Żywica wpadł do lasu zaraz po Barwnikowej Łapie. Pomimo że tamten do najchudszych nie należał i tak okazał się szybszy od liliowego. Ledwo nadążając za starszym, starał się go nie stracić z oczu, choć coraz bardziej oddalająca się postać czarnego kocura mu tego nie ułatwiała. Zdyszany przystanął na chwile, by złapać oddech. Z niepokojem zauważył, że nigdzie na horyzoncie nie widać było Barwinka. Nerwowo się rozejrzał za charakterystyczną sylwetką, lecz po tamtym nie było śladu. Widząc niedaleko kremowego kocura, podbiegł do niego, nie chcąc by ich kawał się zepsuł.
— I gdzie te lisy? — mruknął zdziwiony Miodowa Łapa, rozglądając się uważnie.
Spanikowany z lekka Żywica przełknął ciężko ślinę. Musiał improwizować.
— Gd-dzieś tu-tutaj na pewno-o — odpowiedział starszemu, rozpaczliwe szukając Barwinka wzrokiem. — Ch-hodźmy-y trochę da-alej
Nagle do ich nozdrzy wpadł nieprzyjemny, ostry zapach, który mógł oznaczać tylko jedno.
— Lis! — pisnął Żywica przerażony.
Zaraz, przecież to miał być tylko kawał, skąd tu się wziął najprawdziwszy lis, panikował w myślach liliowy.
— Musimy go przegonić — stwierdził Miodek, ruszając w stronę tego smrodu.
Spanikowany Żywica ruszył za nim, mając nadzieję, że Barwinkowej Łapie udało się ominąć leśnego wroga. Pędzili przed siebie, zbliżając się coraz bardziej do źródła zapachów. Z każdym krokiem syki i odgłosy walki stawały się coraz głośniejsze, co niepokoiło obydwóch uczniów. Właśnie ktoś z ich klanu toczył walkę sam na sam z lisem, a sądząc po jękach zdecydowanie jej nie wygrywał. Przeskoczyli sprawnym susem porozrzucane gałęzie będąc co raz bliżej rozgrywającej się bitwy.
— Bar-barwinkowa Łapo? — jęknął Żywiczna Łapa na widok zjeżonego przyjaciela koło lisa.
Czuł zapach krwi, ale przez ten cały chaos i panikę nie mógł ustalić czy to lisa czy czarnego kocura. Miodowa Łapa wskoczył na niespodziewającego się niczego rudzielca i dotkliwie ugryzł go w kark. Barwinek widząc współklanowiczów, rzucił się w stronę lisa i przejechał mu pazurami po pysku. Tylko Żywiczna Łapa stał przerażony, nie mogąc się nawet ruszyć. Nawet się nie zorientował, gdy sprawca tego całego zamieszania uciekł w popłochu.
— Żywiczna Łapo, ej Żywica — mruknął Miodek, szturchając go w bark. — Wracamy do obozu, musimy o tym poinformować Lisią Gwiazdę
Liliowy kiwnął łebkiem w odpowiedzi i podążył za kocurami. Czuł się źle z tym, że nie zareagował jak Miodowa Łapa i nie rzucił się Barwinkowi na pomoc. Snuł się za nimi, czując się niegodny podążania koło uczniów.
* * *
Żywica, znany już pod imieniem Żywicznej Mordki przechadzał się po obozie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Widząc czarnego kocura siedzącego niedaleko legowiska uczniów, spuścił uszy. Wiedział, że mógłby zaproponować Barwinkowej Łapie wspólne polowanie, czy zrobienie komuś kawału, choć ostatnio nie skończyło się to dla nich za dobrze, ale czuł się źle z tym jak to wszystko się potoczyło. To Barwinek powinien zostać wojownikiem, a nie on. To tamten walczył dzielnie z lisem, zamiast gapić się jedynie na toczącą się walkę jak liliowy. Napotkawszy się ze spojrzeniem syna Koziej Nóżki, szybko odwrócił łeb w inną stronę. Nie chciałby, żeby tamten odkrył, że go unika od ich ostatniego spotkania. Jednak słysząc zbliżający się do niego tupot łap, wiedział, że chyba od tego spotkania się już nie wykręci.
— Co tam Żywiczna Mordko? — rzucił czarny, siadając koło niego.
<Barwinkowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz