Żagnica kolejny raz był niemiły dla Jarzębinki. Kocur wyśmiewał przednie łapki arlekinki, miaucząć głośno, że może zapomnieć o zostaniu stróżem, bo nawet to będzie dla niej za trudne. Już od czasów żłobkowych dogryzał jej, ale w ostatnim czasie jego złe zachowanie przybrało na sile.
— Wcale nie! D-dzięki Brzoskwini jestem sprawniejsza… Dzisiaj nawet próbowałam sama wejść na drzewo! — pochwaliła się, miała nadzieję, że uda jej się chociaż pod koniec treningu wdrapać na drzewo, aby tak jak inni uczniowie chociaż przez kilka nocy spać w koronach drzew. Przez swoją niepełnosprawność już za czasów uczniowskich spała wśród pełnoprawnych stróży, jednak dzięki temu mogła się tulić do albinoski. To był chyba jedyny plus posiadania tych krótkich łapek.
— I? Weszłaś? — spytał spoglądając na młodszą kotkę z rozbawieniem wymalowanym na swym pysku, na co Jarzębinka skuliła się, a do jej oczu napłynęły łzy. Kocur nic sobie z tego nie robiąc, dalej kontynuował wyśmiewanie jej. — Dziwię się, że cię przyjęli do Owocowego Lasu. Ts… nawet twoja mama na ciebie pewnie nie chciała patrzeć, bo to wstyd urodzić taką pokrakę, co nie umie chodzić normalnie i trzeba będzie do końca życia jej pomagać w prostych rzeczach. Dlatego was porzuciła. Z twojej siostry może będzie wojowniczka, czas pokaże, ale na pewno nie dorówna mi umiejętnościami! [...]
Zabolały ją słowa kocura. Nawet jeśli nie była to prawda. Mama nigdy by jej nie porzuciła, w końcu wciąż pamiętała jak tuliła się do jej niebieskiej sierści, a Skacząca Fala śpiewała jej piosenki i opowiadała historię o Klanie Gwiazdy. Niestety odeszła, lecz gdyby tak się nie stało, na pewno by w tej chwili były razem.
Tata również jej nie porzucił. Wierzyła, w to, że znowu kiedyś spotka się z vanem. Nawet “babcia” Jarząb tak powiedziała, że Mniszek na pewno wróci, skoro już dwa razy zdecydował się powrócić na dawne tereny. Tylko szara koteczka musiała być bardzo cierpliwa i wyczekiwać ponownego spotkania z rodzicem. Nawet zasugerowała jej powierzyć swoją prośbę gwiazdą, co Jarzębinka niemal natychmiast uczyniła. I tak co noc, wdrapując się na ścięty pieniek, z którego za młodu jej ojciec również podziwiał gwiazdy, obserwowała gwiaździste niebo i powierzała mu swoje najskrytsze życzenia.
Dygotała przez cały czas, starając się nie rozpłakać bardziej, wiedząc, że da jeszcze większą satysfakcję synowi Witki. Dziwiła się, że tak miła kotka urodziła takiego wrednego kocurka. Czemu on się tak na nią uwziął. Czy jej przednie krótsze łapki to był naprawdę jedyny powód, przez który był dla niej niemiły?
— Ja nie…
— Schyl się!
W tym samym momencie przeleciała szyszka tuż koło jej ucha, a następnie uderzyła w sam środek pyska kocura. Przerażona Jarzębinka położyła po sobie uszy, widząc jak diametralnie zmienia się wyraz pyska Żagnicy. Był wściekły, wręcz mordował spojrzeniem liliową kocicę stojąca o parę lisich długości tuż za arlekinką. Dostrzegła, że Przypływ miała w zanadrzu sporo amunicji tuż przy swych łapach, gotową w każdej chwili znowu wystrzelić szyszkę w stronę kocura. Nie wiedziała czy powinna starać się przeprosić starszego kocura i go udobruchać za głupie zachowanie swojej siostry, czy korzystających z sytuacji czmychnąć i schować się za kotką, tak też koniec końców nie drgnęła z miejsca sparaliżowana strachem.
***
Walka pomiędzy Przypływ, a Żagnicą wymknęła się spod kontroli. Jarzębince nie udało się rozdzielić kotów, a w trakcie próby sama dostała niechcący, a może chcący po pysku. Tak też została zmuszona udać się po jakiegoś starszego kota, który byłby w stanie rozdzielić wrogo nastawione do siebie koty.
Akurat dostrzegła wracająca do obozu Sówkę, kotkę, która zastąpiła jej i Przypływ mamę, w towarzystwie Mirabelki, córki samego lidera. Gdy tylko udało jej się do nich podkicać, zdyszana od razu zaczęła tłumaczyć co takiego się stało. Miała nadzieję, że i bura szylkretka pomoże im w rozdzieleniu siostry i syna medyczki.
[606 słów]
[przyznano 12%]
<Mamo Sówko pomocy>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz