Z opowieści Cuchnącej Łapy mógł śmiało stwierdzić, że Ryjówkowy Urok była naprawdę specyficzną mentorką. Jednak czy to znaczyło, że gorszą? Była po prostu inna, inna od wszystkich kotek, którym zależało na czymś więcej niż napchaniu swojego brzucha. Ryjówkowy Urok była łatwiejsza do zrozumienia dla czekoladowego kocura, a poza tym całkiem nawet ją lubił. Głównie dlatego, że nie była uprzedzona do swojego ucznia, jak i samego asystenta medyka. W dodatku wydała na świat małego brązowego kocurka i należycie się nim opiekowała.
— Ja myślę, że to dobrze… — wyznał kładąc po sobie uszy, gdy Śledź oznajmił, że Klan Nocy go doceni, jeśli będzie jeszcze więcej jeść. Wątpił, że taki dzień nadejdzie, a wręcz bał się, że czeka go kara za jego obżarstwo. — W końcu, gdybyśmy żyli bliżej ich to mogliby zaszkodzić klanowi. — Posmutniał. — Raz miałem okazję widzieć jednego Wyprostowanego w okolicach plaży. Dla zabawy skakał po ziołach, które chciałem zebrać dla chorych. Lepiej trzymać się od nich z daleka Śledziu. Nawet jeśli jedzenie tak jak mówisz jest u nich dosłownie wszędzie.
***
Bardzo dużo się działo w Klanie Nocy. Koty się rodziły i odchodziły. Kocięta były mianowane na uczniów, a uczniowie na wojowników, by w końcu udać się na zasłużony odpoczynek do legowiska starszyzny. Liderzy i zastępcy zmieniali się, co niekoniecznie uznawał za dobry znak. Lepiej by było, gdyby ten sam lider i zastępca byli przez jego większość życia. A z tego co słyszał od starszych kotów, częste zmiany liderów w Klanie Nocy to było coś do czego na dobrą sprawę większość już przywykła. Wystarczyło spojrzeć na ich bierne reakcje czy też sprzeciwy. No może nie licząc Makowego Pola, która ewidentnie jako jedna z nielicznych nie kryła się, że nie jest zadowolona z wyboru nowego, od dłuższego czasu wyczekiwanego zastępcy.
Również chorych jak zwykle przybywało wraz z nowym sezonem, często do niego zgłaszały koty, którym stadia choroby rozwinęły się tak bardzo, że dziwił się jak starały się go przekonać, że to zwyrodnienie to pojawiło się dopiero wczoraj. Tym razem nie nakrzyczał na pacjentkę, którą okazała się być Kawcze Serce. Może miała zbyt dużo na głowie, albo tak jak inne kotki zwlekała z przyjściem do medyków, bo nie chciała, aby to właśnie Topikowa Głębina się nią zajął. Niestety, dla niej i reszty czarno-białych kotów, Strzyżykowy Promyk znowu zostawiła go samego, tak też koty w legowisku medyka były niestety skazane na syna Źródlanego Dzwonka. Sama liderka do nich należała, a jej spojrzenie tylko bardziej dołowało asystenta medyka, kiedy kocica wierciła mu dziurę w plecach swoimi zielonymi ślepiami.
Następnym kotem w kolejności po siostrzenicy liderki, jak i liderce była Pylista Burza. Musiał się z nią inaczej porozumieć, w końcu Pył od pandemii czerwonego kaszlu była niema. Na szczęście dzięki zdobytej wiedzy, dość szybko pojął, że liliowej doskwiera ból stawu. Również szybko przyszło mu zajęcie się pacjentem, jak się okazało ostatnim dzisiejszego dnia. Pozostawało mu już tylko posprzątać i miał wolne. Jednak nim udał się na spoczynek, postanowił zajrzeć do legowiska starszyzny. I dobrze zrobił, bo jak się okazało Trzcinowy Sadzawka zatruł się kolejny raz nieświeżą piszczką. Nie wyglądało to na przypadek, a wręcz na działanie z premedytacją.
***
Wzrok miał utkwiony w odlatującym kluczu żurawi. To był znak, że Pora Nagich Drzew jest coraz bliżej niż mogło się wydać. Miał nadzieję, że i tym razem okaże się być łagodna, a zarazem liczył na to, że gruba warstwa lodu skuje rzekę, tak aby z łatwością mógł przemieszczać się między wysepkami, a stałym lądem.
— Topiku, spójrz co mam!
Odwrócił się w stronę Cuchnącego Śledzia, który przerastał go masą dwukrotnie, a może nawet i trzykrotnie, jak nie więcej! Nie przypominał ani trochę tego małego odtrąconego kociaka, którego postanowił przytulić za czasów żłobkowych, chcąc dać mu jakąś namiastkę ciepła i miłości, którą powinna mu zapewnić matka. W pysku trzymał sporych rozmiarów rybę, a z jego półdługowłosej sierści skapywały krople wody. Topik czasami żałował swojej awersji do pływania, które w większości kotom sprawiało radość. Jednak lekcje z pływania, które zafundował mu ojciec, gdy był tylko małym kociakiem sprawiły, że nie chciał nauczyć się umiejętności, którą każdy prawdziwy Nocniak powinien zgłębić. Bał się, po prostu najzwyczajniej w świecie się bał i trudno mu było przełamać ten strach.
— Powinieneś zanieść ją Ryjówce. Odkąd Drozdowe Futro odeszła źle z nią… — miauknął, wciąż miał obraz biednej szylkretki przed oczami i jej zapłakanej siostry. Nie był w stanie nic zrobić. — Prezent od byłego ucznia na pewno poprawi jej humor — Uśmiechnął się nieśmiało.
— Dobrze. Rzeczywiście mogłoby to jej poprawić nastrój — zgodził się z przyjacielem. — Chociaż martwię się o nią... Mało je…
— Nic dziwnego. To normalne. — wyznał. Sam przez to przechodził i zbyt dobrze rozumiał co musiała czuć Ryjówkowy Urok. — Myślę, że wciąż przeżywa żałobę. Szybko to nie minie… Musimy przypilnować, aby nie przestała w ogóle jeść.
— Poradze sobie z tym. Przeszedłem trening jedzenia, gdy nie chciało mi się jeść. Znam sposoby, które jej pomogą.
— To dobrze. Dam jej również zioła na wzmocnienie. Możemy również poprosić jej dzieci o pomoc. Myślę, że z chęcią nam pomogą zadbać o jej dobre samopoczucie. Im więcej łap do pomocy, tym lepiej!
Wyleczeni: Srocza Gwiazda, Pylista Burza, Trzcinowa Sadzawka, Kawcze Serce
<Śledziu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz