiel mnie zatrzymał. To była ta wielka groźba. "Powiem mamie". Nie będę przepraszać za to, że ten się tego przestraszył — wywrócił oczami, nie zmieniając wyrazu pyska. — Mam się zachowywać rozsądnie, mówisz? Odkąd jestem uczniem, siedzę cicho, prawie cały czas trenuję albo spędzam czas z siostrą i matką. Czy to zachowanie nie jest rozsądne? Kamienna Gwiazda, cofając mnie do rangi kociaka, niemalże narzuca mi to, że mam się cofnąć w rozwoju. Owszem, mogę się tak zachowywać, jednak wątpię, że komukolwiek wyszłoby to na dobre.
Westchnęła. Ciężko było stwierdzić, czy kocur jest szczery, czy to mały, podły manipulant.
Była bardziej skłonna uwierzyć drugiej wersji, ale nie powiedziała tego wprost. Wydawał się cwany, co sprawiało, że nie umiała wyobrazić go sobie jako głupie kocię. Według niej od początku był zaradną istotą i gdyby tylko chciał, mógłby wpaść na coś znacznie inteligentniejszego niż jego ówcześni rówieśnicy.
Musiała być jednak miła, by gdy przyjdzie czas jej kadencji, uniknie zbędnych wrogów. Bo tych, którzy stanowią największe wrzody na dupie, śmierć zabiera ostatnia. Czuła, że z nim będzie użerać się aż do własnego końca.
— Słuchaj, w takim przypadku naprawdę przykro mi. Musisz jednak wiedzieć, że nie mając innych świadków ciężko jest uwierzyć w twoją niewinność. Najwyraźniej trzeba będzie Kamienną Gwiazdę przekonać do ciebie. Posiedź tu, chociaż księżyc i nie zmajstruj nic przez ten czas, a pogadam z nią i wrócisz do normalności — zagwarantowała, choć wiedziała, że ten okres czasu będzie jej się niezwykle dłużył. — Cieszę się, że ładnie bawisz się z moim synem, więc będzie to informacja na plus — dodała niechętnie, bo ich znajomość bardzo jej się nie podobała. Taki duet zwiastował dla niej kłopoty wychowawcze.
— Oh, ale niewinność Węgla zaraz została uznana za tą jedyną prawdę, co? — prychnął, a jego wibrysy zadrżały. — Już widzę jak ci przykro. Już widzę, jak wszystkim przykro... — mruknął, już ciszej, kładąc po sobie uszy. Jego smutny wyraz pyska jej nie przekonywał. Dla niej był to wilk w owczej skórze. — Diament też jest niezłym ziółkiem z tego słyszałem. — Zadrżała, gdy wymienił imię jej córki. Poczuła ciarki rozchodzące się wzdłuż jej grzbietu i ugryzła się w język, powstrzymując się od nazbyt szczerej uwagi. — Ciekawe czy będziesz tak łagodna, jak ktoś pójdzie na skargę na nią, gdy ta będzie uczniem i będzie miała dostać karę. Ale tak, sprawiedliwość wtedy będzie wyglądała inaczej. Wiesz czemu? Bo nie jest córką Rozżarzonego Płomienia, a uwielbianej zastępczyni — westchnął głęboko. — Jelonek to ciekawy kociak. Nie lubię dzieci, ale ten jest całkiem miły — przyznał krótko.
Przewróciła oczami, starając się nie myśleć o wybrykach jej dziecka, za które wstydziła się pewnie bardziej niż ona sama. A jednocześnie bardzo nie podobało jej się kolejne zdanie, które padło z pyska rudzielca. Dlaczego tak interesował go jej syn? Miała to odebrać za groźbę. Ścisnęła pysk w cienką linę, unikając skrzywienia.
— Pochodzenie się nie liczy. Każdy jest traktowany tak samo. Gdyby inni gardzili tobą, tylko przez to, że jesteś synem Rozżarzonego Płomienia, to byłoby to samo, co rasizm. Ty niczemu nie zawiniłeś, tylko twój ojciec, który zresztą stara się zmienić — mruknęła. — Tak, Jelonek... Najwyraźniej bardzo cię polubił.
Żałowała, że to powiedziała. Starała się nie akceptować ich pozytywnie wyglądającej relacji, a mówiąc to, poczuła się, jakby przyznała się do porażki.
— A jednak. Ja zostałem cofnięty do żłobka, a Zwęglony Kamień poklepany po łebku, wytulony i pochwalony za odwagę, że w końcu się przyznał, że nie mógł sobie poradzić z 20 księżyców młodszym kocięciem, które walnął i bał się konsekwencji. I powiesz mi, że to nie to samo co rasizm? Błagam, przecież mam mózg i oczy — mruknął znowu, opuszczając łeb jak zbity pies. — A Jelonek... miło mi to słyszeć. Mało kto mnie lubi w klanie, to... miła odmiana — miauknął. T
Tygrys westchnęła cicho, coraz bardziej zniechęcona do rozmowy z nim. Nie wiedziała już, co mówić, bo jakkolwiek by nie skłamała, ten i tak jej nie uwierzy. A szczerze gadanie, że nie sprawia dobrego wrażenia i najchętniej wywaliłaby go ze żłóbka na środek obozu, w niczym by nie pomogło.
— Przykro mi, ale nie zrobię z tym nic. Kamień ot tak nie zwolni cię z kary, nawet jeśli powiem jej, że magicznie nawróciłeś się w jedną noc. Musisz to znieść i tyle. Wiem, że ciężko będzie ci nadrobić ten stracony czas, który mogłeś poświęcić na trening — rzekła. Taka taktyka wydawała się jedyną sensowną opcją w tej sytuacji. Wykazywać zrozumienie, a jednocześnie nie ulegać w pełni jego nastawieniu. — Postaraj się, chociaż, by Kamień nie miała powodów do przedłużenia go — mruknęła.
<Pożar?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz