Siedziała tej nocy z głową w łapach, próbując zmusić się do snu. Skupiała się na ciemności zaciśniętych powiek i spokojnym oddechu jednookiego kocura, który wciąż utrzymywał bezpieczny dystans, ale z wieczora na wieczór znów drzemał coraz bliżej. Udawała, że tego nie dostrzega.
Momentami udawało jej się odpłynąć; niewiadomą ilość czasu później wracała do rzeczywistości; jedynym sygnałem, że tak było, była pustka w myślach. Nie mogła sobie przypomnieć, na czym skończyła wewnętrzny monolog. Znów została wyrwana przez krzyk, znajomy głos, który pojawiał się zawsze, gdy była gdzieś pomiędzy snem i rzeczywistością. Westchnęła i przycisnęła głowę głębiej w łapy, nie chcąc się wybudzać. Słyszała jednak kroki, szmery i wiedziała, że to nie urojenia. Zaniepokojona podniosła głowę. Ktoś atakuje? Gdzie Skowronek?
Wzdrygnęła się i podniosła na cztery łapy, musząc zrobić krok na bok, by utrzymać równowagę. Popatrzyła tam, gdzie inni. Na Kruczą Gwiazdę ciągniętą po ziemi. Krzywiła się na jej wrzaski i manipulacje, nawet nie mając ochoty ich analizować.
Oh — wyszeptała do siebie, niepewna później czy zrobiła to na głos, czy w myślach, czuła jak zwęziły jej się oczy. Ona naprawdę… zabiła Goździka i Bezchmurne Niebo. Do tej pory próbowała myśleć, że to tylko teoria wynikająca z jej uprzedzenia i wypadki się zdarzają. Ale…
Ale teraz leżała z różnymi cieczami na wierzchu, na widoku wszystkich, łącznie z jej kociętami.
Które teorie były teraz prawdą? Kogo zabiła? Matkę Lamparciej Łapy? Kotka mogła nie przeżywać tego bardzo długo, rozpaczała kilka tygodni, ale wciąż było to okrutne.
Mrugnęła i miała wrażenie, że nie może otworzyć powiek. Co, jeśli jej rodzeństwo- nie, miała pewność, że kogoś podobnego do nich widywano na granicach. Na pewno żyli i panoszyli się, gdzie nie powinni.
Ktoś ją szturchnął i udało jej się cokolwiek zobaczyć. Oprócz tego kogoś więc pewnie zrobił to przypadkiem, gdy przechodził. Od razu zachciało jej się wymiotować od hałasu; kto płakał za taką… ugh.
Jej dzieci może by płakały.
Rozglądnęła się, odrywając przednie łapy od ziemi, by wyjrzeć na nieco równiejszym poziomie z resztą kotów. Złapała spojrzenie mentora, a ten machnął głową w stronę, gdzie mogła rozróżnić rude futro i z której się oddalał.
Kilka pysków było odwróconych też w tamtą stronę. Nachylonych ku sobie. Ich wąsy drgały, gdy coś sobie szeptali. Przepchała się w ich stronę, być może lub nie, depcząc kilka ogonów z wystawionymi pazurami. Spojrzał na nią jakby zdezorientowany. Bez słowa, nawet spojrzenia, wepchała się pomiędzy nowego lidera, a najeżonego Kurkę. Trząsł się i płakał, co było… niepokojące, jak daleko jej obserwacje sięgały. Nie mogła może go zasłonić, zważając na wzrost, ale było to jakieś odcięcie. Nachyliła głowę na wysokość jego pyska, by nie musieć zbyt podnosić głosu. Jednocześnie tym osobnikom, będącym w zasięgu wzroku posyłała spojrzenie, mogące być obietnicą śmierci, nakazaniem wstydu lub wyzwiskiem.
— Zejdźmy na bok. — zaproponowała i przy braku reakcji szturchnęła go lekko. Zaryczał tak nagle, że się wzdrygnęła i rzucił się do przodu. W gwałtownych ruchach odrywał czarne futro od jej ciała. Z czasem dotarł do mięsa. Obserwowała to, nie mając zamiaru reagować. Odwróciła tylko głowę z morderczym spojrzeniem w stronę Astrowego Poranka, która miała czelność skomentować to zbyt głośnym tonem. Tak samo Makowe Pole, komentująca, że jaka matka taki syn. Wysunęła pazury. Szkoda, że zasada nie zadziałała przy niej, mogłaby wdać się w ojca. Nie musiałaby wtedy się powstrzymywać przed przywaleniem jej. Emocje były wysokie, ujebanie ją w ten durny pysk mogłoby zbyt eskalować. Niech się udławi własną śliną.
Może jednak powinna go zatrzymać. Dzieciak i tak ma złą reputację, a wątpiła, by coś takiego wpłynęło na niego dobrze emocjonalnie… Ale, tak czy siak, już zaczął, oni to widzieli.
Zmrużyła oczy; pewnie jakby spotkała Bylicę zrobiłaby coś podobnego. Taki los narcystycznych matek. Więc… niech młody robi ten raz co chce. Nie jest hipokrytką.
W szmerze przebił się cichy głosik. Kminek zjeżyła się, słysząc padające słowo.
— P-potwórze…!
Blisko truchła stała Mrówcza Łapa. W następnej sekundzie już nie utrzymywała się na czterech łapach, powalona przez cielsko brata. Liliowa wystrzeliła do przodu, by odciągnąć swojego ucznia od zakrwawionego pyska zielonookiej. Chwyciła go za skórę na karku i szarpnęła w bok, pchając dodatkowo łapami.
<Kurka?>
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz