Ta mała wronia strawa... Jak ona... Yh... Go irytowała! Obserwował jak zwiewa z cenną wodą, która mu się należała. W końcu to on tutaj ciężko pracuję, lecząc poparzenia, odwodnienia i inne choroby! Jeżeli padnie, to kto będzie leczył? Fasolowa Łodyga? A się zdziwią! Może i asystentka była dobra w swoim fachu, ale nie miała takiego umysłu co on!
Z wywieszonym językiem wrócił do legowiska medyków, które tonęło w chłodzie. Pić... Wody... Tylko tego pragnął, więc widząc Kolczastą Skórę, który się słaniał na nogach, miał ochotę wyrwać sobie sierść z głowy.
- Czego? - warknął widząc jak kocur przekracza próg jego samotni.
- Źle się czuję. Tak... Jakby słońce wypaliło mi mózg - I na potwierdzenie swoich słów, zachwiał się lądując na ziemi.
Wspaniale. Kolejny z przegrzaniem. Trudno było leczyć coś takiego bez WODY, którą ZABRAŁA RUDA POKRAKA! Ale spokojnie, spokojnie. Musiał oddychać i zająć się wojownikiem.
- Masz wodę? - zapytał podchodząc i kładąc łapę na jego sierści.
Był rozpalony! Na dodatek dyszał i chyba miał zaczątek majaków. W takim stanie wątpił, że odpowie na pytanie. No nic. Mógł tylko błagać przodków, aby chłód jaskini zbił temperaturę.
Widząc Fasolową Łodygę, która wybyła nie wiadomo gdzie, miał ochotę obić jej skórę. Zanim się jednak wydarł, ujrzał mech... z wodą. Czy już mówił, że uwielbia kotkę? Szybko zabrał jej cenny surowiec i wypił, przełykając z ulgą.
- Co to niby było? - zapytała asystentka, patrząc na niego z szokiem.
- Och nie przesadzaj... Potrzebuje tego więcej. Kolczasta Skóra się przegrzał.
Córka Iglastej Gwiazdy westchnęła.
- Masz szczęście, że wzięłam więcej tego mchu. - Machnęła ogonem, a w jaskini pojawił się Świtająca Maska z nową partią życiodajnej WODY.
Od razu mógł zabrać się do pracy.
***
Kolczasta Skóra doszedł do siebie po jakimś czasie. Został napojony i mógł przytulić się do zimnej ściany, ku niezadowoleniu Tkaczy, którzy zachwiali się na swoich pajęczynach.
Skoro już zajął się pacjentem, mógł wymyślić karę dla tej brudaski, która twierdziła, że czarny to czystość. Phi! Przecież ten kolor zawszę kojarzył mu się z brudem. Ziemia była czarna, błoto... Jak można mówić o tym jak o czystości? Dla wzmocnienia swojej pewności siebie, wymył swoje liliowe futerko, które aż lśniło. Żadnych kłaczków, kropelek brudu, nic. Będzie go tu małolata edukować. Teraz wystarczyło podać jej jakieś zioło, po którym zrozumie, że z WUJASZKIEM się nie zadziera. Nie dała wody? Jemu? Pośrednikowi z Klanem Gwiazdy! Co za brak szacunku do jego pozycji! Szybko znalazł swoją ulubioną broń. Mianowicie pokrzywę. Odkąd pamiętał wydawała mu się bardzo niebezpieczna. Parzyła, a przy dotyku wyskakiwały bąble, na dodatek zjedzenie jej powodowało wymioty. Nie był jednak głupi i wiedział, że Płonąca Łapa nic od niego nie weźmie. Musiał więc podejść uczennicę inaczej.
***
Płonąca Łapa udała się na trening ze swoją mentorką. To był idealny moment. Zaniósł pokrzywę na korze do legowiska uczniów i kierując się zapachem ocenił, które należało do jego wrednej siostrzenicy. Szybko udekorował je listkami, a kijem przygniótł, aby zlały się z tłem posłania. Kiedy całość była już gotowa z wrednym uśmieszkiem na pysku, wrócił do siebie. Wystarczyło teraz czekać.
***
Wrzask jaki się rozległ jakiś czas później sprawił, że aż wyjrzał na zewnątrz. Płonąca Łapa wyskoczyła z legowiska uczniów, tarzając się po ziemi. Na jego pysku wykwitł wredny uśmieszek. Czyli wpadła! Cudownie! Zachichotał pod nosem. Teraz będzie musiała prosić go o pomoc w pozbyciu się bąbli. Już nie może się doczekać jej kajania się i błagania o litość w uśmierzeniu cierpienia.
< Płonąca Łapo? >
Wyleczony: Kolczasta Skóra
AAAAA ZABIJE XD to oznacza wojnę!!
OdpowiedzUsuń