- Oj wujaszku, jak to gdzie? Na spacer! - zawołała entuzjastycznie, zaraz jednak spuściła z tonu, widząc, że burasek nie podziela jej przeogromnego optymizmu. Uśmiechnęła się więc łagodnie, przymykając lekko ślepka, po czym ruszyła przed siebie, a kocur tuż za nią.
Ruszyli spokojnym krokiem przez całe terytorium klanu burzy, aż do strumyka. Po drodze Fiołeczek zagadywała mentora Skowronkowej Łapy jak tylko mogła, byle by chociaż na chwilę przestał się smucić, co chyba z lekka działało, bowiem pręgowany raz po raz unosił pyszczek w geście uśmiechu. Słabo, niemalże wręcz niewidocznego, ale to jednak nadal był uśmiech, a o to właśnie się rozchodziło.
Małymi kroczkami do celu, o tak!
- Wiesz Fiołeczku... nadal martwię się o Skowronka, na pewno myślisz, że nic jej się nie stanie? - spytał cicho, kładąc się nad płynącą wodą, po czym zaczął mącić ją łapą. Szylkretka skrzywiła się nie co, pozostając z lekka w tyle, zaraz jednak pokonała dzielącą ich odległość, po czym ułożyła się przy zielonookim, wzdychając cicho.
- Jestem pewna, wujaszku - zaćwierkała wesolutko, uśmiechając się pokrzepiająco - Ty też się uśmiechnij, bo wyglądasz, jakby cały świat cię się na głowę zwalił! - zawołała, liżąc go za uchem. Między nimi zapanowała cisza. Pierwszy raz w życiu, Fiołkowa Bryza nie wiedziała co ma powiedzieć, dlatego też jedyne co zrobiła, to oparła się o bok wujka, mrucząc przy tym cicho. Zaraz jednak krzyknęła donośnie, kiedy zimna woda chlusnęła jej w pyszczek. Otrzepała łebek z nieprzyjemnej cieczy, oblizując przy tym nosek. Donośny śmiech Burzowego Serca rozniósł się echem po terenach klanu burzy. Calico już wiedziała, że to sprawka medyka, jednak nie gniewała się, liczyło się tylko to, że starszemu poprawił się humor.
< Wujcio Burza >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz