Bożodrzewna Łapa miała okropny naprawdę okropny poranek. Grubo przed świtem obudził ją odgłos ulewnego deszczu. Jęknęła cicho, zwijając się mocniej w kulkę. Nie było dane jej jednak zasnąć – jeden z uczniów (nawet nie miała siły, by wstać i zorientować się który) zaczął nagle coś mruczeć przez sen. Jedyną rzeczą, która w tamtym momencie dzieliła tamtego kota od bardzo bolesnej i niezwykle kreatywnej śmieci, było zmęczenie Bożodrzew. Kotka zakryła uszy łapami, wyszeptując wszystkie znane jej przekleństwa w stronę miauczącej cholery. Niech wie, że nikt go na tym świecie nie kocha.
W każdym razie, Bożodrzewna Łapa była naprawdę niewyspana i naprawdę wkurzona. Miała szczerą nadzieję, że ten boski Klan Gwiazdy, o którym cały czas gadał Juda, ześle przynajmniej dziesięć plag na każdego, kto postanowi się do niej odezwać. W szczególności, jeśli miałby być to jej mentor. Nie było tak, że życzyła Dzwonkowemu Szmerowi źle – po prostu miała nadzieję, że w drodze na trening przygniecie go jakieś drzewo. Nie było szans, że w jakikolwiek sposób zmusi ją do ćwiczeń.
Najlepszą taktyką na uniknięcie treningu było prawdopodobnie uniknięcie samego mentora, a ponieważ szanse na to, że Klan Gwiazdy postanowi w niego walnąć piorunem, były dość niskie, Bożodrzewna Łapa musiała wziąć sprawy w swoje łapy. W końcu co jej zrobi? Weźmie ją na więcej treningów?! Ha, niech się ośmieli. Szybko zobaczy, jakim wrzodem na dupie potrafi być kotka.
Bożodrzew wyjrzała z legowiska uczniów, szybko zauważając Dzwonka siedzącego w pewnej odległości od niej i na szczęście odwróconego tyłem. Jeśli chciała go uniknąć, nie mogła dłużej zostawać w tym miejscu. Parsknęła delikatnie. To co robiła było absolutnie idiotyczne. Była jednak naprawdę, naprawdę zdeterminowana, żeby nie iść tego dnia na trening. Miała przecież dużo lepszych rzeczy do roboty! Na przykład: sen. W sumie, po zastanowieniu się, sen był jedyną rzeczą, na którą miała ochotę. Niech się Judaszowiec męczy z przysłużaniem się Klanowi, ona nie zamierzała.
Przemknęła przez obóz, próbując jak najbardziej oddalić się od mentora. Nie wiedziała, gdzie właściwie miałaby pójść. Wszystko, co robiła było absolutnie głupie. Ale czy właściwie jej na tym zależało?
– Coś się stało?
Drgnęła, słysząc głos. Oczywiście, że ktoś musiał na nią zwrócić uwagę. Oczywiście.
– Nie twoja sprawa – mruknęła bez absolutnie żadnej emocji w głosie. Niedźwiedzia Siła przekrzywił głowę.
– Większość uczniów już wyszła na swoje treningi. Gdzie jest twój mentor? – zapytał, a Bożodrzewna Łapa z irytacją strzępnęła ogonem.
– Mam go gdzieś – burknęła w odpowiedzi. Wojownik zmarszczył brwi.
– Nie będziesz miała to gdzieś, jeśli znajdzie cię i zaciągnie na trening – odpowiedział. Biała kotka prychnęła.
– Niech spróbuje – syknęła.
Nim zdążyła powiedzieć coś więcej, poczuła, jak futro na jej karku jeży się.
– Niech spróbuje co? – Dzwonkowy Szmer zastrzygł uszami. Uczennica wypuściła z siebie pełne rezygnacji westchnienie. Lisie Łajno. – Gdzie byłaś? Czekałem na ciebie.
Bożodrzewna Łapa odwróciła się w jego stronę i zmierzyła go znudzonym spojrzeniem.
– Wychwalałam z Niedźwiedzią Siłą nasz wspaniały system i treningi – odpowiedziała, mrużąc oczy. – Nie prawda? – odwróciła głowę w stronę wojownika, mając nadzieję, że nie widać po niej zdenerwowania.
Klanie Gwiazdy, zlituj się nad nią i spraw, by ten staruch nie okazał się skarżypytą.
< Niedźwiedź? >
[500 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz