Otworzył ślepia i uśmiechnął się smutno. Dobrze było ją widzieć. Mimo wszystko.
- Umrę, prawda?
Odpowiedziało mu milczenie. Spojrzał w jej zimne ślepia i miał wrażenie, że dostrzegł w nich iskry emocji. Uśmiechnął się do siebie. Naprawdę musiało być źle, skoro nawet ona się przejmowała.
- Potrójny Krok twierdzi, że ciągle masz szanse.
Zamknął ślepia i odetchnął, korzystając z chwilowego braku kaszlu.
- Potrójny Krok twierdzi tak za każdym razem, gdy tylko ktoś nie jest martwy. Co jeszcze powiedział?
- Że jesteś lisim bobkiem i powinieneś przyjść do niego wcześniej - niemal warknęła. Zaskoczyła go wściekłość w jej głosie. Zwinął się mocniej w kłębek.
- Przepraszam - miauknął cicho. - Myślałem, że to zwykłe przemęczenie. Miałem wszystkiego dość, wtedy zawsze jestem bardziej zmęczony. Nie sądziłem, że… - coś ścisnęło go za gardło. - Przepraszam.
Patrzyła na niego. Po prostu patrzyła. Nie oderwała wzroku nawet gdy zaniósł się kaszlem, opluwając krwią posłanie. Milczała. Może dlatego, że nikt nie nauczył ją godzić się ze śmiercią własnego brata.
Może oboje się łudzili, że jeśli nie nazwą tego po imieniu, to to nie będzie istnieć.
- Borsuk? - miauknął, gdy udało mu się złapać odrobinę oddechu. - Wiesz, może… Może tak będzie lepiej. Kiedy… kiedy Modrzewik był chory i myślałem, że umrze, ja… poczułem ulgę, wiesz? Było mi tak cholernie wstyd, ale przez chwilę czułem się lepiej. Wierzyłem, że to się skończy. Przynajmniej to. A teraz… - chciał westchnąć, ale znów zaniósł się obrzydliwym , krwawym kaszlem. Chwilę zajęło mu, zanim wrócił do siebie. - Sama widzisz. - Uśmiechnął się smutno. - Teraz wszystko się skończy. Wiem, że to mało honorowe wyjście, ale ja już naprawdę nie mogę. Nie potrafię… Nie potrafię poradzić sobie z własnym życiem, więc jak mógłbym uratować klan? Nie nadaję się do tego. Nigdy nie nadawałem. Teraz… chcę tylko od tego uciec. W końcu mieć spokój.
- Nie pozwolę ci - jej głos był zimny jak lód i pierwszy raz Wróbel miał wrażenie, że to była tylko maska. Że pod tym lodem chowa się całe morze uczuć, na które kocica nie chce sobie pozwolić. - Nie dam ci umrzeć.
- Borsuczy Krok, jak zawsze niezłomna jak skała - miauknął. - Zawsze cię za to podziwiałem. Poradzisz sobie - chciał dodać coś jeszcze, ale przerwał mu kaszel. Gdy udało mu się w końcu złapać oddech, miał siłę miauknąć tylko: - Przepraszam... że zostawiam cię z tym wszystkim. To ja obiecałem… Wybaczysz mi kiedyś?
Nie odpowiedziała, wpatrując się w jego ślepia. Uśmiechnął się smutno i opadł wyczerpany na mech. Widział, że chciała mu coś powiedzieć, ale żadne słowo więcej nie wydobyło się z jej pyska. Zamknął ślepia, próbując uciec przed wszystkim w sen.
Miał tylko nadzieję, że nie będzie bolało.
Papa wróbel
OdpowiedzUsuń