Zastrzygł uszami, gdy usłyszał cichy głosik z dołu. Już po chwili obok niego znalazło się małe kocię. Posłał szylkretce uśmiech, gdy ta pochwaliła to, że jest sporych rozmiarów kociakiem. Przy niej to faktycznie był z niego gigant, nawet jeśli wciąż był mały i o kilka księżyców od niej starszy. Kocię na pierwszy rzut zielonych oczu Jerzyka należało do tych bardziej rozrywkowych kociąt Cynamonki jak śmiał stwierdzić. I się nie mylił, bo już po chwili młoda kotka pacnęła go w nos, gdy się do niej nachylił. Cofnął głowę zaskoczony jej śmiałością, a na jego pyszczku mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Wyszczerzył się do córki Cynamonki ukazując swoje piękne zębiska.
Wreszcie udało mu się znaleźć kompana do zabawy i to takiego poza jego rodziny.
— A nie boisz się, że cię zgniotę? Jesteś malutka. — podjął siadając przed mała kotką, którą jakby pacnął tak jak ona jego, to na pewno, by zaraz się rozpłakała. A tego by nie chciał. Nie, gdy ich obie matki znajdowały się w pobliżu. — Jestem Jerzyk, syn Jeżyk — przedstawił się dumnie
— Ja? Ja niczego się nie boję! — miauknęła odważnie — Ooo, macie bardzo podobne imiona. Jerzyk, syn Jeżyk... mama musi cię bardzo lubić — stwierdziła — Też jest ogromna? — spytała.
— No raczej nie inaczej. Jest duża, normalnie największy kot w okolicy, do czasu aż to ja jej nie przerosnę. Chociaż wiesz co, twoja mama też była ogromna jak siedziałaś u niej w brzuchu. Wyglądała jak beczka! Ale nic dziwnego skoro szóstka was tam siedziała. — rzucił rozbawiony — Chcesz się bawić, tak? No to berek! — zawołał donośnie, lekko szturchnął koteczkę w bark
Od razu na jej pyszczku pojawił się figlarny uśmiech, po czym zaczęła gonić burego kocurka na tych swoich serdelkach. Jerzyk oczywiście miał przewagę. W podskokach przemieszczał się bardzo szybko, a koteczka znajdowała się za nim o parę długości ogona w tyle. Nie miała szans go dopaść, no chyba żeby specjalnie się chciał zatrzymać. Tyle, że Jerzyk nie chciał. Fory to mógł dawać rodzeństwu, a do nich Miedź niestety nie należała. Tak też czekał ją maraton, nim padnie ze zmęczenia. Przez dobre parę minut tak biegali, gdy koteczka w końcu zatrzymała się próbując złapać oddech.
— Dawaj, dawaj! — podjął przystając widząc, jak kocię pomału kica po trawie w jego kierunku — Musisz szybciej przebierać łapami, bo tak to mnie nigdy nie złapiesz! Och!
Dostrzegając, że szylkretka padła brzuchem na trawę zmartwiony podbiegł do niej.
— O mamciu, Miedź proszę powiedz, że żyjesz... — szturchnął łapą padnięte kocię, które omal to nie wyzionęło ducha — Ech, pieszczochy! Musisz koniecznie rozpocząć trening, tak jak ja, bo widzę że twoja kondycja leży tak jak i ty teraz... Ej, wstawaj, bo moja mama idzie! Miedź, no dawaj, no, widzę, że żyjesz! Nie śmiej się!
<MIEDŹ?>
[441 słów]
[Przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz