– Muszę spróbować ich odnaleźć, sama cię nie wyciągnę. Po drodze będę zostawiać ślady, po których do ciebie wrócimy.
Liliowa nie wyglądała na przekonaną jej odpowiedzią, co podkreślały jej położone po sobie uszy.
– Staraj się tracić jak najmniej energii. Nie krzycz, dopóki nie jesteś pewna, że zbliża się ktoś z naszych. Nie daj odmarznąć swoim łapom – poradziła kotce, powoli odsuwając się od wgłębienia w ziemi.
Żółtooka kiwnęła na znak zrozumienia łbem, otulając się ciasno swoim ogonem.
Srocza Łapa odwróciła się i biegiem rzuciła w stronę, z której przyszły. Śnieg skrzypiał nieustannie pod jej łapami, irytując tym kotkę. Co jakiś czas zatrzymywała się przy jakimś drzewie, ryjąc pazurami w jego twardej, zmarzniętej korze, albo rozglądała się za charakterystycznymi miejscami, służącymi za punkty orientacyjne, dzięki którym mogłaby wrócić po Zajęczą Łapę.
Po długim biegu czuła, jak opuszki łap zaczynają ją piec z zimna i bólu. Z ciemnych chmur zaczął sypać biały puch, zasypując odciśnięte w śniegu ślady. Zapachy mieszały się w jedno, a wiatr smagający jej grzbiet mącił kierunkami, z których dochodziły. W końcu udało jej się wyróżnić inną, charakterystyczną woń, a przed sobą dostrzegła przyczajoną Żonkilową Zatokę, której czarna sierść wyraźnie odznaczała się wśród jasnego terenu. Kilkoma susami pokonała dzielącą je odległość.
– Zajęcza Łapa utknęła, potrzebuje pomocy – wypaliła od razu Sroka, ciężko dysząc.
Żonkilowa Zatoka otworzyła szerzej oczy, lecz zanim miała szansę się odezwać, z kępy trawy wyszedł Bażancie Futro, skupiając swoje spojrzenie na uczennicy.
– Gdzie jest? – zapytał z poważną miną bury, strosząc niespokojnie sierść na grzbiecie.
– Tam, gdzie miałyśmy polować. Musimy się pospieszyć, resztę opowiem w drodze – ponagliła ich łaciata, już przygotowując się do biegu powrotnego.
Wojownicy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Prowadź
Srocza Łapa nie czekała już dłużej, tylko ruszyła naprzód. Czuła, jak zimne powietrze szczypie jej nos i gardło, ale zdawała sobie sprawę, że nie może zostawić współklanowiczki samej. Migoczący śnieg co rusz dezorientował członków Klanu Nocy, zmuszając ich do przystawania, by móc dalej podążać trasą prowadzącą do Zajęczej Łapy.
– To jak to się stało? – odezwał się Bażancie Futro, zbliżając się w biegu do Sroki.
– Miałyśmy rozpocząć polowanie, kiedy Zajęcza Łapa wpadła do głębokiego zagłębienia w ziemi. Śnieg musiał je prawdopodobnie przysypać, dając złudne wrażenie stabilnego terenu – wydyszała kotka, rzęsami strzepując osiadłe przy jej ślepiach śnieżynki – Będziemy potrzebować czegoś, by ją wyciągnąć.
Bażancie Futro skinął łbem. Mijali już kolejne oznaczone przez uczennicę drzewo, ale droga wydawała się nie mieć końca. W powietrzu wisiała obawa o życie kotki, która sama została w śnieżnej zasadzce, skazana na litościwość losu.
Serce Sroczej Łapy biło jak oszalałe. Każdy postawiony krok był coraz boleśniejszy, a krajobraz co chwilę rozmywał się przez łzawiące kotce oczy. Miała wrażenie, że zaraz tutaj oślepnie, a wojownicy wrócą do obozu z zamarzniętymi zwłokami Zajęczej Łapy i niewidomą Sroką. Kotka postawiła uszy, kiedy okolica wydała się być jej znajoma. Zwolniła kroku, zwieszając z wycieńczenia łeb.
– Musi być gdzieś blisko – stwierdziła, węsząc w powietrzu, a z jej pyska uleciało kilka jasnych chumrek.
– Dobrze, patrzcie pod nogi – ostrzegł je kocur, ruszając na przedzie.
Srocza Łapa z nosem blisko ziemi zaczęła szukać miejsca, w którym utknęła vanka. Bała się, że śnieg mógł na nowo przykryć zdradliwą szczelinę, maskując jej obecność.
– Zajęcza Łapo!! – głos Sroki był słaby, ale pełen nadziei.
Po kilku uderzeniach serca spędzonych w ciszy powtórzyła swój okrzyk:
– Zajęcza Łapo, gdzie jesteś?
Ponowny brak odpowiedzi zmroził kotce krew w żyłach bardziej, niż robiła to obecna pogoda. Wtem, wiatr przywiał do jej uszu świst, brzmiący niczym kocie wołanie. Uczennica postawiła uszy, ruszając nimi we wszystkie strony, aż dźwięk się nie powtórzył i teraz niezaprzeczalnie należał do liliowej kocicy. Srocza Łapa podążyła kierowana przez głos uczennicy, przystając co kilka kroków, by z tego wszystkiego nie wylądować obok Zajęczej w dziurze.
– Jesteś! – wyrwało się Sroce, kiedy nachyliła się nad znajomą szczeliną.
Na dnie dalej siedziała kotka, z łbem wysoko zadartym ku niebu.
– Nie bardzo miałam jak stąd pójść… – mruknęła Zając, co speszyło trochę łaciatą.
Nad żółtooką zawisły jeszcze dwie sylwetki, powodując w jej oczach błysk ulgi.
Bażancie Futro przyciągnął ze sobą po śniegu długą gałąź, wystarczająco grubą, by uczennica mogła się po niej wspiąć na górę. Trójka kotów współpracujących ze sobą, powoli obsunęła ją w dół, mocno trzymając zębami. Biała kotka zatopiła pazury w korze, odbijając się tylnymi łapami od podłoża. Jej ruchy były sztywne z zimna, ale przepełnione determinacją. Trzymający gałąź wojownicy zaparli się tylnymi łapami o ziemię, a Srocza Łapa złapała towarzyszkę za kark, kiedy była już wystarczająco blisko, wyciągając ją do siebie. Koty puściły gałąź, która zsunęła się w głąb śnieżnej pułapki.
Sroka z trudem łapała oddech, czując, jak wychłodzone ciało córki Zdradzieckiej Rybki opiera się o nią, świszcząc nosem. Kłębki pary unosiły się z pysków obu kotek, kiedy powoli się od siebie odsunęły.
<Zajączku?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz