Liczył, że Szyszka weźmie ze sobą jakiegoś starszego kota. Sam nie mógł z nią iść, bo co by inni sobie pomyśleli? Przecież to jeszcze uczennica. A teraz miał na głowie dwójkę uczniów, co prawda starszych i posiadających już trochę doświadczenia, ale nadal uczniów. Dobrze, że nie wzięła Osta. Bury kocur pewnie cały czas patrzyłby na niego krzywo i komentował jego, hm… wątpliwe umiejętności łowieckie. A tak miał przed sobą dwójkę uczniów i bardzo chciał, by oboje patrzyli na niego jak na świetnego, doświadczonego wojownika. Uśmiechnął się nieco bezczelnie. Jego ego zostało połechtane. ― W takim razie chodźmy ― powiedział wojownik, mierząc od łap po czubek nosa Gągoła. Hm, uczniak nie był w typie kota, który mógłby coś zbroić. Chyba. Miał taką nadzieję. Nie czekając na Sokoła, Szyszka rzuciła się do wyjścia z obozu. Musiał naprawdę się postarać, żeby za nią nadążyć. „Jakim cudem ona ma na wszystko tyle energii?” ― zastanawiał się jak przez mgłę.
― Uwielbiam polować! ― zaśmiała się Szyszka, pędząc przed siebie. Sokół i Gągoł dogonili ją i przez moment wszyscy biegli w zwartym szyku. Sokół odetchnął głęboko. Jego łapy rytmicznie
uderzały o ziemię, wieczorne powietrze dostawało się do nozdrzy. Co z tego, że nie był najlepszy w
polowaniach? Uwielbiał to robić i miał nadzieję, że przekaże tej dwójce uczniów, zwłaszcza Szyszce, jakąś wartościową lekcję. Chociaż z jego umiejętnościami, których zwykle nie bardzo chciało mu się praktykować…
Szyszka zatrzymała się gwałtownie, a Sokół wraz z Gągołem pół uderzenia serca później. O dziwo nie zmęczył się biegiem jakoś zbytnio, co było do niego zupełnie niepodobne.
― Uwielbiam polować! ― zaśmiała się Szyszka, pędząc przed siebie. Sokół i Gągoł dogonili ją i przez moment wszyscy biegli w zwartym szyku. Sokół odetchnął głęboko. Jego łapy rytmicznie
uderzały o ziemię, wieczorne powietrze dostawało się do nozdrzy. Co z tego, że nie był najlepszy w
polowaniach? Uwielbiał to robić i miał nadzieję, że przekaże tej dwójce uczniów, zwłaszcza Szyszce, jakąś wartościową lekcję. Chociaż z jego umiejętnościami, których zwykle nie bardzo chciało mu się praktykować…
Szyszka zatrzymała się gwałtownie, a Sokół wraz z Gągołem pół uderzenia serca później. O dziwo nie zmęczył się biegiem jakoś zbytnio, co było do niego zupełnie niepodobne.
― Masz doświadczenie w bieganiu, czy jak? ― zachichotała Szyszka. „Właśnie, czy mam doświadczenie w bieganiu?”, zastanowił się z rozbawieniem Sokół. Raczej nie. Ale czarna uczennica zasługiwała na inną, zgodną z prawdą odpowiedź.
― Powiedzmy, że zdarza mi się spóźniać na patrole ― powiedział i poczuł, że zalewa go fala wstydu ― No dobra, zaczynamy? Zwierzyna sama się nie złapie.
Złotooka kotka upadła do pozycji myśliwskiej. Sokół wciągnął powietrze i poczuł zapach
jaszczurki. Miał zamiar skoczyć na nią i wgryźć się w jej grzbiet, ale Szyszka go uprzedziła. Po chwili wróciła z drobnym, szarym zwierzątkiem zwisającym z pyska. Sokół poczuł jakiś respekt przed uczennicą. Szyszka była całkiem dobrym łowcą. „Ale nie lepszym niż ja”, pomyślał z rozbawieniem. Zmrużył oczy.
― Teraz ty ― zamruczała Szyszka. Wyglądała na naprawdę dumną z siebie. Skinął szorstko głową, udając poważnego i skupionego. Przypadł do pozycji myśliwskiej i spiął wszystkie mięśnie. Jego serce zabiło szybciej, gdy wyczuł zapach myszy. Każdy włos na jego skórze jeżył się z chęci poderwania się z ziemi i wbicia kłów w szyję potencjalnej zdobyczy. Już niemal czuł na języku cierpki smak krwi…
Tak się jednak nie stało. Szare zwierzątko, wyczuwszy kota, odrzuciło trzymany w łapkach kawałek łupinki i pognało przed siebie. Sokół spoglądał zażenowany na Gągoła i Szyszkę. Gągoł zagryzał dolną wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Szyszka stała wyprostowana, z opuszczonym ogonem. W jej żółtych oczach lśniło zaskoczenie i może lekki zawód? Sokół nie wiedział. Czuł zakłopotanie, a później gwałtowny napływ wstydu. Modlił się w duchu, aby ktoś w końcu przerwał tę kamienną ciszę.
― He, he, he… ― zaśmiał się nieswojo ― Ta myszka chyba się śpieszyła na jakiś patrol.
jaszczurki. Miał zamiar skoczyć na nią i wgryźć się w jej grzbiet, ale Szyszka go uprzedziła. Po chwili wróciła z drobnym, szarym zwierzątkiem zwisającym z pyska. Sokół poczuł jakiś respekt przed uczennicą. Szyszka była całkiem dobrym łowcą. „Ale nie lepszym niż ja”, pomyślał z rozbawieniem. Zmrużył oczy.
― Teraz ty ― zamruczała Szyszka. Wyglądała na naprawdę dumną z siebie. Skinął szorstko głową, udając poważnego i skupionego. Przypadł do pozycji myśliwskiej i spiął wszystkie mięśnie. Jego serce zabiło szybciej, gdy wyczuł zapach myszy. Każdy włos na jego skórze jeżył się z chęci poderwania się z ziemi i wbicia kłów w szyję potencjalnej zdobyczy. Już niemal czuł na języku cierpki smak krwi…
Tak się jednak nie stało. Szare zwierzątko, wyczuwszy kota, odrzuciło trzymany w łapkach kawałek łupinki i pognało przed siebie. Sokół spoglądał zażenowany na Gągoła i Szyszkę. Gągoł zagryzał dolną wargę, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Szyszka stała wyprostowana, z opuszczonym ogonem. W jej żółtych oczach lśniło zaskoczenie i może lekki zawód? Sokół nie wiedział. Czuł zakłopotanie, a później gwałtowny napływ wstydu. Modlił się w duchu, aby ktoś w końcu przerwał tę kamienną ciszę.
― He, he, he… ― zaśmiał się nieswojo ― Ta myszka chyba się śpieszyła na jakiś patrol.
<Szyszko? Daj mu korepetycje z polowania >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz