Właśnie nadszedł ten dzień, w którym miała zawalczyć o tytuł wojownika. Jej przeciwnikiem został Łasicza Łapa, ten oblech i cham, którego nie cierpiała od czasów kocięctwa. Miała szansę wykazać się przed liderem i skopać mu zad! Wierzyła w swoje siły. Złota bardzo dobrze ją wyszkoliła.
Przyjęła pozycję do walki, tak jak i ten mysi móżdżek. Jej siostra nieźle mu dała po mordzie, bo nawet stąd widziała tą bliznę biegnącą od klatki piersiowej po jego brzuch. Pewnie się prosił, więc nie było jej go żal.
— Zaczynajcie — głos czarnego vana przeciął powietrze.
Skoczyli na siebie, stając się jedną masą kocich futer. Musiała przyznać, że był niezły. Wgryzał się w nią dość boleśnie, ale i ona nie pozostawała mu dłużna. Nie mogła przegrać! Nie z kimś takim! Zawiodłaby tak cały klan! Był przecież dzieckiem Zakrzywionej Ości, tej zdrajczyni, która gryzła piach daleko za ich terenami.
Wydała z siebie pisk, gdy zaskoczona skończyła na ziemi. Skarciła się w duchu za to zachowanie, lecz stało się. Jedyne co mogła teraz robić, to szamotać się pod kocurem, dając mu łapą w pysk. To jednak nie dało zamierzonego efektu, bo dalej na niej siedział, dociskając do ziemi, że aż jej dech zaparło. Chciał ją zabić?! A może go to bawiło?!
— Koniec walki. Wygrywa Łasicza Łapa — obwieściła Irgowy Nektar, na co zadowolony z siebie uczeń, zszedł z jej brzucha i z dumą skierował wzrok na lidera.
Widziała niezadowolony wzrok tej dwójki. Najbardziej jednak przerażał ją ten należący do Mrocznej Gwiazdy. Van chrząknął i z widoczną niechęcią zaczął mianowanie wygranego. Słuchała tych słów ze zbolałą miną. Przegrała!
Zaraz jednak słysząc nowe, wojownicze imię czekoladowego, miała ochotę parsknąć śmiechem.
— Że co takiego?! — wyrwało się z jego pyska, na co jej uśmiech się poszerzył.
— Zamiast się kłócić, powinieneś być wdzięczny, że nie wybrałem czegoś gorszego, Tchórzliwy Upadku. — rzekł Mroczna Gwiazda, posyłając mu zimne spojrzenie.
Nowo mianowany wojownik, wbił pazury w ziemię, odchodząc z prychnięciem. Kultyści z radością wykrzykiwali nowe imię kocura, lecz nie ona. Nie miała czego świętować. Zawiodła.
Gdy się wszyscy rozeszli, miała zamiar czmychnąć i nie wychodzić do rana, ukrywając przed światem swój wstyd. Plany pokrzyżowało jej uczucie, że ktoś wbijał w nią wzrok. Spięła się, zatrzymując w miejscu, widząc jak lider zmierzał w jej stronę, patrząc na nią z góry.
— Jak mogłaś przegrać z Łasicą? Z Gęsią Łapą, z Frezją, z kimkolwiek, zrozumiałbym, ale z synem Osta i Ości? — Skrzywił się. — Co się z tobą dzieje? Przyniosłaś nam wstyd! Mi i całemu kultowi. Jako moja córka reprezentujesz mnie, a jako uczennica reprezentujesz Irgę. Przegrałaś z kimś takim, co da mu poczucie wartości!
Położyła po sobie uszy, słysząc te słowa. Spojrzała na niego, wysłuchując z suchym gardłem tego co miał do powiedzenia. Wiedziała, że zawaliła. Wzrok kocura jak i Irgi, gdy oglądali jej porażkę, mówił sam za siebie.
— Wybacz mi. Był... całkiem dobry. Nie spodziewałam się tego i przeceniłam swoje siły.
Westchnął, patrząc na nią ostro.
— Nie wierzę, by Irga nie mówiła ci, że nie należy przeceniać swoich umiejętności. — prychnął, zaczynając chodzić w tę i we wtę przed córką. — Mógłbym się tego spodziewać po każdym uczniu, nawet po Chłodzie, ale po tobie? Gdy zdawałaś się tak chętna do nauki i uczenia się na własnych błędach? Zwłaszcza pod okiem zastępcy? Urządziłaś kopalnię wstydu nam wszystkim. Powinienem teraz połamać ci kości, ale uznaj to jako szansę na poprawę i nie zawiedź nas drugi raz. Pokaż, że jesteś ponad to.
Zawiesiła łeb, patrząc na swoje łapy.
— Przepraszam. Zdaje sobie z tego sprawę. A-ale ja się poprawię! Nie chcę was wszystkich zawieść — zapewniła. — Pragnę dołączyć do was w kulcie. Na pewno nie zrobiłam tego specjalnie, starałam się.
Wiedziała, że te wymówki brzmiały bardzo żałośnie i nie uda jej się naprawić tego co już miało miejsce. Musiała przełknąć gorycz po porażce i następnym razem spisać się lepiej.
— Więc bądź na coś przydatna i zrób kultowi kocięta. Nową przyszłość — warknął. — Tak samo jak Irga, jak Sosna... Ale gdy już zostaniesz mianowana i je urodzisz, nie pozwól, żeby się stoczyły jak Kuna. Jedno to urodzić, a drugie wychować. W ten sposób zapłacisz dług za to... żałosne potknięcie. Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem.
Słysząc wzmiankę o kociętach, drgnęła. Przecież... miała dopiero dziesięć księżyców! Czyli to co mówiła Różana Łapa i Bylica się sprawdzi? Znajdzie jej jakiegoś starego kocura? Jeszcze sam fakt, że utknęłaby w żłobku na tak długo, nie kosztując nawet odrobiny życia wojownika... zniechęcał.
Skuliła się bardziej.
— Ja... Zrobię to oczywiście. Nie zawiodę, ale... Nie uważasz, że to nieco za wcześnie? — Wolała nieco później zostać matką, bo sama jeszcze czuła się młodo i pragnęła zakosztować coś z życia.
Chciała przynajmniej odbębnić jeden patrol i rozejrzeć się po całych terenach, nim zostanie uziemiona. Teraz jak zakosztowała nowego życia, tej wędrówki... Nie chciała tak szybko żegnać się z tą nabytą wolnością.
— Na wspomożenie kultu nigdy nie jest za wcześnie. Poza tym, kto mówił, że zrobisz to teraz? Ważne, żebyś to zrobiła kiedykolwiek, jeśli chcesz zrekompensować swoją porażkę. Porażkę nie na miarę twoich umiejętności. Jeśli nie, to możesz już zacząć przyjaźnić się z Kunią Norką i Goryczkowym Korzeniem — miauknął ze zniesmaczeniem.
Z tymi dwiema? Wiedziała, że nie miały dobrej opinii w klanie. Kunia Norka była córką Sosnowej Igły, która ją wydziedziczyła, a Goryczkowy Korzeń... Nie wydawała się być prawdziwym wojownikiem, a jego imitacją. Wiele dostrzegała i słyszała, gdy przez te ostatnie księżyce wędrowali. Przyjaźń z nimi to byłby wyrok. Nie chciała być uważana, jak te dwie za słabeusza!
— Na pewno dam kultowi kocięta. Irgowy Nektar uczy mnie wychowywania na swoich wnuczkach. Twierdzi, że dobrze sobie radzę. Dzisiejsza porażka była jednorazowa. — miauknęła pokornie.
— Oby. — mruknął. — Znajdziemy ci kogoś odpowiedniego.
Uniosła wzrok, wbijając go w niego niepewnie, z nutką strachu, że trafi jej się jakiś staruch pokroju Krzaczastego Szczytu. No i pytanie... Kiedy to będzie? Teraz zacznie przeglądać odpowiednie kocury do tego, by mogła spełnić swój obowiązek?
— T-tak... Będzie jak mówisz... — powiedziała, bojąc się zapytać o kwestie związane z wiekiem partnera. Lider już był na nią wystarczająco zły. Nie mogła zacząć się z nim o to wykłócać.
— Zmykaj do swojej mentorki i przeproś ją za widowisko, jakie jej urządziłaś. — mruknął niewzruszony, odwracając się.
— Oczywiście, Mroczna Gwiazdo — z pochylonym łbem, zrobiła jak kazał.
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz